Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morfina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Morfina. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 lutego 2010

A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...



Budka Suflera - Jest taki samotny dom

Jest taki samotny dom

Uderzył deszcz, wybuchła noc,
Przy drodze pusty dwór,
W katedrach drzew, w przyłbicach gór,
Wagnerowski ton.

Za witraża dziwnym szkłem,
Pustych komnat chłód,
W szary pył rozbity czas,
Martwy, pusty dwór.

Dorzucam drew, bo ogień zgasł,
Ciągle burza trwa,
Nagle feria barw i mnóstwo świec,
Ktoś na skrzypcach gra,
Gotyckie odrzwia chylą się
I skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich
W brylantowej mgle.

Zawirował z nami dwór,
Rudych włosów płomień,
Nad górami lecę, lecę z nią,
Różę trzyma w dłoni.

A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien

Znowu szary, pusty dom,
Gdzie schroniłem się
I najmilsza z wszystkich, z wszystkich mi
Na witraża szkle,
Znowu w drogę, w drogę trzeba iść,
W życie się zanurzyć,
Chociaż w ręce jeszcze tkwi
Lekko zwiędła róża...

A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien


Przyszedł spokój. Troszkę niespodziewanie, troszkę w pijackim widzie, troszkę burzliwie. Ostatnie pioruny uderzyły w piątkową noc, a potem gdzieś w oddali słychać było jedynie groźne pomruki, bardziej przypominające burczenie w brzuchu niż groźną nawałnicę.

I nagle wyszło Słońce, otuliło promieniami, ogrzało. Dało radość i nadzieję, że wszystko da się zrobić, odbudować to co ważne i wyrzucić na śmietnik, to co nie ma już najmniejszego znaczenia. Tęcza na niebie uśmiechnęła się znacząco i obiecała, że na jej końcu czai się spełnienie ukrytych do tej pory marzeń. Odwzajemniłem uśmiech. Ogrzałem się.

Ludzie mojego pokroju mają tendencje do rozbierania wszystkiego na czynniki pierwsze, analizowania każdego słowa emocji. Każde zdanie oglądamy pod lupą, wykręcamy z niego każdą najmniejszą śrubkę po czym skręcamy i dziwimy się, że nie wszystko pasuje, że część części zwyczajnie zostaje na stole. Te pozostałe części, wszelkie niezgodności wywołują w nas niepokój. Czasem staje się on tak wielki, że odbiera radość, sen, a nawet sens. A przecież wystarczy zgarnąć te części do kieszeni - pieszczotliwie i starannie - bo jeszcze mogą się przydać i spojrzeć w oczy człowieka, który pomimo, że daleko, tak naprawdę jest tuż obok. Na wyciągnięcie ręki.

Wystarczy chwycić dłoń. Zapleść palce i poczuć jak rośnie nadzieja, jak głupie, poranione serducho napełnia się nowym życiem. Jak wyrywa się by kochać cieszyć się i być. Dla siebie. Dla Ciebie. Dla Was.

A wspomnienia? Przewiązałem je czerwoną wstążką w kolorze morfinowych maków i schowałem głęboko do szafy. Wolę patrzeć w przód niż karmić się nienawiścią i obawami.

Dziękuję Ci Słońce. Tak zwyczajnie dziękuję.

wtorek, 2 lutego 2010

Historia pewnego Teatru... Podsumowanie i zakończenie :)

Zdaję sobie sprawę, z tego, że nie da się w paru słowach opisać całej historii. Wielu rzeczy nie chcę przywoływać publicznie ponieważ mierzi mnie publiczne pranie brudów - historie konfliktów i wojenek powinny pozostać tajemnicą alkowy. Jeśli kogoś pominąłem lub przekręciłem - przepraszam - chętnie skoryguję istotne dla MORFINY FAKTY, o których mi przypomnicie w komentarzach.

Dziękuję wszystkim, z którymi i dzięki którym miałem okazję przeżyć największą w SL przygodę. Jantarce, Aelle, Lilice, Fluralinie, Aligatorkowi, Blance, Beacie, Simonowi, Jackowi, Cytrynce, Stokrotce, JoAnn,Januszowi, Talibkowi i wszystkim innym niewymienionym, tym dzięki którym było mi w Sl tak dobrze. Niezależnie od tego co teraz nas dzieli to był dobry czas. :)

Podsumowując – jestem przekonany, że w ciągu 17 miesięcy, kiedy miałem zaszczyt współtworzyć Morfinę osiągnęła ona najwięcej w swojej historii. Nigdy wcześniej Teatr Morfina nie działał z takim rozmachem i nie zrobił tylu ciekawych projektów. Nie mam zamiaru i nigdy tego nie robiłem – przypisywać sobie wszystkich zasług w Morfinie. Na sukces całego NASZEGO projektu pracowało wiele osób – przede wszystkim Jantarka Balczo, która była założycielką Morfiny i której pomogłem wychować to dziecko. Faktem jednak jest, że sama nie osiągnęłaby tego wszystkiego i wykreślanie kogokolwiek z historii Morfiny z którym mamy do czynienia w ostatnim okresie – próby negowania tego co było, czy podważanie wkładu pracy w funkcjonowanie całego projektu Morfiny jest żenująco smutne. Jestem dumny, z tego, że w ciągu tych 17 miesięcy jako jedyna osoba poza Jantarką brałem udział we WSZYSTKICH działaniach projektu Morfina. Nie jako pracownik. Ale jako twórca i właściciel.

Sprawiło mi to dużo frajdy i myślę, że właśnie te czyny o których pisałem, nie czyjeś słowa najlepiej oddają pierwszy etap mojego Slowego istnienia.
Wbrew temu co się mówi nie byłem również wyłącznie częścią Teatru Morfina. Smelly Cat, Galeria, czy nawet wieczorki literackie i budowanie landów nie były związane z Teatrem Morfina, a stanowiły część projektu Morfiny, nad którym wspólnie pracowaliśmy.

