środa, 13 stycznia 2010

Koniec lektury




Ktoś wydarł mi z ręki książkę. Bezpardonowo podszedł do mnie, wyrwał z ręki opasłe, oprawione w ludzką skórę tomisko, które czytałem przez ostatnie półtorej roku, pilnie zapisując na marginesie notatki, tak aby utrwalić wspomnienia i ulotne chwile. Tysiące godzin poświęcone na studiowaniu zawiłości nowego alfabetu. Pilne układanie cyferek w nadziei na odnalezienie klucza. Odkrywanie tajemnic i poszukiwanie drogi przez pożółkłe stronice pomarszczonego pergaminu. Czy to lubiłem? Kochałem jak wariat.

To prawda w ostatnim czasie książka sypała mi się w dłoniach, pojedyncze kartki zaczęły z niej wypadać i miałem wrażenie że zostałem z nią sam, jedynie od czasu do czasu na paluszkach skradał się złowrogi cień kogoś kto chciał aby książka się szybciej skończyła. Ale nigdy nie przestała mnie pasjonować. Przez jakiś czas miałem nawet wielką ochotę aby posklejać grzbiet, wygładzić kartki, uzupełnić brakujące fragmenty, ale…

To już dziś nie ma żadnego znaczenia. W ciągu godziny najpiękniejsza powieść jaką czytałem i współtworzyłem została wyrwana z moich dłoni i podarta na strzępy. Ktoś pieczołowicie próbował wymazać z porwanych stronic imiona tych, którzy kiedykolwiek pojawili się na jej kartach. Zatrzeć wszystko co ważne. Pozbierałem pieczołowicie szczątki i odłożyłem na półkę. Tej księgi nie da się już naprawić. Pora napisać nową.

Na szczęście robiłem notatki :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz