poniedziałek, 28 września 2009

:)))))))



Wiem, że proste i siermiężne, ale ja uśmiałem się do łez :))) Bo tak jak w grozie najstraszniejszy jest sam człowiek - tak tu najzabawniejsze okazuje się być samo życie :)))

wtorek, 22 września 2009

Początek



Oczy człowieka siedzącego na skale w ułamku sekundy zabłysnęły i zgasły. Z niepokojem spojrzał w dal gdzie na widnokręgu chmurzyła się ciemna plama. Dłoń obcego oparta o kolano zaczęła drżeć, jakby władzę nad nią przejmowała nieznana złowroga siła. Na twarzy przesłoniętej szarą, wypłowiałą, chustą pojawił się nieznośny grymas bólu. Postać do tej pory dumnie wyprostowana, pochyliła się do przodu jakby zgięta niespodziewanym ciosem w żołądek, a z gardła wydobył się cichy jęk. Z widocznym wysiłkiem, wyciągnął prawą rękę usiłując oprzeć ją na rękojeści ukrytego w zdobionej pochwie jataganu, jednak ręka nie chciała już słuchać jego woli. Bezwiednie wyciągnęła się do przodu dłonią ku górze tylko po to aby gwałtownie zgiąć nadgarstek w stronę ziemi. Siła była tak przerażająca, że ciszę przeszył suchy trzask pękających ścięgien i łamanych kości. Oczy obcego wypełniły łzy, ale nie pozwolił sobie już na żaden dźwięk, znosząc w milczeniu cierpienie i to co musiało nadejść.

Musiało. Wiedział o tym. Nie wiedział jak i dlaczego, ale kiedy wstał trzy dni temu ze swego posłania i coś skierowało jego wzrok, a później kroki ku wzgórzom był już pewny, że burza nadejdzie. Oczyma wyobraźni widział czarną chmurę na widnokręgu i czuł, że wraz z nią nadciąga coś czego pojąć nie był w stanie. Wyzwolenie? Koniec?

Dłoń mężczyzny zamarła w niespotykanej pozycji kiedy zdruzgotane palce dotknęły łokcia. Po chwili żelazny ucisk zelżał, a zmiażdżony nadgarstek opadł bezwładnie. Druga ręka uniosła się także. Ktoś patrzący z boku na całą scenę nie mógłby się zapewne oprzeć wrażeniu, że ma przed sobą lunatyka. Obcy zrozumiał, że żaden opór nie ma najmniejszych szans. Postanowił bezwiednie oddać się w moc nienazwanego. Jego nogi rozpoczęły dziwny makabryczny taniec unosząc wbrew woli i prawom natury całą sylwetkę człowieka ku górze i wiodąc w mrok. W ciszę.

cdn...

sobota, 19 września 2009

Palma jednak naprawdę potrafi niektórym odbić...

Będzie długo, złośliwie i ostro. Ale nie ja zacząłem publiczną zadymę.

Bywam złośliwy, owszem. Jak każdemu zdarza mi się czasem powiedzieć coś czego żałuję i zrobić coś o czym chciałbym zapomnieć. Ale niezależnie od tego nie odmawiam pomocy kiedy mnie ktoś o nią poprosi i chyba nie jestem najgorszym facetem. Sęk w tym, że coraz mniej mi się chce bo im dłużej przebywam w SL tym częściej przekonuję się, że takie słowa jak przyjaźń i lojalność znaczą bardzo mało. Co więcej coraz więcej ludzi, których miałem za w miarę normalnych okazuje się być zwykłymi frustratami, nie panującymi nad swoimi emocjami.

Kilka dni temu organizatorzy koncertu w Palmie De Sol poprosili mnie o nagłośnienie swojej imprezy. Zgodziłem się ochoczo, ponieważ od zawsze z Palmą współpracowało nam się dobrze, palmowicze gościli na naszych eventach, pomagali w upowszechnianiu informacji. Rozesłałem więc notki, a w czwartkowy wieczór postanowiłem udać się na koncert, aby cieszyć się kolejnym polskim miejscem z muzyką na żywo. Niestety przez nieuwagę organizatorów nie było mi dane w tym dniu skosztować muzyki w Palmie. Okazało się bowiem, że sim na którym była impreza wpuszczał jedynie 25 osób. Trudno, pomyślałem i zająłem się czymś innym. Niestety okazało się, że ludzie z naszej grupy zdezorientowani nieco zgłaszali się do mnie z dziesiątkami pytań co się dzieje. Ponieważ firmowałem imprezę również szyldem Morfiny i chcąc uniknąć ciągłych pytań – postanowiłem zamieścić oficjalny komunikat na czacie grupowym. Napisałem więc co następuje:

[2009/09/17 12:35] Adamus Inglewood: wszystkich ktorzy nie moga dostac sie na zapowiadany dzis koncert w Palmie De Sol przepraszamy - z nieznanych powodow sim na ktorym odbywa sie impreza ma nalozone ograniczenie do 25 odwiedzajacych i nie wpuszcza pozostałych osób

Ponieważ zdawałem sobie sprawę, że wiele osób weszło specjalnie na ten koncert (wszak morfinowa publika ostatnio przyzwyczaiła się do muzyki life) znalazłem imprezę która mogła zastąpić imprezę Palmową, na którą i tak nie udało się nikomu dostać i właśnie na nią – do klubu Blues Fabrik, zaproponowałem TP wszystkim chętnym miłośnikom muzyki, którzy nie mieli szansy na dostanie się na za ciasny land. Wbrew oskarżeniom nie było to dbanie o własny traffic, czy o prestiż Morfiny. Jeśli już to o prestiż Blues Fabrik. Konkurencyjnego klubu :)

Wtedy właśnie niektórzy mieszkańcy Palmy wpadli w szał. Posypały się złośliwe komentarze sugestie, że jestem złośliwy, gram nie fair. Ba pojawiły się nawet oskarżenia o kopiowanie pomysłów, czy pikselowych drzewek. Na czacie grupowym. Śmieszne? Z perspektywy czasu może i tak. Wówczas było tylko żałośnie i powodowało zdumienie. Grupa dorosłych (chyba) ludzi rzuca się z pięściami na kogoś kto chce ratować indolencję organizacyjną Palmy i obrzuca go publicznie błotem. Za swoją porażkę wieszają psy na kimś z zewnątrz wykorzystując do tego czat grupowy na którym są gośćmi. Co jeszcze śmieszniejsze sprawy wyrzucane przez Cathrin nie miały niczego wspólnego z sytuacją koncertu i były tylko atakiem na zasadzie: „A u Was biją murzynów!!!”

Później w rozmowie dowiedziałem się, że Palmowicze byli na mnie źli z powodu plotek, które ktoś opowiedział o mnie na ich landzie. Kiedyś miałem do czynienia z człowiekiem, który wszedł do Morfiny i narzekał na Palmę. Dostał kopa, a o temacie zapomniałem. Kiedy mam do kogoś jakiś uraz załatwiam to na IM. Palmowicze postanowili zachować się jak banda rozwydrzonych przedszkolaków, kłócących się o pikselowe drzewka. Najpierw nakręcili się we własnym gronie, a potem obrzucili stekiem wyzwisk człowieka, który chciał pomóc i ratować nieudaną imprezę. Bo jeszcze raz przypominam – to organizatorzy koncertu w Palmie dali dupy po całości zapraszając na koncert kilkadziesiąt osób i wpuszczając 25. Pomyśl sobie o takiej sytuacji w RL – zapraszasz 100 osób wpuszczasz 20, a reszta stoi pod drzwiami. Pięknie prawda? Bardzo dorośli ludzie. Nie sposób odmówić Cathrin i Mironowi dojrzałości emocjonalnej. Na poziomie przekupki ulicznej i plotkary z sąsiedztwa.