Jedynym co udało mi się ocalić z NASZEJ MORFINY został blog teatru w ostaniej chwili uchroniłem go przed tym aby podzielił los wszystkiego co zbudowaliśmy – w chwili skrajnych emocji wszystko bowiem zostało mi zwrócone do inventory lub zlikwidowane – nawet grupa dla widzów Teatru. Faktem jest, że założycielem bloga była Jantarka Balczo. Od dłuższego czasu jednak byłem głównym i jedynym autorem pojawiających się tam postów – posiadając pełne prawa ownera (z 37 postów byłem autorem 22, 9 postów zamieściła tam Jantarka, 1 Aelle, 5 Vanilia). W dniu likwidacji Morfiny postanowiłem zablokować bloga i nie pozwolić na jego zniszczenie (zniszczenie kolejnej części również mojej pracy), oraz dalsze wykorzystywanie – ponieważ został on założony dla projektu który stworzyłem i wykreowałem z Jantarką Balczo. Blog pozostanie zamknięty i będzie stanowił pamiątkę tego co razem w projekcie Morfina zrobiliśmy, czy się to komuś podoba czy nie. Nikt nie napisze tam już żadnego postu, ani nie usunie żadnej literki z tego co było.

W dniu 11.01.2010 definitywnie zakończył się w moim życiu rozdział pod tytułem Morfina. Proszę od tej daty nie identyfikować mnie w żaden sposób z Morfiną w jakiejkolwiek postaci. Nie muszę się podpinać pod cudzą pracę, ponieważ jak wykazałem powyżej to co zamierzam w chwili obecnej robić to z dużym stopniu moje dzieło i moja praca. Nikomu niczego nie odbieram, ale również sobie nie pozwolę wydrzeć niczego.

Powstał właśnie nowy projekt. Smelly Cat odłączył się od Morfiny i zaczął z powodzeniem funkcjonować jako nowy niezależny byt, dzięki któremu możemy dalej realizować nasze pasje. Na szczęście w projekcie pozostali ludzie, którzy wiedzą czego chcą i dopną swego i dzięki którym ja również odnalazłem swoje nowe miejsce w Pikselkowie. Kto wie, może z czasem przyjdzie nam nawet stanąć na deskach Teatru… Nie. Nie Morfina. Ten rozdział jak wspomniałem jest zamknięty, ale przecież, zawsze można stworzyć coś lepszego? :) Na razie mamy zamiar cieszyć się tym co kochamy i co robimy dobrze – muzyką na żywo, wieczorkami z literaturą i naszym bluesem. I tak jest dobrze. Niech inni odgrzebują trupa.



Nie chcę już żadnych wojen, konfliktów, jeśli kogoś to kręci – proszę bardzo – z daleka ode mnie i mojego miejsca w Second Life. Kilka osób zmutowałem, resztę oddzielam wysokim murem. Są ludzie z którymi nie warto dziś rozmawiać. Paru rzeczy w tym świecie żałuję, ale nie mam najmniejszego zamiaru oglądać się już w przeszłość, kiedy przed nami tyle nowych wyzwań. Jeśli kogoś gdzieś obraziłem przepraszam, jeśli ktoś jest na mnie nadal zły – to wybaczcie to już tylko jego problem. Nie będę więcej wdawał się w żadne pyskówki i wymiany czczych zdań.

Jednocześnie informuję, że tym postem definitywnie zamykam rozdział Morfiny w moim życiu. Wszelkie dywagacje, dyskusje, oskarżenia proszę wylewać za okno. Tam gdzie ich miejsce. Kto chce publicznie prać jakiekolwiek brudy sam wystawia sobie najlepszą opinię :) Teraz idzie lepsze.

Niech pieski szczekają – karawana jedzie dalej. :)

Historia pewnego Teatru... cz.3

Pomysł na nową Morfinę był prosty i iście szatański. Chcieliśmy tym razem stworzyć zupełnie różne kontrastujące ze sobą krainy. Dolna Morfina ze swoim sielankowym klimatem, pięknym lasem i łąką przyciągała osoby o romantycznym uspokojeniu, w górnej gdzie stanął po raz trzeci nasz teatr walały się zwłoki, przelewała krew, a całości dopełniały wrzaski torturowanych kobiet i dzieci… Otwarcia dokonano 23.06.2009 po niemal miesiącu budowania. Nie ukrywam, że dla mnie największą frajdę stanowiła kreacja górnej Morfiny, gdzie mogłem wyżyć się na swoich horrorowych instynktach. Pracowaliśmy jednak jak zwykle wspólnie i każdy z naszej trójki miał spory wkład w całościowy obraz Morfiny. Niestety Teatr nieco podupadł i jakoś brakowało nam werwy na nowe projekty… Oczywiście prowadziliśmy to co lubiliśmy czyli wieczorki literackie, Aelle Questi która dołączyła do naszego zespołu, próbowała zintegrować jakoś społeczność odwiedzającą Morfinkę organizując kalambury i wieczorki w gazebo, ale…

Sytuację odmieniło tak na dobrą sprawę pojawienie się w naszym zespole Jacka Shorta. Jego wielki zapał i niezwykły talent sprawiły, że na nowo naładowaliśmy akumulatory. Najpierw na deskach Morfiny pojawiła się nasza ulubiona Dżumalia Dżekson.



Spektakl był już znany z wcześniejszej premiery w PC, jednak do dziś ze wzruszeniem i łezką w oku wspominam perypetie wiecznie pechowej kobiety w którą wcielił się Jacek.

