Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ludzie. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 26 kwietnia 2012
Najważniejsze są emocje
Zachwyca mnie to ile czasem pasji drzemie w człowieku. Jak uparcie dąży do realizacji swoich marzeń. Siedzę i od rana oglądam dziwne rzeczy z różnych edycji programu Mam talent z różnych zakątków świata i... czasem nawet ryczę. Wiem, oczywiście że to nieco manipulacji i przekaz często jest tak skonstruowany aby wzbudzać emocje, ale nie sposób odmówić pasji. To ten jungowski instynkt życia pcha ludzi do tego aby robili coś wielkiego na miarę swojego talentu. I w sumie nieważne czy to śpiew czy taniec z psem. Najważniejsze są emocje bez których życie byłoby puste. Rozpaczliwie puste.
Czyż można odmówić pasji bezdomnemu chłopakowi z Korei, który po prostu kocha śpiewać?
Albo tym chłopakom z Walii - notabene wyobrażacie sobie to w naszym kraju? Bez debilnych komentarzy...
Ashleigh and Pudsey to faworyci mojej córki ;)
I na deser dwa przykłady jak nie należy pochopnie oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu i wyglądzie...
A to pojawiło się dziś na forum Secondlife.pl i rzuciło mnie na kolana :D Panie i Panowie The Zimmers :) I każdemu z Was życzę takiej energii. Już dziś i do samego końca.
niedziela, 17 kwietnia 2011
Nijak
Najczęściej powtarzanym w moją stronę pytaniem ostatnio jest "Jak się czujesz?". Nic wielkiego zwykłe słowa, nawet zrozumiałe w sytuacji kiedy ostatnio dzieje się jak się dzieje. Tylko... Brak na nie dobrej odpowiedzi.
Nijak. Fizycznie bywa różnie, ale to taka karma. A psychicznie? Nijak. Wszystko wiruje w zawrotnym tempie. Zmienia się nie wiem w co. Trzeba podejmować ważne decyzje, a nie ma na to siły. Znowu w słowach najbliższych słyszę zupełnie coś innego niż chcą powiedzieć do mnie. Znowu widzę drwinę tam gdzie jej nie ma. I co? I nie panuję nad emocjami. Bywa.
Nie wiem jak się czuję. Nie pytaj mnie już. Proszę.
Nijak. Fizycznie bywa różnie, ale to taka karma. A psychicznie? Nijak. Wszystko wiruje w zawrotnym tempie. Zmienia się nie wiem w co. Trzeba podejmować ważne decyzje, a nie ma na to siły. Znowu w słowach najbliższych słyszę zupełnie coś innego niż chcą powiedzieć do mnie. Znowu widzę drwinę tam gdzie jej nie ma. I co? I nie panuję nad emocjami. Bywa.
Nie wiem jak się czuję. Nie pytaj mnie już. Proszę.
Czy chciałabyś coś powiedzieć, zanim wyjdziesz?
Może zależałoby ci, żeby wyrazić dokładnie, co czujesz?
Pożegnaliśmy się, zanim się przywitaliśmy,
nawet prawie mi się nie podobasz, nie powinienem się wcale przejmować.
Spotkaliśmy się tylko sześć godzin temu, muzyka była zbyt głośna.
Z twojego łóżka zyskałem dzień, a straciłem cholerny rok,
i chciałbym wiedzieć...
Jak się czujesz? Jak się czujesz, jak?
Jak się czujesz? Jak się czujesz, jak?
Nawet pojedyncze słowo nie padło, noc wciąż kryła nasze obawy.
Czasem pokazałaś uśmiech, ale czy było trzeba?
Poczułem chłód o wiele za wcześnie w pokoju 95.
Moi przyjaciele leżą w słońcu, chciałbym tam być.
Jutro przyniesie kolejne miasto, kolejną dziewczynę, jak ty.
Czy masz czas zanim wyjdziesz powitać kolejnego mężczyznę?
Po prostu daj mi znać...
Jak się czujesz? Jak się czujesz, jak?
Jak się czujesz? Jak się czujesz, jak?
Do widzenia tobie...
I Charlotte Kringles też,
mam dość na jeden dzień.
poniedziałek, 22 listopada 2010
Zawieszenie
Nieco się zawiesiłem. Nie wiem co prawda, czy to kwestia jesiennego marazmu, czy dzieje się coś innego, ale fakt faktem, że zawieszony gdzieś pomiędzy cyberprzestrzenią a realnym życiem, za którym szczerze pisząc nie przepadam przestałem się szarpać. Czasem trzeba dać ponieść się nurtowi. Pozwolić samemu sobie nie sterować niczym, tylko płynąć. Dziwne to uczucie. Ale może tak ma być.
Źle śpię. Co ciekawe moje koszmary nie dotyczą nigdy Pikselkowa. Wracają stare demony. Pojawiło się kilka nowych, nieporozumień, niedomówień. Najgorsze nie są jednak, przemoc, krew i złość pojawiające się w tych snach. Najgorsze jest zdecydowanie to, że nie dają one żadnych odpowiedzi...
Niebawem Trumna. Rok temu strasznie ją odchorowałem. Zobaczymy co wydarzy się w czwartek.
Źle śpię. Co ciekawe moje koszmary nie dotyczą nigdy Pikselkowa. Wracają stare demony. Pojawiło się kilka nowych, nieporozumień, niedomówień. Najgorsze nie są jednak, przemoc, krew i złość pojawiające się w tych snach. Najgorsze jest zdecydowanie to, że nie dają one żadnych odpowiedzi...
Niebawem Trumna. Rok temu strasznie ją odchorowałem. Zobaczymy co wydarzy się w czwartek.
piątek, 10 września 2010
Pogubiłem się.
Pogubiłem się. Wielu ludzi, wiele impulsów. Słów. Emocji. Głosy.
Hałas i gwar.
Wiem, że chcesz dobrze. Wiem, że jesteś.
Tylko mnie coraz mniej zostaje.
Dobrze mi z Wami wszystkimi, ale to chyba ten czas kiedy powinienem pobyć sam, dalej. Przepraszam.
Hałas i gwar.
Wiem, że chcesz dobrze. Wiem, że jesteś.
Tylko mnie coraz mniej zostaje.
Dobrze mi z Wami wszystkimi, ale to chyba ten czas kiedy powinienem pobyć sam, dalej. Przepraszam.
Burza w głowie jak taniec w grobie
Ciasny i skrępowany
Nie mogę spokoju znaleźć
Nie ja teraz rządzę sobą
Głos dzikości tnie szramy na ciele od wewnątrz
Łzy drążą bruzdy na twarzy
Głowa jak trumna
Tłumi krzyki rozpaczy
Nie daje się uwolnić
W głowie oczy tylko
Jak zdrajca łączą mnie z życiem
Głos dzikości tnie szramy na ciele od wewnątrz
niedziela, 5 września 2010
Już cicho...
Czasem boję się marzeń. Zamykam się w ciszy własnego świata. W jaskini myśli. Moja głowa jest za ciasna na mnie. Siedzę tam cichutko skulony i powtarzam w myślach, że tak jest dobrze. I chcę w to wierzyć. Chcę!
Przechodzisz obok sczytując słowa zapisane na kamiennych ścianach mojej jaskini. Nie rozumiesz znaczeń, które im nadałem. To mój świat. Czasem pokazuję Ci jego fragment zapraszam do środka, nazywam rzeczy po imieniu i pozwalam Ci je dotknąć ufając, że ich nie zniszczysz jak Ci którzy czasem bywali tu przed Tobą. Patrzę w oczy i ufam. Ale dziś chcę tu być sam. Nie samotny. Zwyczajnie sam.