Jedno mnie cieszy. W tej całej akcji wyszło szydło z worka i wiem, już, że na Palmę liczyć nie mogę. Wiem też już dlaczego niektórzy z Palmy traktują mnie jak idiotę od dłuższego czasu. Szkoda jednak mojego czasu i uwagi na frustratów. Jasne jest jednak to, że na czacie Morfiny to osoby związane z Palmą pokazały zupełny brak kultury i prostactwo. Dziękuję Cathrin i Mironowi, że otworzyli mi oczy co do siebie. Dorośli i dojrzali ludzie załatwiają swoje sprawy na IM lub w małym gronie, a nie urządzając burdy na rynku. Oni postanowili wejść na czata nie swojej grupy i zrobić tam szambo. Gratuluję. :)

Co dalej? Nie wstydzę się swoich słów, ale jeśli ktoś ma odwagę oskarżyć kogoś i urządzić nad nim publiczny sąd kapturowy to liczę na to, że zachowa resztki przyzwoitości i zachowa się odpowiedzialnie wyjaśniając sprawę do końca. Czekam na kontakt z osobą, która rzekomo opowiada o nas ciekawe rzeczy. Na normalne reakcje nie liczę ponieważ nie mam przyjemności rozmawiać z osobami chamskimi do bólu, a za takich ludzi uważam Cath i Mirona, którzy dostąpili zaszczytu bycia pierwszymi osobami w SL wyrzuconymi z mojej listy kontaktów w takich okolicznościach.

List podobnej treści do tego posta przekazałem Beacie Xue. Wiem już że jest on źródłem szerokiej dyskusji w Palmie. Co więcej wiem, że palmowicze za własne chamstwo oczekują ode mnie przeprosin. I to dopiero jest naprawdę zabawne :).

Dlaczego o tym piszę? Z jednego powodu. Ludzie czasem pytają mnie dlaczego polska społeczność jest tak skłócona. A jak może nie być skłócona jeśli nie umiemy ze sobą rozmawiać? Gdyby osoby z Palmy zachowały się tak jak powinien zachować się każdy normalny i dorosły człowiek i przyszli o tym spokojnie porozmawiać nie byłoby awantury. On jednak woleli pokazać szczyt chamstwa i urządzić sobie najazd na czyjegoś czata i zbluzgać kogoś za swoją własną paranoję.

A morał? Jest owszem. Kiedy komuś pomagasz – uważaj bo oskarży Cię o swoje własne błędy. :)

czwartek, 17 września 2009

Mikrokosmos

Zastanawiam się czasem jak widzą świat inni ludzie. Zamknięty w swojej głowie kreuję mój świat i swoje życie nadając symbolom znaczenia czytelne tylko dla siebie. Nie mam żadnej pewności czy dla drugiego człowieka kolor zielony jest równie zielony jak dla mnie. Może on widzi go jako „mój” niebieski, a jedynym co spaja te dwie różne w istocie barwy jest słowo. Symbol.

Kolor to tylko wierzchołek, jeśli bowiem postrzeganie może być tak różne, jak różnie możemy odczuwać emocje, jak bardzo różnić się w ocenie motywów? Tak naprawdę to każdy z nas zapuszkowany we wnętrzu własnej tożsamości ma swój mikrokosmos opisany szyfrem dużo bardziej skomplikowany niż wszystko co wymyśliły do tej pory skomplikowane algorytmy szyfrujące, bo dostępnym tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Mnie samego. Nawet jeśli wpuszczam kogoś do swojego mikrokosmosu i pozwalam mu się rozejrzeć – daję mu jedynie namiastkę, ersatz tego czym w istocie jest każdy przedmiot w moim świecie. Nawet nie mogę dać mu dotknąć niczego, bo to niemożliwe – ubieram więc wszystko w umowne symbole zamknięte zgrabną klamrą reguł semantycznych. Ładne toto, ale tak naprawdę żaden symbol nie znaczy tego czym jest przecież… Zdjęcie, rysunek domu, domem nigdy nie będzie, a może jedynie pozwolić wyobrazić sobie bryłę budynku, czy odkopać mniej lub bardziej przyjemne wspomnienie.