W miedzy czasie wydarzyły się dwie ważne dla Morfinki rzeczy. Z projektu odeszła Lilika Arado i we dwójkę z Jantarką zostaliśmy jedynymi właścicielami całego projektu. Po drugie pewnego dnia zabłądzili do nas Lakua Ariaga i Pupito Abrahams, duet tworzący w SL zespół Engrama – zachwyceni Teatrem zapytali czy mogliby tu zagrać koncert. Oczywiście ochoczo zgodziliśmy się na to i 4 sierpnia na deskach Morfiny pojawiła się muzyka… Chyba właśnie wtedy pojawiła się w mojej głowie myśl, ze to jest to co jeszcze chciałbym robić w Second Life - cieszyć ludzi muzyką na żywo. Od początku mojej obecności w Sl marzyłem bowiem o klubie bluesowym. Po krótkiej naradzie z Jantarką, bowiem tak ważne decyzje podejmowaliśmy zawsze wspólnie, przystąpiłem do działania i po dwóch tygodniach budowy stał przede mną wymarzony klub… Na szczęście pojawiła się w nim również szybko Aelle Questi, która znalazła sposób na ściągnięcie do nas muzyków ze świata i 13.08.2009 koncertem muzyka o wdzięcznym nazwisku Obeloinkment Wrigglesworth (ktoś to wymówi?!?) zainaugurowaliśmy działalność Smelly Cat. Na deskach tego klubu do dziś stanęło kilkunastu wykonawców, za każdym razem przyciągając tłumy publiczności. Z radością mogę powiedzieć, że choć w pewnym okresie Smelly zdominował działalność Morfiny – ponieważ był jej nierozerwalną częścią był jednym z jej najbardziej udanych elementów. Największym odkryciem Smelly była z pewnością wpierw JoAnn Diavolo, a później Janusz Zapatero - nasze dwie polskie gwiazdy, których występy przyciągają niezmiennie najwięcej polskiej publiki przed monitory... Ale wróćmy do sedna czyli do Teatru :)

Po koncercie Engramy pojawił się jeszcze jeden ciekawy pomysł – galeria sztuki. Zaczęło się niewinnie wystawą fotografii hiszpańskiej artystki Lakui Ariagi, którą otworzyliśmy 05.08.2000, później zdecydowaliśmy się kontynuować działalność i na dole tuż obok klubu Smelly Cat stanęła Galeria Morfina – kolejny element projektu Morfina nie mający wiele wspólnego z Teatrem, ale bardzo dla Morfiny jako miejsca realizowania pasji ludzi ważny. Pojawiły się tam prace Natalii Blister a później Mirosława Sołtysa. Jako przeciwwaga dla wyraźnie bluesowego Smelly Cat pojawiły się na krótko dwa inne projekty – stworzony głównie przez Natalię Blister klub Stodoła (który nie zdążył na dobre zaistnieć) i wykreowana przez Jantarkę i Vanilię Pralnia – klub tylko dla kobiet. W Morfinie w tym okresie pracowało wiele osób, które tu właśnie zatrzymały się i znalazły swoje miejsce na ziemi – nie zmieniło się jednak jedno. Do samego końca Morfiny to Jantarka i ja byliśmy jej właścicielami i wspólnie z naszym sponsorem, który chciał pozostać anonimowy utrzymywaliśmy istnienie naszego projektu.

W mojej głowie od dłuższego czasu istniał pomysł mrocznego przedstawienia. Dzięki obecności w projekcie Jacka Shorta udało mi się go zrealizować niemalże dokładnie tak jak to sobie zamierzyłem. Trumna, której autorem i głównym aktorem ujrzała światło dzienne (lub nocne) w Halloween 2009.



Była to mała rewolucja w naszym teatrze, ponieważ idąc wzorem Jackowych projektów zdecydowaliśmy się całość nagrać i udźwiękowić co uwolniło nas od typowych bolączek Second Life, crashy, lagów, urwanego voice. Udało się, aż nadto dobrze, choć kiedy dziś słucham Trumny widzę ile rzeczy mogłem zrobić lepiej :). Autorką scenografii była Jantarka, udźwiękowił całość Jacek Short – głosy naszej trójki pojawiają się również w nagraniu spektaklu.

Po sukcesie Trumny Jacek nie zasypiał gruszek w popiele. Prawdziwy wulkan energii i pomysłów miał plany na wiele, wiele spektakli, ale z powodów osobistych musiał je odsunąć na plan dalszy. Zamiast tego w listopadzie udało nam się do Morfiny zaprosić pewną małą dziewczynkę która wymachując koszyczkiem do łez doprowadziła naszą publikę. Czerwony Kapturek był tylko małym teatralnym epizodem – jednak do dziś jest ciepło wspominany przez wszystkich.



Jedynym w pełni autorskim projektem Jacka zrealizowanym pod skrzydłami Morfiny było „Za ścianą” – mroczna opowieść o człowieku, który zamordował własne dziecko. Premiera miała miejsce 26.11.2009 – sztuka była monodramem i wywołała wiele emocji w publiczności. Jacek sam stworzył kostium a przy scenografii pracowałem wraz z Vanilią i Jantarką.



Niestety „Za ścianą” było ostatnim projektem, który udało nam się wspólnie zrealizować w Teatrze Morfina.

W listopadzie udało nam się po likwidacji Wyspy Play zaprosić do współudziału w projekcie Cytrynkę Matovą – która zachowując pełną niezależność repertuarową i budowlaną przeniosła swoję Cytrynową Krainę właśnie do Morfiny. Do Smelly Cat zawitały pierwszo czwartkowe spotkania z Mechaniczną Cytryną, a w soboty zaczęliśmy spotykać się podczas Cytrynowych audycji radiowych.

Atmosfera w zespole zaczęła gęstnieć pod koniec listopada. Na dobrą sprawą jedynym projektem działającym w Morfinie w grudniu i styczniu był Smelly Cat. Morfina zbudowana była na emocjach – kiedy emocje wygasły, zmieniły się straciła rację bytu.
Ostatnim projektem sygnowanym mianem naszej Morfiny, choć prowadzonym już w bardzo już napiętej atmosferze był wielki finał WOŚP 10.01.2010. Na wielkiej scenie bawił się cały polski świat SL – a dla mnie osobiście było to ukoronowanie działalności naszej Morfiny.