Czasem tak jest, że ktoś przemocą próbuje się tu wedrzeć. Rzuca kamieniami w zawieszone wysoko małe okienko. Nie mówiłem Ci skąd się wzięło prawda? Kiedyś nie było tu niczego. Kamienna ściana. Ale okazało się, że ktoś wiedział jak ją rozkruszyć. Krople wody wypuszczane cierpliwie z dłoni człowieka w czarnym kapeluszu cierpliwie drążyły skałę, kap, kap, kap... Mówił, że moja jaskinia jest zbyt ciemna, że odrobina światła to życie, a ja śmiałem się jak opętany. Dziś po tylu latach wiem, że ON miał rację. Okienko które powstało w wypłukanym przez wodę kamieniu wiele razy ratowało mi życie. Pozwalało marzyć. Słucham? Nie, nie mogę przez nie wyjrzeć. Ale już nie muszę. Może jest tam piękna plaża z palmami? Może cudowna góra z ośnieżonym szczytem? Piękny las z dzieciństwa z cudownie położonym jeziorem... To co JEST nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne co MOGŁOBY być.
Słyszę Twoje kroki. Oddech. Szept. Szukasz mnie, wiem o tym. Milczę.
Boję się hałasu. Bicie serca też może być dźwiękiem nie do wytrzymania.
Dziś odejdź w ciszy. Jutro sam do Ciebie przyjdę. Wyjdę stąd pieczołowicie zasłaniając ukryte drzwi. Spojrzę Ci w oczy.
Wiedziałeś, że słowa potrafią zabijać?
Ciiiiiiiiiiiiiiiii......
Przechodzisz obok sczytując słowa zapisane na kamiennych ścianach mojej jaskini. Nie rozumiesz znaczeń, które im nadałem. To mój świat. Czasem pokazuję Ci jego fragment zapraszam do środka, nazywam rzeczy po imieniu i pozwalam Ci je dotknąć ufając, że ich nie zniszczysz jak Ci którzy czasem bywali tu przed Tobą. Patrzę w oczy i ufam. Ale dziś chcę tu być sam. Nie samotny. Zwyczajnie sam.
Czasem tak jest, że ktoś przemocą próbuje się tu wedrzeć. Rzuca kamieniami w zawieszone wysoko małe okienko. Nie mówiłem Ci skąd się wzięło prawda? Kiedyś nie było tu niczego. Kamienna ściana. Ale okazało się, że ktoś wiedział jak ją rozkruszyć. Krople wody wypuszczane cierpliwie z dłoni człowieka w czarnym kapeluszu cierpliwie drążyły skałę, kap, kap, kap... Mówił, że moja jaskinia jest zbyt ciemna, że odrobina światła to życie, a ja śmiałem się jak opętany. Dziś po tylu latach wiem, że ON miał rację. Okienko które powstało w wypłukanym przez wodę kamieniu wiele razy ratowało mi życie. Pozwalało marzyć. Słucham? Nie, nie mogę przez nie wyjrzeć. Ale już nie muszę. Może jest tam piękna plaża z palmami? Może cudowna góra z ośnieżonym szczytem? Piękny las z dzieciństwa z cudownie położonym jeziorem... To co JEST nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne co MOGŁOBY być.
Słyszę Twoje kroki. Oddech. Szept. Szukasz mnie, wiem o tym. Milczę.
Boję się hałasu. Bicie serca też może być dźwiękiem nie do wytrzymania.
Dziś odejdź w ciszy. Jutro sam do Ciebie przyjdę. Wyjdę stąd pieczołowicie zasłaniając ukryte drzwi. Spojrzę Ci w oczy.
Wiedziałeś, że słowa potrafią zabijać?
Ciiiiiiiiiiiiiiiii......
sobota, 21 sierpnia 2010
wtorek, 29 czerwca 2010
Nigdy więcej...
Żyj tak jakby każda chwila mogła być ostatnią...
Dziękuję, że byłeś.
Nigdy więcej nie spotkamy się,
to był już ostatni raz
lecz na zawsze obiecuję Wam
pozostanie w moim sercu ślad
I to co dobre i złe, wszystkie chwile, myśli, słowa
zachowam w sercu gdzieś na dnie
by odnaleźć w nich sens
wierzę, że czas znów uleczy mój smutek i żal
niech każdy z was wspomni tych, co odeszli już tam
Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł
czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma
odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś
jutro późno może być, bo życie to krótki film
Wciąż po twarzy spływa czas
krok po kroku zmienia nas
dusza jednak wieczną jest
jej nie zniszczy nawet śmierć
A to, że jestem tu sam i pozostały mi tylko wspomnienia
znaczenia nie ma, bo ja wierzę dziś w dusz zjednoczenie
ufam, że czas znów uleczy mój smutek i żal
niech każdy z was wspomni tych, co odeszli tam
Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł
czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma
odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś
jutro późno może być, bo życie to krótki film
sobota, 12 czerwca 2010
Zmęczenie jakie lubię :)

Zmęczony jestem jak wszyscy diabli. Wczoraj musiałem położyć się wieczorem na godzinkę bo ryłem nosem w klawiaturę :). Chyba dawno mi się nic takiego nie zdarzyło.
Ale wiecie co? Uwielbiam takie zmęczenie. Kiedy po dobrej robocie można poczuć jak powieki ciążą i ręce nie chcą już stukać w klawisze. Zrobiłem skarbonki, rozmawiałem z dziesiątkami dobrych, pozytywnych ludzi. Wystawiłem masę skarbonek i co chwila słyszę brzęk wpadających dla powodzian lindenów :). Jesteście wielcy. Wszyscy bez wyjątku.
Oczywiście pojawiają się małe zgrzyty. Ktoś czegoś nie zrozumiał, inny obawiał się, że dowiedział się za późno o wszystkim (choć gramy jeszcze dwa tygodnie), ale na ogół na spokojnie wszystko daje się wyjaśnić. Dla mnie jako strasznego panikarza i nerwusa to wielka lekcja cierpliwości i pokory :) I nawet jeśli ktoś w swojej małości nadal twierdzi, że ta akcja to "polaczkowa bufonada i histeria SL", to wystawia tylko sobie sam świadectwo kim jest i jakim jest człowiekiem. Mi pozostaje się cieszyć z tego, że to tylko i wyłącznie margines naszego polskiego SLa.
Najfajniejsze jest jednak to, że mogę współpracować z tak cudownymi ludźmi - Stokrotka, Aelle, Gocha, Cytrynka, Matt, Roxana i wielu wielu innych, którzy zaangażowali się w naszą akcję. Dziękuję. Bez was nie dałoby się ogarnąć i zorganizować tego wszystkiego.
Jutro kolejny dzień naszej akcji - postaram się ożywić naszego nowego bloga - jeśli możecie dodawajcie go do obserwowanych i linkujcie gdzie się da - oczywiście legalnie. Założymy również grupę w SL, która będzie platformą kontaktu dla tej i innych akcji. Co ważne - wszystkie nasze akcje będą od tej pory sygnowane logo - zaprojektowanym przez Roxanę Paulino (dzięki :*).
To co?