Słowo miłość, w miłość się nie zamieni, a jedynie opisze zespół emocji. Zespół oczywiście dostępny i zrozumiały tylko dla mnie, bo nie wiem czy to co Ty nazywasz miłością jest tożsame z moim symbolem… Nie wiem i wiedział nie będę.

A przecież WIEM, że kocham…


środa, 9 września 2009

Nietoperze

Nieee nie mam nic do tych przesympatycznych stworzeń, ba nawet zdarzało się nie raz że życie im ratowałem z opresji :) Ale mają one jedną cechę, która nasuwa mi określone skojarzenia :)

Niektórzy ludzie są jak nietoperze. Niedosłyszą, niedowidzą, a i tak wszystkiego się czepiają. Swoje mizerne ego budując na względnym poczuciu wyższości nad innymi, z lubością wyszukują w wypowiedziach innych wszystkiego co mogłoby posłużyć do wbicia szpilki. Radość sprawia im myśl, że inni popełniają błędy tam, gdzie oni sami "zawsze" są pewni tego co robią :). Złośliwość jest dla nietoperza człowieka cechą tak naturalną jak dla innego odpowiadanie uśmiechem na uśmiech przypadkowo spotkanej osoby. Podstawą egzystencji i sensem istnienia.

Szkopuł jednak w tym, że tak naprawdę to poczucie własnej wartości jest względne. Bo kiedy nie ma nikogo do "czepiania" nietoperz zostaje przeraźliwie sam nie wiedząc dlaczego właściwie jest wartościowym człowiekiem. Czy wystarczy mu wtedy świadomość że napisał 1444 posty na forum i został szefem jakiegoś sima? Nie wiem :) Pytajcie nietoperza.



P.S.: Czemu to wideo? Szukając czegoś o nietoperzach trafiłem na album Dżemu i na stary dobry kawałek. Posłuchajcie po prostu. Ja za każdym razem znajduję w tych słowach coś tylko dla siebie.

wtorek, 1 września 2009

Jestem chory na bluesa...




Już od dawna. I pomimo tego, że w cielesną moją powłokę wciąż nękają różne dolegliwości ta jest najpoważniejsza z nich wszystkich. Zaczęło się ponad 20 lat temu, kiedy z czarnej winylowej płyty, mojego ojca do moich uszu dobiegły dźwięki gitary Tadzia Nalepy – niestety nie żyjącego już króla polskiego bluesa… Nie wiedziałem wtedy jeszcze, że z tą infekcją będę zmagał się całe życie. Okazało się jednak szybko, że wszelka walka jest totalnie bezskuteczna i bezsensowna i szybko zaczęli infekować mnie inni… Muddy Waters, John Lee Hooker, Howli Wolf, John Mayal, Eric Clapton, Rysiek Riedel, Martyna Jakubowicz, Sławek Wierzcholski… I wielu, wielu innych bardziej lub mniej imiennych, którzy z amatorsko nagranych w garażu kaset, a później z płyt CD sączyli i nadal sączą do mego ucha zjadliwe bakcyle muzyki… I wiecie co? Cholernie mi z tym dobrze…

Muzyka w której jeszcze wciąż łoskot siekier brzmi
Przyprawia mnie o dreszcze i dobrze mi jest z tym
Bo jestem chory na bluesa
Jestem chory na bluesa
I wyzdrowieć wcale nie chcę już…


A... I co to ja chciałem powiedzieć... Chciałem podziękować wszystkim tym dzięki którym mam dziś w Second Life miejsce gdzie moja choroba może się rozwijać i kwitnąć w spokoju prowadząc mnie ku najbardziej smętnej ze śmierci... Mówię oczywiście o klubie Smelly Cat w Morfinie... Dziękuję Wam wszystkim, że jesteście ze mną w mojej chorobie. Przede wszystkim Tobie, Ty wiesz, że bez Ciebie nie byłoby niczego. Kocham Cię. Kropka.

Schorowany bluesmaniak...