11.01.2010 Nasza Morfina, zarówno jako Teatr jak i jako projekt, przestała istnieć.

poniedziałek, 1 lutego 2010

Historia pewnego Teatru cz.2 - Centrum Polska

Na początku roku 2009 kiedy Lindeni nałożyli rażące ograniczenia na OpenSpace, zrozumieliśmy, że byt Teatru w takim miejscu jest poważnie zagrożony. Pracowaliśmy właśnie nad sztuką w której występowało bagatela 11 osób, a dostęp do Morfiny miało maksymalnie 20. Postanowiliśmy przenieść się w inne miejsce. Nieoczekiwanie z bardzo ciekawą propozycją wystąpili ownerzy Centrum Polska Blanca Carter i Mikalunh Razor, którzy zaproponowali nam współpracę, przy utrzymaniu całkowitej niezależności z CP. Wynajęliśmy kawałek działki w Centrum Polska i razem z Jantarką i Liliką rozpoczęliśmy odbudowę. Choć zmieniło się całe otoczenie – serce teatru czyli budynek pozostał wciąż ten sam. Labirynt przeniósł się do jego podziemi, a sercem schadzek stała się Karczma, która stała się ulubionym miejscem Liliki i gościła często wielu miłych odwiedzaczy.

W CP kontynuowaliśmy nasze wieczorki z horrorem, wspólnie z Jantarką wpadliśmy również na pomysł wieczorków z ostrym erotykiem (czym zaszokowaliśmy chyba bardziej pruderyjne awatary). W Teatrze działo się niestety nieco mniej, choć praca była bardzo intensywna. Szybko okazało się, ze synchronizacja 11 osób przy trudnej sztuce jaką jest „Pif, Paf jesteś trup” to zadanie ponad nasze siły, dodatkowo różnice zdań sprawiły, że skład posypał się i nie dokończyliśmy tego projektu… Kiedy nieco zdruzgotani podnosiliśmy się po tej porażce wpadł mi do głowy pewien pomysł – zróbmy Kabaret :) Rzecz nie wymagająca wiele wysiłku, gotowe teksty Władysława Sikory, kilka scenografii, kostiumy i... Tak powstało przedstawienie walentynkowe 2009.



Tytuł spektaklu brzmiał „Miłość niejedno ma imię”, całość trwała około pół godziny i została zrealizowana w iście rekordowym tempie, aczkolwiek przyniosła nam sporo radości. Niestety, pamięć jak wspominałem jest ułomna i nie wszystko pamiętam, a na plakacie nie zachowały się nazwiska tych, którzy brali udział w tym spektaklu, pamiętam, ze oczywiście poza mną i Jantarką Balczo udział brali w nim również niezawodny Simon Zukerman, Karol Braveheart, Beata Xue oraz po raz pierwszy na deskach pojawiła się sama Blanca Carter, która rewelacyjnie rozbawiła publiczność podczas premiery sądząc że jest na próbie :)… Scenografie wykonała Jantarka, natomiast kostiumy szyliśmy wspólnie – choć najwięcej pracy włożyła w nie Lilika Arado.

Niestety przy okazji Kabaretu wyszła wyraźnie jedna poważna wada naszej obecności w Centrum Polska, ponieważ sim cieszył się bardzo dużą popularnością pojawiły się tam również jednostki próbujące zniszczyć naszą pracę i skutecznie zalagowały sima, tak że podczas premiery serwer nie wytrzymał i doszło do awarii…

Po Walentynkach przyszła pora na prawdziwe wyzwanie. Otrzymaliśmy bowiem propozycję, której nie mogliśmy się odmówić – oto trafił nam się reżyser z prawdziwego zdarzenia i sztuka, dzięki której choć troszkę mogliśmy uwiarygodnić słowo Teatr nawet w tym realistycznym znaczeniu. Mówię oczywiście o „Lasach i Rozlewiskach” w reżyserii Blanki Carter. Pani reżyser postawiła sobie za punkt honoru aby a tak nieokrzesanych amatorów bawiących się teatrem wydobyć prawdziwy potencjał sceniczny i… Chyba jej się to udało. Prace nad spektaklem trwały długo i były naprawdę bardzo intensywne, pamiętam, że zdarzały się próby na których płakaliśmy z bezsilności, kiedy po 6 godzin pracowaliśmy wciąż nad jednym zdaniem aby wydobyć z niego emocję która powstała w zamyśle reżysera.



To było nieziemsko trudne przedstawienie. Całość trwała 1,5 godziny, z antraktem w środku, specjalnie na potrzeby spektaklu, dzięki wizji Jantarki powstał niezwykły skybox w niezwykły sposób łączący widownię ze sceną. Na scenie pojawiło się nas czworo. Jantarka, Beata, Alika i ja. Do dziś mam poczucie, że dzięki pracy z Blancą to było najciekawsze, ale i najtrudniejsze spotkanie z prawdziwym Teatrem w historii Morfiny. Spektakl okazał się jednak być zbyt trudny dla Slowej publiczności – wymagający skupienia, bazujący głównie na dobrym tekście, psychodeliczny był bezlitosny dla wszystkich, którzy choć na chwilę rozproszyli się. Stres dla nas aktorów był tak ogromny, że na premierę zdecydowaliśmy się zaprosić jedynie nieliczną grupę wybranych awatarów tak aby w poczuciu bezpieczeństwa raz zagrać całość najlepiej jak potrafimy. Udało się. Dla mnie Lasy i Rozlewiska do dziś pozostają najlepszym dziełem które stworzyła Morfina pod względem aktorskim.

Morfina wytrzymała w Centrum Polska do końca maja. Niestety pokonał nas gwar i szum, który tam panował, wspólnie w trójkę (Lilika, Jantarka i ja) jako ownerzy projektu, ustaliliśmy, że potrzebujemy spokoju i ciszy i rozpoczęliśmy poszukiwania nowego miejsca dla naszego projektu. Pod koniec maja 2009 moje stopy po raz pierwszy dotknęły uroczego sima pod wdzięczną nazwą Sampa3, którego owner przesympatyczny Brazylijczyk zaproponował ciekawą cenę za połowę wyspy, oraz zadeklarował, że może zmienić nazwę całego sima na taką jaka będzie nam najbardziej odpowiadała. Nie mogliśmy odmówić. Tak powstała trzecia już nasza wspólna Morfina.

CDN...