Odpoczywamy i do roboty :)
poniedziałek, 24 maja 2010
Sekta Wonnego Kota :)
Zauważyłem, że strasznie dużo ostatnio się uśmiecham :). Nawet tu na blogu kiedy czytam ostatnie tytuły wpisów to prawie każdemu towarzyszy uśmiech. Kurde dobrze mi :) A nawet jak na chwilę przestaję się uśmiechać to sieć dostarcza mi takich obrazów i tekstów, że nie sposób pozostać na dłużej poważnym :)
Ale co to ja chciałem... A Sekta :) Założyłem sektę. W Second Life. Serio. Zostałem pierwszym Guru wyznawców Kota Śmierdziuszka, zwanego (po niepoprawnej angielskiej translacji, aczkolwiek uświęconej mocą nadaną mi przez jego Boską Miłość Elvisa Presleya) Wonnym Kotem. Warunki przyjęcia są trudne. Chyba. Bo jeszcze nie wiem jakie są. Wymyślę. :) Na razie ustaliłem sobie w późnych godzinach wieczornych jedno przykazanie. "Obyś przy bluesie tańczyć potrafił".
Będę okrutnym Guru. Innowierców tępił będę. Piorunem. Tym od Zeusa. Jak pożyczy. Bo w ryja.
Czasem ludzie pytają mnie czemu Smelly Cat. Kurde nie mam jakiejś fajnej historyjki na to. Mógłbym wymyślić, że ufo, czy Rademenes, ale kurde nie. Ot trywialnie. Są dwa seriale które pasjami zawsze uwielbiałem: Przyjaciele i Przystanek Alaska. Ten drugi - czyli Przystanek - mizerny wprawdzie ale był już w SL. Central Perk też już znalazłem kiedyś w Slowym Nowym Yorku. A Wonnych Kotów jak na lekarstwo. No to jest :) Jaki jest kot i co robi każdy widzi więc nie trzeba o tym pisać, ale fajnie czasem wspomnieć o tej szalonej sekcie :)
Tytuł serialu okazał się być kosmicznie proroczy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że SL może być tak spokojnym i miłym miejscem. Że można mieć wokół siebie samych życzliwych ludzi, którzy wyciągną rękę zawsze, bez napinania się i warunków. Tak o Was wierni wyznawcy mówię :) Wiem, że rzadko (:D) Wam to mówię, ale kosmicznie cieszę się, że jesteście. Bo bez ludzi ten pikselkowy świat naprawdę traci sens. Dzięki więc wam wszystkim: Kasia (szukamy dziś fabryki czekolady, żeby dosłodzić - ktoś wie gdzie to?!?), Asia, Matt, JoAnn, 1001 dniowa Ryfka :), nie sposób też pominąć wspierających nas dzielnie sekcji Bigosowych - z Roxaną i Stośką na czele :P, i Cytrynowych - Cytrynki i Drusia :) i wszystkich innych, którzy przychodzą czasem się uśmiechnąć i zaczerpnąć z muzyki Wonnego Kota - Morri, Mad i wielu wieeeeeeeelu innych :). Dobrze wiedzieć, że są ludzie którym chce się coś łączyć i budować wspólnie w SL.
A teraz razem i na całe gardło :):
No. I to są PRZYJACIELE :)
P.S.: Albo nie... :D
Ale co to ja chciałem... A Sekta :) Założyłem sektę. W Second Life. Serio. Zostałem pierwszym Guru wyznawców Kota Śmierdziuszka, zwanego (po niepoprawnej angielskiej translacji, aczkolwiek uświęconej mocą nadaną mi przez jego Boską Miłość Elvisa Presleya) Wonnym Kotem. Warunki przyjęcia są trudne. Chyba. Bo jeszcze nie wiem jakie są. Wymyślę. :) Na razie ustaliłem sobie w późnych godzinach wieczornych jedno przykazanie. "Obyś przy bluesie tańczyć potrafił".
Będę okrutnym Guru. Innowierców tępił będę. Piorunem. Tym od Zeusa. Jak pożyczy. Bo w ryja.
Czasem ludzie pytają mnie czemu Smelly Cat. Kurde nie mam jakiejś fajnej historyjki na to. Mógłbym wymyślić, że ufo, czy Rademenes, ale kurde nie. Ot trywialnie. Są dwa seriale które pasjami zawsze uwielbiałem: Przyjaciele i Przystanek Alaska. Ten drugi - czyli Przystanek - mizerny wprawdzie ale był już w SL. Central Perk też już znalazłem kiedyś w Slowym Nowym Yorku. A Wonnych Kotów jak na lekarstwo. No to jest :) Jaki jest kot i co robi każdy widzi więc nie trzeba o tym pisać, ale fajnie czasem wspomnieć o tej szalonej sekcie :)
Tytuł serialu okazał się być kosmicznie proroczy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że SL może być tak spokojnym i miłym miejscem. Że można mieć wokół siebie samych życzliwych ludzi, którzy wyciągną rękę zawsze, bez napinania się i warunków. Tak o Was wierni wyznawcy mówię :) Wiem, że rzadko (:D) Wam to mówię, ale kosmicznie cieszę się, że jesteście. Bo bez ludzi ten pikselkowy świat naprawdę traci sens. Dzięki więc wam wszystkim: Kasia (szukamy dziś fabryki czekolady, żeby dosłodzić - ktoś wie gdzie to?!?), Asia, Matt, JoAnn, 1001 dniowa Ryfka :), nie sposób też pominąć wspierających nas dzielnie sekcji Bigosowych - z Roxaną i Stośką na czele :P, i Cytrynowych - Cytrynki i Drusia :) i wszystkich innych, którzy przychodzą czasem się uśmiechnąć i zaczerpnąć z muzyki Wonnego Kota - Morri, Mad i wielu wieeeeeeeelu innych :). Dobrze wiedzieć, że są ludzie którym chce się coś łączyć i budować wspólnie w SL.
A teraz razem i na całe gardło :):
No. I to są PRZYJACIELE :)
P.S.: Albo nie... :D
Czyste wariactwo :)
Dobrze mi.
Tak zwyczajnie, bez żadnych napięć, niepokojów. Zwyczajnie dobrze.
Czasem warto zatrzymać się przemyśleć i skoczyć.
Ja zaryzykowałem sporo, po raz kolejny w życiu. I już wiem, że nie żałuję niczego, nawet jeśli nie wszystko udało się.
Dziękuję Słonko. Fajnie wiedzieć, że JESTEŚ. Dziękuję za cierpliwość i odporność na moje jazdy :) Za spontan i to, że mogę odkrywać z Tobą SL na nowo, tak jak wczoraj Paryż :)
P.S.: Mam nadzieję, że nie zagryziesz mnie za te fotki :P




Tak zwyczajnie, bez żadnych napięć, niepokojów. Zwyczajnie dobrze.
Czasem warto zatrzymać się przemyśleć i skoczyć.
Ja zaryzykowałem sporo, po raz kolejny w życiu. I już wiem, że nie żałuję niczego, nawet jeśli nie wszystko udało się.
Dziękuję Słonko. Fajnie wiedzieć, że JESTEŚ. Dziękuję za cierpliwość i odporność na moje jazdy :) Za spontan i to, że mogę odkrywać z Tobą SL na nowo, tak jak wczoraj Paryż :)
P.S.: Mam nadzieję, że nie zagryziesz mnie za te fotki :P





niedziela, 23 maja 2010
Sztuczność w cyberświecie...

Są rzeczy w naszym Pikselkowie, których sensu pojąć nie mogę. Za głupi jestem widać na to, albo za normalny. Sam sobie powiedz. Otrzymaliśmy sztuczny świat. Otoczyliśmy się sztucznymi drzewami, sztucznym szumem fal wypełniamy cybernetyczną ciszę serwerów. Przywdzialiśmy sztuczne ciała i sztucznymi pieniędzmi płacimy za sztuczne tkaniny z których uszyte są nasze sztuczne ubranka. Dopóki zgadzamy się na to jest to ok. Pytanie tylko jak daleko powinniśmy posuwać się w tej sztuczności i czy w dziedzinach, w których możemy kreować coś prawdziwego, również powinniśmy sztuczności i cyberblichtrowi bić pokłony?
Co nam ocalało prawdziwego w Drugim Życiu? Ludzie i relacje między nimi. Emocje. Radość, złość, miłość i nienawiść. I nawet jeśli masz dystans do cyberprzestrzeni, to jakieś emocje w te relacje prędzej czy później zaangażujesz. Nawet jeśli będzie to tylko zniechęcenie i szyderstwo. Przegadana noc w cyberprzestrzeni, odkrywanie drugiej osoby, bliskość myśli. Dla tego warto być w Pikselkowie.
Coś jeszcze z prawdy? Wszystko to, czemu towarzyszy akt tworzenia. Muzyka, grafika, sztuka. O ile oczywiście nie rozmienimy się na drobne i nie zaczniemy budować żałosnej karykatury rzeczywistości poprzez „koncerty” bez muzyków czy „spektakle”, na zasadzie kup kulki, stroje i zatańcz aby zgarnąć tipa. Może to tylko moje zboczenie, ale zdecydowanie wolę odśpiewany, nawet niepewnym głosem młodej Szwedki, godzinny koncert live, w który wiem, że włożyła sporo serca emocji i całą siebie, od perfekcyjnie przygotowanego show, gdzie grupa avatarów usiłuje udawać, że tańczy czy śpiewa do piosenek puszczonych z płyty, na kulkach które kupili gdzieś w cyberświecie. Nawet jeśli dźwięk jest czystszy, bardziej emocjonalny, a animacje i stroje są perfekcyjnie dopieszczone. Podobnie jak żadna płyta nie odda muzyki na żywo, podobnie udawanie śpiewania z playbacku nie będzie koncertem, a parę odtańczonych piosenek nie będzie spektaklem.
Owszem rozumiem, że może się to komuś podobać i bawić, to jego sprawa i poczucie gustu i estetyki. To co piszę to tylko moje zdanie, a śmieszy mnie nazywanie tego czegoś spektaklem czy koncertem. Właśnie przez to sztuczny świat staje się sztuczny groteskowo i pozostaje już tylko mizerną karykaturą rzeczywistości. Odbieramy, sami sobie szansę na wniesienie do Pikselkowa kawałka realności.
Na szczęście wciąż mamy wybór, a Second Life jest tak pojemny, że cierpliwie znosi naszą ucieczkę od realnego świata. I oby tak dalej :).
piątek, 7 maja 2010
Czytasz i nie rozumiesz :)
Najzabawniejsze w pisaniu bloga jest obserwowanie reakcji ludzi na Twoje słowa. Czasem ciekawość, czasem złość, czasem rozbawienie. Co ciekawe najczęściej dość trafne i zbieżne z intencjami piszącego, choć nie zawsze. Niesamowicie bawią mnie zawsze ludzie, którym wydaje się, że patrzy na nich cały świat i każde słowo skierowane jest właśnie do nich :). Tacy ludzie zawsze wiedzą i czują lepiej co miał na myśli autor i czego pragnie. Obserwowanie takich reakcji i czytanie słów tych, którym wydaje się, że wiedzą co czytają jest taką wisienką na torcie w życiu codziennym bloggera. :)
Jak to kiedyś napisała moja ulubiona Slowa bloggerka Madeline w tym poście:
Jakże to kurcze prawdziwe :)
Jak to kiedyś napisała moja ulubiona Slowa bloggerka Madeline w tym poście:
Pewnie znacie trzy prawa Stanisława Lema.
.1. Nikt niczego nie czyta.
2. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie.
3. Jeżeli już ktoś coś przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta.
.A bywa i tak, że przeczyta, nie zrozumie, ale i tak zinterpretuje po swojemu, bo przecież wie lepiej.
Jakże to kurcze prawdziwe :)
wtorek, 20 kwietnia 2010
Kiedy ID chce jeść...
Od wczoraj próbuję słuchać siebie. Usiadłem na łóżku i usłyszałem w środku dziwny ton. Dźwięk. Zaledwie drżenie, cień, ale miał w sobie coś takiego, co mnie zaskoczyło i przeraziło. Jak wspomnienie czegoś co zdarzyć się nie powinno, jak sen, który wyśnić się nie miał prawa, a przychodzi od kilku nocy. Wciąż i wciąż uparty jak osioł.
Nienawidzę swojej podświadomości. Przyzwyczaiła mnie przez lata do swoich niespodzianek, do tego, że w najmniej oczekiwanym momencie i tak spłata mi figla wyciągając z czeluści nieświadomości coś czego oglądać nie chcę. Przyzwyczaiła do tego, że kontrolować jej nie sposób. Kazała pogodzić się z tym, że to ona decyduje, nawet jeśli to ja muszę ponieść konsekwencje jej działań. Schizofrenia? Możliwe. Czasem nawet id musi dojść w człowieku do głosu.
Pociesza mnie myśl, że jednak jest ucieczka. Szeol. I choć ta myśl niepokoi również daje dziwne ukojenie.
Szukałem muzyki na dziś. Znalazłem.
Nienawidzę swojej podświadomości. Przyzwyczaiła mnie przez lata do swoich niespodzianek, do tego, że w najmniej oczekiwanym momencie i tak spłata mi figla wyciągając z czeluści nieświadomości coś czego oglądać nie chcę. Przyzwyczaiła do tego, że kontrolować jej nie sposób. Kazała pogodzić się z tym, że to ona decyduje, nawet jeśli to ja muszę ponieść konsekwencje jej działań. Schizofrenia? Możliwe. Czasem nawet id musi dojść w człowieku do głosu.
Pociesza mnie myśl, że jednak jest ucieczka. Szeol. I choć ta myśl niepokoi również daje dziwne ukojenie.
Szukałem muzyki na dziś. Znalazłem.
Eliza Lumley - How to disappear completely
That there
That's not me
I go
Where I please
I walk through walls
I float down the Liffey
I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here
In a little while
I'll be gone
The moment's already passed
Yeah it's gone
And I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here
Strobe lights and blown speakers
Fireworks and hurricanes
I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here
wtorek, 13 kwietnia 2010
To kwestia szacunku...
Każdy z nas na swój sposób przeżywa to co wydarzyło się w ostatnich dniach w naszym kraju. Rozumiem tych, którzy traktują wypadek samolotu prezydenckiego bardzo osobiście – przychodzą pod Pałac Prezydencki palą znicze, śpiewają. Rozumiem też tych, którzy postanowili zachować w swoim mniemaniu trzeźwy umysł i z pewnym dystansem podchodzą do gloryfikowania osób, które bo tu dużo nie mówić nie cieszyły się przed śmiercią najwyższymi notowaniami popularności. Staram się być gdzieś pośrodku, choć przyznaję, że ogrom tragedii i cierpienia, zwłaszcza tych, którzy pozostali bardzo mnie przytłoczył i dał do myślenia. I chyba wszystko byłoby w jak najlepszym porządku dopóki nie przekraczamy granicy dobrego smaku, czy zwyczajnie kultury.
Mały flashback
W dzień tragedii usłyszałem „żart” w którym ktoś w Second Life stojąc na placu jednego z popularnych simów próbował byż przezabawny twierdząc, że jeden z polityków poodkręcał śrubki w samolocie prezydenckim. Inny próbował obrażać osoby, które zginęły w katastrofie i twierdzić, że przecież nic się nie stało, bo "to tylko ptactwo".
Tego samego dnia zajrzałem do wiadomości w jednym z popularnych serwisów newsowych. Komentarze które przeczytałem pod tekstem o katastrofie zmroziły mnie. Błazenada, politykierstwo, teorie spiskowe, wyzwiska i wulgaryzmy. Owszem były też wpisy tonujące sytuację, ale ginęły w szambie słownym które stworzyli nasi przeuroczy rodacy.
Dziś odwiedziłem forum polskiego Second Life. W jednym z tematów o katastrofie jeden z użytkowników podał link do – jak sam napisał „mądrego filmu”. Zajrzałem. Zdębiałem – pamiętacie „20 rzeczy, których nie należy mówić kobiecie”? Sam polecałem ten film kolegi o nicku damianero na swoim blogu, ponieważ rozbawił mnie wówczas setnie. Tym razem autor relacjonując na świeżo wiadomość o śmierci Prezydenta i 95 innych osób posunął się do granicy absurdu. Głupawe żarty, przekleństwa, błazenada przypominają raczej ponury taniec na grobie, niż jakikolwiek komentarz. Damianero jest tak przekonany o własnej nieomylności, że stawia sądy bardzo radykalne oceniając negatywnie wszystkich i wszystko, łącznie ze swoimi widzami. Drwiąc z tragedii, śmierci i udowadniając jak bardzo szanuje czyjąś tragedię. Szambo.
Czasem mi wstyd, że jestem Polakiem.
Nie. Spokojnie. Daleki jestem od gloryfikowania każdej z ofiar. Za parą prezydencką nie przepadałem i nie będę im stawiał pomników. ba nawet mówienie o wielkim mężu stanu w odniesieniu do świętej pamięci Pana Lecha Kaczyńskiego uważam za lekką przesadę. Co by nie mówić jednak o tym człowieku był Wielkim Polakiem, któremu zaufały miliony naszych Rodaków. Na swój sposób realizował idee patriotyzmu, tak jak je pojmował. Odszedł na służbie i za to należy się szacunek.
I chyba szacunek w tej całej sytuacji to słowo klucz. Szacunek dla ofiar, dla ich bliskich, przyjaciół, a nawet szacunek dla wszystkich tych, którzy na fali medialnej wszechżałoby mają potrzebę gloryfikowania zmarłych, palenia zniczy i wzniosłych słów. maja prawo do przeżywania swojego żalu i swoich emocji.
Nawet ludzie poza Polską, Rosjanie, Brazylijczycy, Czesi, Ukraińcy, Włosi umieją się zachować w tej sytuacji, choć próbują zrozumieć co czują ich bliscy, przyjaciele i wiedzą, że tym co wyznacza godność człowieka w takiej sytuacji jest szacunek. Dlaczego więc my Polacy nie potrafimy? Skąd w nas tyle jadu i lekceważenia?
Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia milcz. Bo ośmieszasz głównie sam siebie wściekłym tańcem na cudzym grobie.
I pomyśl. Co powiedzą kiedy TY odejdziesz?
Mały flashback
W dzień tragedii usłyszałem „żart” w którym ktoś w Second Life stojąc na placu jednego z popularnych simów próbował byż przezabawny twierdząc, że jeden z polityków poodkręcał śrubki w samolocie prezydenckim. Inny próbował obrażać osoby, które zginęły w katastrofie i twierdzić, że przecież nic się nie stało, bo "to tylko ptactwo".
Tego samego dnia zajrzałem do wiadomości w jednym z popularnych serwisów newsowych. Komentarze które przeczytałem pod tekstem o katastrofie zmroziły mnie. Błazenada, politykierstwo, teorie spiskowe, wyzwiska i wulgaryzmy. Owszem były też wpisy tonujące sytuację, ale ginęły w szambie słownym które stworzyli nasi przeuroczy rodacy.
Dziś odwiedziłem forum polskiego Second Life. W jednym z tematów o katastrofie jeden z użytkowników podał link do – jak sam napisał „mądrego filmu”. Zajrzałem. Zdębiałem – pamiętacie „20 rzeczy, których nie należy mówić kobiecie”? Sam polecałem ten film kolegi o nicku damianero na swoim blogu, ponieważ rozbawił mnie wówczas setnie. Tym razem autor relacjonując na świeżo wiadomość o śmierci Prezydenta i 95 innych osób posunął się do granicy absurdu. Głupawe żarty, przekleństwa, błazenada przypominają raczej ponury taniec na grobie, niż jakikolwiek komentarz. Damianero jest tak przekonany o własnej nieomylności, że stawia sądy bardzo radykalne oceniając negatywnie wszystkich i wszystko, łącznie ze swoimi widzami. Drwiąc z tragedii, śmierci i udowadniając jak bardzo szanuje czyjąś tragedię. Szambo.
Czasem mi wstyd, że jestem Polakiem.
Nie. Spokojnie. Daleki jestem od gloryfikowania każdej z ofiar. Za parą prezydencką nie przepadałem i nie będę im stawiał pomników. ba nawet mówienie o wielkim mężu stanu w odniesieniu do świętej pamięci Pana Lecha Kaczyńskiego uważam za lekką przesadę. Co by nie mówić jednak o tym człowieku był Wielkim Polakiem, któremu zaufały miliony naszych Rodaków. Na swój sposób realizował idee patriotyzmu, tak jak je pojmował. Odszedł na służbie i za to należy się szacunek.
I chyba szacunek w tej całej sytuacji to słowo klucz. Szacunek dla ofiar, dla ich bliskich, przyjaciół, a nawet szacunek dla wszystkich tych, którzy na fali medialnej wszechżałoby mają potrzebę gloryfikowania zmarłych, palenia zniczy i wzniosłych słów. maja prawo do przeżywania swojego żalu i swoich emocji.
Nawet ludzie poza Polską, Rosjanie, Brazylijczycy, Czesi, Ukraińcy, Włosi umieją się zachować w tej sytuacji, choć próbują zrozumieć co czują ich bliscy, przyjaciele i wiedzą, że tym co wyznacza godność człowieka w takiej sytuacji jest szacunek. Dlaczego więc my Polacy nie potrafimy? Skąd w nas tyle jadu i lekceważenia?
Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia milcz. Bo ośmieszasz głównie sam siebie wściekłym tańcem na cudzym grobie.
I pomyśl. Co powiedzą kiedy TY odejdziesz?
wtorek, 23 marca 2010
Bezsenne noce :)
Znowu zarwałem noc. Do czwartej rano rozmawiałem z kimś o życiu, ludziach i Slu, nie bacząc na to, że rano trzeba wstać do pracy. Roztrząsnęliśmy paranoiczne wizje tych, którym wydaje się, że są centrami naszego Pikselkowa. Obśmialiśmy się jak norki (lub wiewiórki ;)), kiedy zdaliśmy sobie sprawę z tego jak jedno drugim potrafimy skomplikować życie - nawet dla samej zasady, czy sadystycznej przyjemności. Dawno nie czułem się tak oczyszczony emocjonalnie po rozmowie. Czasem trzeba popłynąć i usłyszeć prawdę, która w ostatecznym rozrachunku nie wygląda przecież tak strasznie. Czas najwyższy.
Wniosek? Jest poniżej - jedyny i najlepszy jaki może być :)
P.S.: I w ramach "robienia "swojego" :D zapraszam wszystkich (no prawie wszystkich) na jutro na koncert Moon Spark do Smelly Cat. Spotkajmy się w środę 24.03.2010 o 21.00 i posłuchajmy razem muzyki na żywo :)
Wniosek? Jest poniżej - jedyny i najlepszy jaki może być :)
Wojciech Młynarski - "Róbmy swoje"
[sł. W. Młynarski, muz. J. Wasowski]
Raz Noe wypił wina dzban
I rzekł do synów - Oto
Przecieki z samej góry mam,
Chłopaki, idzie potop!
Widoki nasze marne są
I dola przesądzona,
Rozdzieram oto szatę swą,
Chłopaki, jest już po nas!
A jeden z synów, zresztą Cham,
Rzekł - Taką tacie radę dam:
Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
Skromniutko ot, na swoją miarkę
Majstrujmy coś, chociażby arkę - tatusiu,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...
Raz króla spotkał Kolumb Krzyś,
A król mu rzekł - Kolumbie,
Idź do lekarza jeszcze dziś,
Nim legniesz w katakumbie,
Nieciekaw jestem, co kto truć
Na twoim chce pogrzebie,
Palenie rzuć, pływanie rzuć
I zacznij dbać o siebie!
Skłonił się Kolumb niczym paź,
Po cichu tak pomyślał zaś:
Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
I zamiast minę mieć ponurą
Skromniutko ot, z Ameryk którą - odkryjmy,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...
Napotkał Nobel kumpla raz,
A ten mu rzekł - Alfredzie,
Powiedzieć to najwyższy czas,
Że marnie ci się wiedzie.
Choć do retorty wciąż cię gna,
Choć starasz się od świtu,
Ty prochu nie wymyślisz, a
Tym bardziej dynamitu!
Spłonił się Nobel niczym rak,
Po cichu zaś pomyślał tak:
Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Póki jeszcze ciut się chce,
W myśleniu sens, w działaniu racja,
Próbujmy więc, a nuż fundacja - wystrzeli,
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...
Ukształtowała nam się raz
Opinia mówiąc - Kurczę,
Rozsądku krztyny nie ma w was,
Inteligenty twórcze.
Na łeb wam wali się ten kram,
Aż sypią się zeń drzazgi,
O skórze myśleć czas, a wam -
Wam w głowie wciąż drobiazgi.
Opinia sroga to, że hej,
Odpowiadając przeto jej:
Róbmy swoje,
Pewne jest to jedno, że
Róbmy swoje,
Bo dopóki nam się chce,
Drobiazgów parę się uchowa:
Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
Róbmy swoje,
Może to coś da? Kto wie?...
Róbmy swoje,
A Ty, Widzu, brawo bij,
Róbmy swoje,
A ty nasze zdrowie pij,
Niejedną jeszcze paranoję
Przetrzymać przyjdzie robiąc swoje, kochani,
Róbmy swoje,
Żeby było na co wyjść!
P.S.: I w ramach "robienia "swojego" :D zapraszam wszystkich (no prawie wszystkich) na jutro na koncert Moon Spark do Smelly Cat. Spotkajmy się w środę 24.03.2010 o 21.00 i posłuchajmy razem muzyki na żywo :)

wtorek, 16 marca 2010
CIP
Kiedyś opowiadałem dzieciakom podczas obozów pewną bajkę z serii bajek terapeutycznych. Bajka jak to bajka, banalna fabuła z morałem i wskazaniem na to, że niekoniecznie musimy wszyscy kopać się po kostkach.

Czemu o tym Wam piszę? Nie bez powodu. Rozmawiałem z kimś w nocy, kto uświadomił mi, jak wielkie mam szczęście i jak fantastyczny fenomen tkwi w Smelly Cat. Ktoś powiedział mi, że podczas kiedy polski Sl staje się ostatnio nieco bezbarwny i nużący tu można spotkać jeszcze tych, którym się chce. I chyba mam kosmiczne szczęście. Ostatnio strasznie mi Ciepło i Puchato. Mam to o czym zawsze w SL marzyłem. Mam kochanych fantastycznych ludzi wokół, którzy bez żadnych warunków, przymusu, bez namawiania po prostu są. Mam Smelly Cat najbardziej moje miejsce ze wszystkich simów w ogromnym Slowym świecie. Mam swojego bluesa, który towarzyszy mi niemal każdego wieczoru. Smelly żyje - są w nim ludzie, niemal zawsze kiedy wchodzę można z kimś porozmawiać, pośmiać się. Tuż za ścianą mam cudowną Cytrynową Krainę ze wspaniałymi ludźmi i mnóstwem ciepła, które bije nawet z Cytrynkowego pikselowego ogniska. Nawet kiedy coś nie wychodzi nie ma tragedii. Kiedy w sobotę nagle okazało się, że odwołana została audycja Cytrynki, w ciągu dwóch godzin udało nam się zorganizować Bajeczny Wieczór i rewelacyjną imprezę w stylu lat 80-tych, w Smelly Cat. Czyż można chcieć więcej? Wiem na kim mogę się oprzeć, komu zaufać i kto akceptuje mnie całego dokładnie takiego jakim jestem. Przegoniłem koszmary i widma z przeszłości. Wyrzuciłem swój woreczek z Zimnym i Kolczastym. I jest już dobrze. Tak jak powinno być.
Dziękuję Wam wszystkim. Za każde dobre słowo i wsparcie. Za to że Jesteście i że nie dajecie się okłamać Wiedźmie, że Ciepłe i Puchate musi się skończyć. Nie musi :*.

W pewnym miasteczku, żyli szczęśliwi ludzie. Każdy z nich od urodzenia miał swój woreczek z Ciepłym i Puchatym. Trzymali te woreczki zawsze przy sobie i dzielili się Ciepłym i Puchatym przy każdej możliwej okazji. Matki dawały dzieciom, sąsiedzi sobie nawzajem, a nawet groźny szef w pracy często wyciągał swój woreczek i rozdawał Ciepłe i Puchate swoim pracownikom. I byłoby tak zawsze gdyby nie to, że do miasteczka wprowadziła się zła Wiedźma.
Wiedźma zarabiała na życie sprzedawaniem ziół i leczeniem chorób. Szybko jednak okazało się, że w miasteczku, ludzie żyją dłużej i chorują dużo rzadziej niż gdziekolwiek na świecie. Wiedźmie nie podobało się to bardzo. Wymyśliła sposób na to aby zapewnić sobie godziwy zarobek. Zaczęła rozpuszczać plotki o tym, że Ciepłe i Puchate niebawem się skończy. Wystraszyli się ludzie i schowali swoje woreczki do szafy oszczędzając Ciepłe i Puchate do Naprawdę Ważnych Okazji. Z twarzy zniknął uśmiech w miasteczku zagościł pesymizm i pojawiły się choroby. Wiedźmie to jednak nie wystarczyło, ponieważ ludzie chcieli się nadal dzielić, zaczęła rozdawać swoim pacjentom woreczki z Zimnym i Kolczastym. Ludzie zaczęli rozdawać sobie Zimne i Kolczaste z nowych woreczków i wkrótce w miasteczku zagościła zawiść, złość i morderstwo. Źle zaczęło się dziać… Tylko wiedźma zacierała ręce i liczyła zyski ze sprzedaży wymyślnych mikstur.
I trwałoby tak pewnie do dziś, ale na szczęście jak to w życiu bywa nikt nie upilnował dzieciaków. Wścibskie maluchy myszkując w szafach rodziców odnalazły swoje woreczki z Ciepłym i Puchatym i zaczęły się nim dzielić na podwórku. Szybko zauważyły jakie to przyjemne i nie rezygnowały z ciągłego dzielenia. Kiedy dorośli zauważyli co robią dzieciaki, wpierw przerazili się bardzo, że Ciepłe i Puchate nie wystarczy im na całe życie, ale szybko zauważyli, że w woreczkach wcale nie ubywa Ciepłego i Puchatego, a wręcz przeciwnie im więcej ktoś się nim dzielił tym więcej go przybywało. Wieść o tym rozniosła się szybko po okolicy, Ludzie wyrzucili Zimne i Kolczaste i wypędzili złą wiedźmę z miasteczka. Od tej pory wszystko wróciło tam do normy. Matki dają Ciepłe i Puchate swoim dzieciom, sąsiedzi sobie nawzajem i nawet przypadkowi ludzie na ulicy często wymieniają się swoim Ciepłym i Puchatym.
A Ty? Gdzie masz swój woreczek?
Czemu o tym Wam piszę? Nie bez powodu. Rozmawiałem z kimś w nocy, kto uświadomił mi, jak wielkie mam szczęście i jak fantastyczny fenomen tkwi w Smelly Cat. Ktoś powiedział mi, że podczas kiedy polski Sl staje się ostatnio nieco bezbarwny i nużący tu można spotkać jeszcze tych, którym się chce. I chyba mam kosmiczne szczęście. Ostatnio strasznie mi Ciepło i Puchato. Mam to o czym zawsze w SL marzyłem. Mam kochanych fantastycznych ludzi wokół, którzy bez żadnych warunków, przymusu, bez namawiania po prostu są. Mam Smelly Cat najbardziej moje miejsce ze wszystkich simów w ogromnym Slowym świecie. Mam swojego bluesa, który towarzyszy mi niemal każdego wieczoru. Smelly żyje - są w nim ludzie, niemal zawsze kiedy wchodzę można z kimś porozmawiać, pośmiać się. Tuż za ścianą mam cudowną Cytrynową Krainę ze wspaniałymi ludźmi i mnóstwem ciepła, które bije nawet z Cytrynkowego pikselowego ogniska. Nawet kiedy coś nie wychodzi nie ma tragedii. Kiedy w sobotę nagle okazało się, że odwołana została audycja Cytrynki, w ciągu dwóch godzin udało nam się zorganizować Bajeczny Wieczór i rewelacyjną imprezę w stylu lat 80-tych, w Smelly Cat. Czyż można chcieć więcej? Wiem na kim mogę się oprzeć, komu zaufać i kto akceptuje mnie całego dokładnie takiego jakim jestem. Przegoniłem koszmary i widma z przeszłości. Wyrzuciłem swój woreczek z Zimnym i Kolczastym. I jest już dobrze. Tak jak powinno być.
Dziękuję Wam wszystkim. Za każde dobre słowo i wsparcie. Za to że Jesteście i że nie dajecie się okłamać Wiedźmie, że Ciepłe i Puchate musi się skończyć. Nie musi :*.
wtorek, 9 marca 2010
Bez słów
Ile potrzeba słów aby opisać emocje?
Ile razy trzeba komuś powiedzieć że jest przyjacielem aby być wiarygodnym i nie przekroczyć granicy śmieszności? Ile aluzji wrzucić w prosty tekst, kiedy chce się wbić komuś szpilkę i móc czerpać z tego tylko sadystyczną satysfakcję, żeby nie pokazać, że jednak boli?
Mówimy wciąż. Słowa tworzą nasz pikselowy świat, oplatają go, kreują i niszczę. Słowa. Szybkie, wolne, wesołe smutne, łatwe i trudne. Czasem piękniejsze, czasem ostrzejsze, z błędami i bez nich. Wypowiadane w emocjach i sączone na zimno z dziką satysfakcją. Szeptane na ucho i wykrzyczane na blogu, forum czy grupie dyskusyjnej. Puste bez wartości, nakręcające intrygi, manipulujące emocjami, wybielające nas samych, sprawiające, że mamy poczuć się lepiej i w śmieszny sposób próbujące zmienić rzeczywistość.
Ale to tylko słowa. Nie zmieniają nigdy tego jacy jesteśmy i kim jesteśmy.
Ważne żeby rano móc spojrzeć w lustro, albo w roześmiane oczy kogoś kto rozumie.
I nic więcej nie potrzeba. Nawet słów. Bo wy wiecie świetnie że Was kocham i pokażę Wam to kiedy trzeba. Dziękuję.
Ile razy trzeba komuś powiedzieć że jest przyjacielem aby być wiarygodnym i nie przekroczyć granicy śmieszności? Ile aluzji wrzucić w prosty tekst, kiedy chce się wbić komuś szpilkę i móc czerpać z tego tylko sadystyczną satysfakcję, żeby nie pokazać, że jednak boli?
Mówimy wciąż. Słowa tworzą nasz pikselowy świat, oplatają go, kreują i niszczę. Słowa. Szybkie, wolne, wesołe smutne, łatwe i trudne. Czasem piękniejsze, czasem ostrzejsze, z błędami i bez nich. Wypowiadane w emocjach i sączone na zimno z dziką satysfakcją. Szeptane na ucho i wykrzyczane na blogu, forum czy grupie dyskusyjnej. Puste bez wartości, nakręcające intrygi, manipulujące emocjami, wybielające nas samych, sprawiające, że mamy poczuć się lepiej i w śmieszny sposób próbujące zmienić rzeczywistość.
Ale to tylko słowa. Nie zmieniają nigdy tego jacy jesteśmy i kim jesteśmy.
Ważne żeby rano móc spojrzeć w lustro, albo w roześmiane oczy kogoś kto rozumie.
I nic więcej nie potrzeba. Nawet słów. Bo wy wiecie świetnie że Was kocham i pokażę Wam to kiedy trzeba. Dziękuję.
niedziela, 21 lutego 2010
Komu kawałek papieża?
Włączyłem telewizornię dziś podczas rutynowego przeglądu stanu BHP dużego pokoju. Po pobieżnej lustracji okazało się, że Sanepid miałby wiele zastrzeżeń co do wyglądu i podłogi i stołu, a nawet o zgrozo ścian, że o pozostawionych tu i ówdzie ubraniach i szczątkach doczesnych zabawek mojej latorośli nie wspomnę. Poległem i swoją uwagę skierowałem na szklaną szybkę, gdzie dwójka uśmiechniętych prowadzących ogłaszała właśnie idiotele w programie redakcji katolickiej TVP.
Uśmiech pobłażania jakoś szybko zniknął z mojej twarzy kiedy ujrzałem treść tego audiotele - pytanie z uśmiechem zadawane na ekranie brzmiało bowiem: "Czy z ciała Jana Pawła II powinny zostać pobrane relikwie?"
Nie jestem katolikiem. Za cholerę nie rozumiem części obrzędów, kultu świętych, kultu przedmiotów - (szczebel z drabiny, która śniła się świętemu Jakubowi, kopytko osiołka na którym święta rodzina uciekała do Egiptu, czy pióro ze skrzydła archanioła Gabriela). Czuję się agnostykiem. Z szacunkiem podchodzę do tego, że inni mogą mieć inne zdanie, ale tym razem się we mnie zagotowało.
Jan Paweł II był wielkim Polakiem. Niesamowitym człowiekiem i to niezależnie od światopoglądu. Komuś kto zniósł to wszystko co towarzyszy jednemu z najważniejszych urzędów w tym świecie, z uśmiechem i miłością, kto był dla milionów Polaków i ludzi na całym świecie kimś tak ważnym należy się szacunek. A tymczasem o czym rozprawiają katole? O tym, czy można pięć lat po śmierci człowieka otworzyć trumnę i pociąć gnijące ciało na kawałki. Po co? Po to, żeby ludzie w Pipidówie Dolnej mieli kawałek kości lub gnijącego czy suszonego mięsa do którego mogą się modlić?!? To nie zakrawa na jakieś szaleństwo?!?