Historia pewnego Teatru... cz.1




Ponieważ kilka osób za punkt honoru postawiło sobie w dość niewybrednych słowach zmasakrować prawdziwą historię miejsca, które w SL było dla mnie najważniejsze do tej pory – czyli Morfiny postanowiłem bez napinania się, obrzucania kogokolwiek błotem pokazać Wam Moją Morfinę. Widzianą moimi oczyma, i tworzoną ( między innymi) moim sercem. Wbrew temu co mówi się obecnie NIGDY nie byłem pracownikiem Teatru Morfina, nigdy nie byłem jedynie epizodem w jej istnieniu. Wręcz przeciwnie jestem dumny z faktu, że przez 17 miesięcy (od sierpnia 2008 do stycznia 2010) byłem WSPÓŁWŁAŚCICIELEM i WSPÓŁTWÓRCĄ nie tylko Teatru Morfina jak się mówi, ale całego projektu Morfiny, co mam zamiar Wam posługując się jedynie faktami przedstawić. Jedyne czego nie współtworzyłem był Morphinne Club – niewiele mający wspólnego z dalszym kształtem Morfinki. Wiem doskonale że każdy przy zdrowych zmysłach, nie zaślepiony nienawiścią personalną wie doskonale co i kto w Morfince tworzył i prowadził jej życie, ale czasem trzeba o tym również głośno powiedzieć, nie jest bowiem z całą pewnością tak, że Morfina = Jantarka Balczo, projekt tworzyło bowiem dużo więcej oddanych osób i przypisywanie sobie wszelkich praw i zasług, co proponują w ostatnich dniach ci którzy działalność Morfiny chcą kontynuować, jest zwyczajnie zabawne i może budzić tylko i wyłącznie uśmiech politowania na twarzy.

Nie jest jednak moją intencją polemika, czy wdawanie się w jatki. Z faktami się nie dyskutuje, a w historii Morfiny - tylko fakty są przecież ważne, demagogia niczego tu nie wnosi.

Gdybym w mojej wędrówce po krainie pamięci kogoś ominął – proszę o sygnał. Dołożyłem wszelkich starań, aby tego nie zrobić – pamięć jednak jest ulotna... Niezależnie od osobistych animozji i niechęci, które towarzyszą mi dziś, uważam Morfinę również za swoje dziecko i nie dam się wykreślić z jej historii tak jak chcieliby niektórzy.


Ale po kolei. :)
To prawda. Morfina powstała przed moim przybyciem do Second Life. Posiłkując się słowami Jantarki Balczo: „Teatr @>-Morfina-<@ powstał w XI 2007 - powołany przeze mnie, najpierw jako @>-Morphinne Club-<@ by z czasem i przy wspólnych silach z F.Meili i Sz.Loona, przekształcić go w teatr - ten który znaliście.”. Nigdy i nigdzie nie rościłem sobie praw ojca założyciela. Niewiele wiem o działalności klubu Morphinne, znam jedynie wspomnienia ludzi, którzy tam bywali i którzy byli nim zachwyceni. Mój pierwszy kontakt z Morfiną to był właśnie Teatr. Pierwszym spektaklem który powstał w Morfinie było „Ciupciać Królową” którego scenariusz powstał na podstawie opowiadania Rolanda Topora. Pamiętam moje zdziwienie kiedy usłyszałem że w pikselowym świecie jest Teatr i zachwyt kiedy mogłem wziąć udział w takim przedstawieniu.



W Teatrze w którym byłem działali wówczas poza Jantarką i Fluraliną także Szerewp Loon, Agnieszka Allstar, Irmina Letov, Simon Zukerman, Tanila Tachikawa. Niestety spektakl ten był jedynym wydarzeniem teatralnym w pierwszej Morfinie. Premierowe „Ciupcianie” odbyło się 26.06.2008 o godzinie 21.30 – zaledwie kilka dni przed moim pojawieniem się w Second Life – na szczęście udało mi się załapać na powtórkowy spektakl i miałem zaszczyt uczestniczyć w tym wydarzeniu.

Niestety krótko po tym w połowie lipca 2008 Teatr Morfina przestał istnieć. Z różnych powodów, został zmieciony z powierzchni ziemi i całe nasze życie przeniosło się do przyjemnego burdeliku o wdzięcznej nazwie Purple Light.

W połowie sierpnia 2008 powstał w głowach Jantarki, Fluraliny Meili, Aligatorka Furse i mojej zamysł odbudowania Teatru w nowym miejscu. Wynajęliśmy więc wyspę o wdzięcznej nazwie Azure Stingray i tam powstał nasz wspólny teatr. Moja duma sięgała zenitu ponieważ pomimo braku doświadczenia udało mi się zaprojektować i wspólnie z innymi zbudować budynek Teatru Morfina – jej serce – jak pisaliśmy wspólnie na naszym blogu. Morfinę otoczył nieco upiorny las, który złagodziło nieco i uromantyczniło, pojawienie się i zadomowienie w projekcie Liliki Arado, osoby, która tworzyła z nami Teatr i projekt Morfina przez wiele miesięcy.

Pierwszym spektaklem nad którym zaczęliśmy pracę była „Alicja” – pomysł na to przedstawienie narodził się ponoć wcześniej – jednak w zamyśle miała to być bajka. Podział prac był ustalony. Jantarka z werwą zabrała się za kreowanie niezwykłych kostiumów, Fluralina i Aligatorek tworzyli bajeczne dekoracje, mnie przypadło w udziale napisanie scenariusza. Jak olśnienie pojawiła się w mojej głowie myśl, aby Alicję z łagodnej bajki przenieść w psychodeliczną rzeczywistość umysłu chorego dziecka. Powstał dziwny pokręcony scenariusz – mocno dostosowany do realiów Second Life…



Do całości udało się mi dopasować psychodeliczną oprawę dźwiękową i zaczęliśmy działać :). Niestety historia Morfiny rzadko przypominała sielankę. Na tydzień przed premierą po wielkiej awanturze z Morfiny odeszła Fluralina (Znikający Kot w spektaklu), za nią podążył Aligatorek (Gąsienica). Mieliśmy tydzień na szczęście choć zostaliśmy sami udało nam się uzupełnić skład – i to jak!!! Dołączyła do nas Beata Xue – niekwestionowana gwiazda naszego Teatru i Karol Braveheart. Poza Jantarką, wspomnianą dwójka aktorów i mną w spektaklu występowali również Simon Zukerman, Lilika Arado, Violet Polke i Marita Karu w różnych konfiguracjach. Alicja była chyba najczęściej granym spektaklem w historii Morfinki – z całą pewnością obejrzało go najwięcej osób... Gościnnie prezentowaliśmy nasz spektakl również w Centrum Polska gdzie na parę dni zagościł najpierw w styczniu 2009 budynek naszego Teatru, a potem przeniosła się tam cała Morfina. Na tym etapie – przez bardzo długi czas właścicieli i współtwórców Teatru było troje. Jantarka Balczo, Lilika Arado i ja. Nikt nie był szefem, ownerem, - wszystkie decyzje podejmowaliśmy wspólnie. Tworzyliśmy i pracowaliśmy ramię w ramię. To był dobry czas :).

W pierwszej Morfinie zainaugurowaliśmy również wieczorki z horrorem – spotykaliśmy się przy ognisku aby postraszyć się polską grozą – najciekawszym prezentowanym wówczas opowiadaniem był chyba Trupojad, który zmroził krew najtwardszym :). Z pierwszej Morfinki warto ocalić jeszcze od zapomnienia dwie rzeczy – Labirynt Fenixa – który cieszył się spora popularnością i w którym sam się często gubiłem :), oraz kostnicę – zaczątek naszej Morfinowej trupiarni, która tak pięknie „ożyła” później.

W tej Morfinie również udało nam się uzyskać licencję i rozpocząć prace nad spektaklem, który nigdy nie powstał – nad „Pif Paf jesteś trup”.
06.11.2008 powstał blog NASZEGO Teatru. W pierwszym wpisie, który stworzyłem dla Jantarki i na jej prośbę opisywałem Morfinę z której byliśmy najbardziej dumni...

cdn...

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Posprzątałem :)

Długo żyłem w zawieszeniu tuz nad przepaścią własnych myśli. Wahałem się co zrobić dalej, troszkę czując się jak dziecko we mgle pozbawione opieki. Nie zauważyłem, że dorosłem i zmężniałem w międzyczasie. Owszem nadal lubię się przytulić. Nadal potrzebuję wsparcia i obecności kogoś życzliwego, ale zauważyłem tych naprawdę szczerze życzliwych wielu tuż obok.

Wczoraj rozmawiałem z kimś nieskażonym całą chorą sytuacją. Spojrzał z boku kiedy opowiedziałem mu o zależnościach i powiązaniach i powiedział: „A jakie to ma teraz znaczenie?”. Rozbroił mnie… Bo faktycznie jakie znaczenie mają pożółkłe fotografie, poszarpane wspomnienia i słowa które już dziś nic nie znaczą? Pozostaną w głowie. Jak wszystko w moim życiu spakowane w kartoniku z napisem „Morfina”, przewiązanym wstążką i zakopanym pod stertą nowych wydarzeń, wspomnień radości i smutków. I niech sobie ktoś gdzieś napisze alternatywną wersję historii. Niech mówi nawet, że mnie w Morfinie nie było… W moim pudełku są rzeczy, z którymi dyskutować nie sposób. Tylko… Jakie to ma dziś znaczenie?

Naszła mnie ochota na sprzątanie. Dziś pół dnia walczyłem z moim RL biegając ze ścierą i odkurzaczem, próbując oczyścić się i swoje otoczenie. W SL także powoli kończę swoje porządki. Zacząłem od inventory, w którym ktoś w emocjach zrobił mi niezłą rewolucję, potem przyszła pora na zdjęcia, pamiątki i wspólne projekty, odbudowałem mój klub, moje miejsce w Pikselkowie po to aby oddać je przyjaciołom i był dalej już NASZ. Na koniec przyszedł czas na mnie samego. Zmieniam siebie :). Po co? Żeby odciąć się od tego co kosztowało tyle negatywnych emocji. Żeby nie spoglądać na rzeczy, które powinny już leżeć w zamkniętym pudełku. Nowy shape, skin, włosy, nowe myśli, nowe emocje, setki nowych słów. I jakoś lżej :). To jak prysznic w wirtualnym świecie. Zmyłem z siebie tamten dotyk, spojrzenie. Gotowy, odświeżony i otwarty na to co czeka tuż za progiem, ruszę teraz w krainę mojego bluesa. Do Smelly Cat naprzód marsz :) W końcu liczy się to czego jeszcze nie znamy, prawda? I właśnie to ma dziś jeszcze znaczenie.

P.S.: Kto chce się przytulić? Dziś do północy ściskam każdego kto się zgłosi ;) Tak na nowy początek.

środa, 13 stycznia 2010

Koniec lektury




Ktoś wydarł mi z ręki książkę. Bezpardonowo podszedł do mnie, wyrwał z ręki opasłe, oprawione w ludzką skórę tomisko, które czytałem przez ostatnie półtorej roku, pilnie zapisując na marginesie notatki, tak aby utrwalić wspomnienia i ulotne chwile. Tysiące godzin poświęcone na studiowaniu zawiłości nowego alfabetu. Pilne układanie cyferek w nadziei na odnalezienie klucza. Odkrywanie tajemnic i poszukiwanie drogi przez pożółkłe stronice pomarszczonego pergaminu. Czy to lubiłem? Kochałem jak wariat.

To prawda w ostatnim czasie książka sypała mi się w dłoniach, pojedyncze kartki zaczęły z niej wypadać i miałem wrażenie że zostałem z nią sam, jedynie od czasu do czasu na paluszkach skradał się złowrogi cień kogoś kto chciał aby książka się szybciej skończyła. Ale nigdy nie przestała mnie pasjonować. Przez jakiś czas miałem nawet wielką ochotę aby posklejać grzbiet, wygładzić kartki, uzupełnić brakujące fragmenty, ale…

To już dziś nie ma żadnego znaczenia. W ciągu godziny najpiękniejsza powieść jaką czytałem i współtworzyłem została wyrwana z moich dłoni i podarta na strzępy. Ktoś pieczołowicie próbował wymazać z porwanych stronic imiona tych, którzy kiedykolwiek pojawili się na jej kartach. Zatrzeć wszystko co ważne. Pozbierałem pieczołowicie szczątki i odłożyłem na półkę. Tej księgi nie da się już naprawić. Pora napisać nową.