Oglądam setki horrorów, czytam książki, piszę czasem rzeczy makabryczne, które tworzy moja wyobraźnia, ale... Na pomysł wykopywania gnijących zwłok po to aby okazać im swoją miłość wpadł chyba tylko Jörg Buttgereit w swoim Nekromantiku - filmie, którego nikomu z wrażliwym przewodem pokarmowym ze spokojnym sumieniem polecić nie mogę... To makabra, która w moim skromnym przekonaniu ociera się o granice i dobrego smaku i zdrowia psychicznego jej twórców.
Pozostaje powtórzyć to co powtarzałem tak często w swoich recenzjach i tekstach. Prawdziwa groza - ta realna powstająca w głowie zwykłego zjadacza chleba - w tym przypadku redaktorów redakcji katolickiej TVP - jest dużo bardziej groźna i przerażająca niż najwspanialszy nawet obraz filmowy czy książka będąca tylko umową pomiędzy twórca a odbiorcą... Świat jest jednak chory...
Uśmiech pobłażania jakoś szybko zniknął z mojej twarzy kiedy ujrzałem treść tego audiotele - pytanie z uśmiechem zadawane na ekranie brzmiało bowiem: "Czy z ciała Jana Pawła II powinny zostać pobrane relikwie?"
Nie jestem katolikiem. Za cholerę nie rozumiem części obrzędów, kultu świętych, kultu przedmiotów - (szczebel z drabiny, która śniła się świętemu Jakubowi, kopytko osiołka na którym święta rodzina uciekała do Egiptu, czy pióro ze skrzydła archanioła Gabriela). Czuję się agnostykiem. Z szacunkiem podchodzę do tego, że inni mogą mieć inne zdanie, ale tym razem się we mnie zagotowało.
Jan Paweł II był wielkim Polakiem. Niesamowitym człowiekiem i to niezależnie od światopoglądu. Komuś kto zniósł to wszystko co towarzyszy jednemu z najważniejszych urzędów w tym świecie, z uśmiechem i miłością, kto był dla milionów Polaków i ludzi na całym świecie kimś tak ważnym należy się szacunek. A tymczasem o czym rozprawiają katole? O tym, czy można pięć lat po śmierci człowieka otworzyć trumnę i pociąć gnijące ciało na kawałki. Po co? Po to, żeby ludzie w Pipidówie Dolnej mieli kawałek kości lub gnijącego czy suszonego mięsa do którego mogą się modlić?!? To nie zakrawa na jakieś szaleństwo?!?
Oglądam setki horrorów, czytam książki, piszę czasem rzeczy makabryczne, które tworzy moja wyobraźnia, ale... Na pomysł wykopywania gnijących zwłok po to aby okazać im swoją miłość wpadł chyba tylko Jörg Buttgereit w swoim Nekromantiku - filmie, którego nikomu z wrażliwym przewodem pokarmowym ze spokojnym sumieniem polecić nie mogę... To makabra, która w moim skromnym przekonaniu ociera się o granice i dobrego smaku i zdrowia psychicznego jej twórców.
Pozostaje powtórzyć to co powtarzałem tak często w swoich recenzjach i tekstach. Prawdziwa groza - ta realna powstająca w głowie zwykłego zjadacza chleba - w tym przypadku redaktorów redakcji katolickiej TVP - jest dużo bardziej groźna i przerażająca niż najwspanialszy nawet obraz filmowy czy książka będąca tylko umową pomiędzy twórca a odbiorcą... Świat jest jednak chory...
niedziela, 14 lutego 2010
Łatwo powiedzieć?
Wszystko łatwo. No może poza jednym.
A jednak dobrze jest kochać i być kochanym.
Dziękuję. Wam wszystkim o których dziś mogę pomyśleć, niezależnie od tego jak się kochamy. Szczęśliwych Walentynek :*.

Bujamy się dziś? Jeśli macie ochotę się pobujać to zapraszam do nas :) Niezobowiązująco i w rytm miłosnych uniesień muzycznych. W Smelly przed 22.00 :)
O chociażby tak.
A jednak dobrze jest kochać i być kochanym.
Dziękuję. Wam wszystkim o których dziś mogę pomyśleć, niezależnie od tego jak się kochamy. Szczęśliwych Walentynek :*.

Bujamy się dziś? Jeśli macie ochotę się pobujać to zapraszam do nas :) Niezobowiązująco i w rytm miłosnych uniesień muzycznych. W Smelly przed 22.00 :)
O chociażby tak.
poniedziałek, 8 lutego 2010
A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...
Budka Suflera - Jest taki samotny dom
Jest taki samotny dom
Uderzył deszcz, wybuchła noc,
Przy drodze pusty dwór,
W katedrach drzew, w przyłbicach gór,
Wagnerowski ton.
Za witraża dziwnym szkłem,
Pustych komnat chłód,
W szary pył rozbity czas,
Martwy, pusty dwór.
Dorzucam drew, bo ogień zgasł,
Ciągle burza trwa,
Nagle feria barw i mnóstwo świec,
Ktoś na skrzypcach gra,
Gotyckie odrzwia chylą się
I skrzypiąc suną w bok
I biała pani płynie z nich
W brylantowej mgle.
Zawirował z nami dwór,
Rudych włosów płomień,
Nad górami lecę, lecę z nią,
Różę trzyma w dłoni.
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
Znowu szary, pusty dom,
Gdzie schroniłem się
I najmilsza z wszystkich, z wszystkich mi
Na witraża szkle,
Znowu w drogę, w drogę trzeba iść,
W życie się zanurzyć,
Chociaż w ręce jeszcze tkwi
Lekko zwiędła róża...
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
A po nocy przychodzi dzień,
A po burzy spokój,
Nagle ptaki budzą mnie
Tłukąc się do okien
Przyszedł spokój. Troszkę niespodziewanie, troszkę w pijackim widzie, troszkę burzliwie. Ostatnie pioruny uderzyły w piątkową noc, a potem gdzieś w oddali słychać było jedynie groźne pomruki, bardziej przypominające burczenie w brzuchu niż groźną nawałnicę.
I nagle wyszło Słońce, otuliło promieniami, ogrzało. Dało radość i nadzieję, że wszystko da się zrobić, odbudować to co ważne i wyrzucić na śmietnik, to co nie ma już najmniejszego znaczenia. Tęcza na niebie uśmiechnęła się znacząco i obiecała, że na jej końcu czai się spełnienie ukrytych do tej pory marzeń. Odwzajemniłem uśmiech. Ogrzałem się.
Ludzie mojego pokroju mają tendencje do rozbierania wszystkiego na czynniki pierwsze, analizowania każdego słowa emocji. Każde zdanie oglądamy pod lupą, wykręcamy z niego każdą najmniejszą śrubkę po czym skręcamy i dziwimy się, że nie wszystko pasuje, że część części zwyczajnie zostaje na stole. Te pozostałe części, wszelkie niezgodności wywołują w nas niepokój. Czasem staje się on tak wielki, że odbiera radość, sen, a nawet sens. A przecież wystarczy zgarnąć te części do kieszeni - pieszczotliwie i starannie - bo jeszcze mogą się przydać i spojrzeć w oczy człowieka, który pomimo, że daleko, tak naprawdę jest tuż obok. Na wyciągnięcie ręki.
Wystarczy chwycić dłoń. Zapleść palce i poczuć jak rośnie nadzieja, jak głupie, poranione serducho napełnia się nowym życiem. Jak wyrywa się by kochać cieszyć się i być. Dla siebie. Dla Ciebie. Dla Was.
A wspomnienia? Przewiązałem je czerwoną wstążką w kolorze morfinowych maków i schowałem głęboko do szafy. Wolę patrzeć w przód niż karmić się nienawiścią i obawami.
Dziękuję Ci Słońce. Tak zwyczajnie dziękuję.
Subskrybuj:
Posty (Atom)