Na szczęście robiłem notatki :)

środa, 28 października 2009

Trumna zbliża się...




Zadziwiające jak zawsze dziwię się ile pracy jest z wystawieniem nawet najprostszej rzeczy w Slowym teatrze.... Zwłaszcza kiedy ktoś chce zrealizować własna wizję - w przypadku Trumny wizję pewnego nocnego koszmaru. Na szczęście są obok mnie ludzie na których pomoc i wsparcie mogę liczyć. Dziękuje Wam Morfiniści :)

W sobotę już premiera spektaklu, który siedział we mnie strasznie długo i z wielkim bólem wyrywał się na powierzchnię. Nie słyszałem go w całości. Ba nawet nie ma jeszcze całej ścieżki dźwiękowej i cały czas dogrywamy jeszcze to i owo, ale jestem pełen nadziei, że dzięki czarodziejskim umiejętnościom naszego Jacka Shorta już w najbliższą sobotę okaże się, czy potrafimy choć troszkę Was poruszyć. Na zachętę mały fragmencik tego co Was czeka:







Z całą pewnością to najbardziej intymny spektakl jaki powstał w Morfinie. I dla mnie osobiście cholernie trudny. Przyjdziecie? :)

czwartek, 22 października 2009

Stolarka teatralna

Od jakiegoś czasu czuję się jak stolarz... Ostrożnie dobieram najlepsze kawałki drewna, wiem, jak cienka jest granica pomiędzy kiczem a fantazją. Z uśmiechem wygładzam heblem pióra, nierówne zadziory słów tak szorstkich, że ich drzazgi wpadają głęboko w moje serce. Maluję farbą fantazji każdą deskę z osobna, oglądam pod światło sprawdzając czy jest prosta i przykładam do innych desek aby zobaczyć czy dobrze leży. Kiedy już jestem pewny, że pasuje, biorę do ręki młotek i gwoździe słownikowej poprawności i z bagażem emocji, które trudno opisać wbijam je z zamachem w miękkie drewno. Już wiem jak będzie wyglądało to co tworzę. Oczyma wyobraźni widzę co chcę wam pokazać. Dokładam stalowe i złote ozdobniki głosu, pieszcząc je i wypowiadając ich nazwy po tysiąckroć aby nabrały idealnie takiego kształtu jaki sobie wyobraziłem. Z niecierpliwością czekam na krawca który dostarczy aksamitny materiał wnętrza, którym wyłożę moje drewno, a kiedy przyjdzie, razem dopasujemy wszystko i będziemy pierwszymi których oczom ukaże się to dzieło.

Wiem, kiedy już będę gotowy sam w nim z dumą i radością spocznę.

W mojej TRUMNIE. Już za kilka dni.
Chcecie to zobaczyć?

niedziela, 16 sierpnia 2009

Posta nie będzie.




"Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga opowiedz mu o swoich planach"

Kilka ostatnich dni bawił mnie ten cytat. Nagle okazało się ile w nim prawdy. W ciągu czterech godzin zmieniło się wszystko w moim życiu, wszelkie piękne plany odeszły w zapomnienie emocje pękły i rozlały się szeroką studnią błota. Bóg nie lubi kiedy ktoś się z niego śmieje i postanowił mi pokazać prawdziwość rzeczy które się o nim mówi, nawet jeśli to tylko głupie powiedzonko, cytat.

Dwa dni myślałem, że nie ma żadnego "dalej". Że rozdział SL należy zamknąć. Dziś wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić całkiem. Nie stać mnie na taki egoizm, przecież fakt, że umarło coś co było największe w moim SL nie oznacza, że umarło wszystko. Bóg zabrał mi coś, ale pokazał tez, że jest jeszcze inna druga strona. Nadal są przecież ludzie którzy trwają przy mnie. Którym zależy i którzy się martwią. Nie jestem sam i nie dam się zamknąć w jaskini. Dziękuje, że jesteście.

Jasne. Nadal się boję. Minie sporo czasu zanim prześpię się spokojnie. Zanim łzy wyschną całkiem. Zanim zapomnę o Morfinie i całym roku spędzonym właśnie tam. Ba! Wiem, że nie o wszystkim zapomnę. Nie chcę bo niezależnie od zakończenia to był świetny pierwszy rozdział historii SLFaceta.

Wiem jedno. Od dziś żadnych planów. Żadnych. Płynę.

Aha. Jedno się nie zmienia i nie zmieni niezależnie od tego co stanie się dalej.
KROPKA.

czwartek, 30 lipca 2009

Dżumalia Dżekson w Morfinie



Free Image Hosting at www.ImageShack.us

No i stało się to o czym marzyłem już od dawna. Na deskach Morfiny zagościła kobieta nietuzinkowa. Pechowa tancerka go-go, autorka poradnika liczącego ponad tysiąc rad dla kobiet w potrzebie. Kobieta, której poczucie humoru rzuca na kolana nawet najtwardszych ponuraków Morfinowego świata. I wreszcie kobieta, w której zakochać można się bez reszty - Proszę Państwa oto ona: Dżumalia Dżekson :)

Jacek Hustler tchnął w tę postać tyle pozytywnych wibracji i dobrej energii, że cały spektakl okazuje się był miłą przygodą podczas której nie sposób się nie uśmiechać. Karkołomnie zagrana, świetnie udźwiękowiona. Ręce same składają się do oklasków. Dziękuję Jacku, że dzięki Tobie Second Life naprawdę wydaje się być lepszym miejscem. Liczę na to, że nasza współpraca w zespole Morfiny zaowocuje wieloma podobnymi projektami. Z takimi ludźmi aż chce się pracować.

Dla tych, którzy stracili okazję do zakochania się w Dżumalii mam dobra wiadomość:

- W tej chwili w Morfinie trwają próby do "Sekretów" - mówi Jacek Hustler, autor scenariusza. - Jest cudownie prześmiesznie być Dżumalią Dżekson, zwłaszcza, że męski szowinizm włożony w postać kobiety daje zaskakujące rezultaty. W nowej odsłonie spektaklu prócz Dżumalii pojawiają się po raz pierwszy poboczne postaci - złodziej, siostra De Clack oraz... Cóż... być może również ktoś na całe życie Dżumalii.

Prócz nowej fabuły, spektakl zawiera zupełnie nową ścieżkę dźwiękową.

Mamy nadzieję, że będziecie tam z nami :)

piątek, 22 maja 2009

Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie...


Morfina.

Nasza największa duma, miejsce w którym czujemy się dobrze. Które stworzyliśmy z niczego od podstaw. Miejsce gdzie nic nie jest takie jakie się być wydaje. Gdzie trupy, demony, wisielce, gdzie muchy brzęczą złowieszczo nad zamkniętym w plastikowym worku nadpsutym korpusem. I jednocześnie miejsce w którym znajdziesz ludzi kochających sztukę. Wyżywających się nad słuchaczami i widzami snując przed nimi wizje. Raz porywając ich w mroczne odmęty umysłu szaleńca, a raz pozwalając pogrążyć się w ekstazie erotycznych opowieści. Morfinę albo się lubi, albo nie, ale cieszy mnie to, że rzadko kto pozostaje wobec niej obojętny.

Do tej pory mieliśmy trzy miejsca. W tworzeniu dwóch z nich brałem udział i naprawdę to tam nauczyłem się wszystkiego co umiem. Niestety czas Morfiny w Centrum Polska dobiegł końca. Wielu z Was pyta mnie dlaczego. Wiele przyczyn nałożyło się w jednym czasie i miejscu. Dość powiedzieć, że z CP rozstajemy się w pokoju z daleka od awantur i żali.

Co dalej? Wiem, ze wiele osób ucieszyłoby się bardzo, gdybym napisał, że to koniec Teatru i landu Morfiny, ale spokojna Wasza rozczochrana :) Nie napiszę. Morfina wróci niebawem z nową ochotę do pracy, nowymi pomysłami i po gruntownym remoncie. Republiki padają, cesarstwa obracają się wniwecz, a biedna Morfinka pomimo wszystkich burz zawsze znajdzie motywację aby być i działać :)

Po prostu czekajcie.
Jeśli ktoś nie chciałby przegapić powrotu Morfiny, a nie jest jeszcze w grupie przyjaciół teatru - proszę zgłosić się na IM do mnie, lub do Jantarki czy Liliki.

sobota, 16 maja 2009

Dlaczego Ciebie tam nie było? :)

Zgodnie z zapowiedzą tego wieczoru w naszej kochanej Morfince było nie tylko parno, ale i strasznie duszno... Co bardziej rozgorączkowane głowy oczyma wyobraźni widziały dzikie orgie i łagodne seksualne igraszki. Mam nadzieję, że udało nam się wywołać u was choć malutki dreszczyk emocji i do dziś, Ci którzy byli na naszym wieczorku na hasło "mała czarna" uśmiechną się znacząco pod wąsem. Ale, ale to jak to było? Górą czy dołem? :)

A jeśli Cię nie było? Żałuj. I koniecznie zaplanuj sobie następny raz. Za dwa tygodnie w nowej Morfinie.









piątek, 15 maja 2009

Duszno i parno w Morfinie




Chciałem zacytować tutaj fragment opowiadania, które wybrałem dla Was na dzisiejszy wieczór erotyczny w Morfinie, ale... Stwierdziłem, że nie mam ochoty robić z mojego bloga miejsca tylko dla dorosłych :) Poza tym nie chcę Wam psuć niespodziewanki. I wszystkich zainteresowanych dobrą, aczkolwiek ostrą erotyką zapraszam dziś wieczorem do Morfiny. Przyprowadźcie swoich partnerów, partnerki, mężów, żony, braci i siostry, przyjaciół, a my postaramy się abyście nie nudzili się. Ostrzegam jednak, że wieczorek w Morfinie nie jest dla ludzi pruderyjnych. Nam przez gardło przechodzi wszystko :)

Po ostatnim wieczorze rozmawiałem z ludźmi, na temat czytania opowiadań erotycznych. Zaskoczyło mnie troszkę jedno spostrzeżenie. Wiele osób dziwiło się, że z taką lekkością poradziliśmy sobie z Jantarką z czytaniem opowiadań zawierających opis wyuzdanego aktu seksualnego, że słowa "kutas", "cipka" i "pieprzyć" przechodziły przez nasze gardła tak łatwo jakbyśmy mówili "winogrono", "wiosna" i "rwać" :). Zastanawiałem się troszkę dlaczego jest właśnie tak. Dlaczego nikt nie dziwił się kiedy czytałem opis zjadania zwłok wykopanych z grobu przez zwyrodnialca, czy inne opowiadania grozy w których opisy makabry przekraczały daleko granice dobrego smaku? Dlaczego szokują nas rzeczy przyjemne i w ten czy inny sposób bliskie każdemu z nas? Wiem pruderia, cnota, wstydliwość, intymność. Cholernie trudno jest nam przyznać się, że wszyscy lubimy czasem poszaleć i lubimy czytać i słuchać o tym jak szaleją inni. A może to dobrze? Przecież zbyt wyuzdane społeczeństwo zabiłoby przecież tajemniczość erotycznych uniesień. W każdym razie dziś dla wszystkich małych i dużych świntuchów, którym uszy nie więdną na dźwięk słów wymienionych wyżej (i nie mam tu na myśli słowa "winogrono"!!!) dziś kolejna porcja erotycznych szaleństw - a moze to będzie dla Ciebie dobry początek bardzo przyjemnego wieczoru we dwoje? :)

Czekamy na Was w Morfinie o godzinie 22.30. :)