środa, 22 grudnia 2010

Obywatel Ciechowski



W przedświątecznej zadymie czasem łatwo nam zapomnieć o czymś ważnym. Dziewięć lat temu tuż przed Bożym Narodzeniem odszedł od nas w sile wieku jeden z najlepszych artystów naszych czasów. Muzyk, kompozytor, człowiek o niezwykłej ekspresji, który na każdym kroku uczył nas jak czuć muzykę. Nie jak grać, ale jak nią oddychać, żyć przeżywać. Grzegorz Ciechowski.

Jedyny w swoim rodzaju.
Nie zapomnij.

piątek, 17 grudnia 2010

Lubię ciszę jak ta...

Cicho ostatnio bardzo i spokojnie. Wszystko toczy się dokładnie tak jak powinno, bez dramatów, fochów i rozpaczy. Cisza.

SL znowu jest prawdziwą przyjemnością, może dlatego, że używam go i dawkuję rozsądnie nie przemęczając się :). Dużo frajdy sprawia mi praca w sklepiku Krainy Łagodności, nawet nie spodziewałem się, że może to być aż tak przyjemne ;). Może właśnie dlatego nawet święta, których serdecznie nie znoszę nie przerażają mnie tak bardzo...

W każdym razie zapraszam do sklepiku :)



Jest pięknie. A będzie? Tylko lepiej, czego i Wam i sobie życzę :) :) :)

poniedziałek, 22 listopada 2010

Zawieszenie

Nieco się zawiesiłem. Nie wiem co prawda, czy to kwestia jesiennego marazmu, czy dzieje się coś innego, ale fakt faktem, że zawieszony gdzieś pomiędzy cyberprzestrzenią a realnym życiem, za którym szczerze pisząc nie przepadam przestałem się szarpać. Czasem trzeba dać ponieść się nurtowi. Pozwolić samemu sobie nie sterować niczym, tylko płynąć. Dziwne to uczucie. Ale może tak ma być.


Źle śpię. Co ciekawe moje koszmary nie dotyczą nigdy Pikselkowa. Wracają stare demony. Pojawiło się kilka nowych, nieporozumień, niedomówień. Najgorsze nie są jednak, przemoc, krew i złość pojawiające się w tych snach. Najgorsze jest zdecydowanie to, że nie dają one żadnych odpowiedzi...
Niebawem Trumna. Rok temu strasznie ją odchorowałem. Zobaczymy co wydarzy się w czwartek.

środa, 17 listopada 2010

Od rana mam lepszy humor :)

Co prawda nie moje, tylko wygrzebane w sieci, ale od rana poprawiło mi humor skopany szałem wyborczym wszystkich kandydatów tłumnie nawołujących mnie do oddania swojego jakże cennego głosu właśnie na nich ;) W tym roku uparli się jednak, żeby to robić w drzwiach mojego mieszkania :)

Warszawa 2020 rok
Warszawa, rok 2020.
Wycieczka szkolna uczniów szkoły podstawowej zwiedza stolicę.
- Uwaga, dzieci, dochodzimy do ulicy Lecha Kaczyńskiego, która przez wiele lat była nazywana Krakowskim Przedmieściem - mówi pani nauczycielka.
- Jak to? Przecież przed chwilą byliśmy na ulicy Lecha Kaczyńskiego!
- Oj, Piotrusiu, znowu nie uważałeś. To nie była ulica, tylko aleja, i nie Lecha Kaczyńskiego, tylko Prezydenta Kaczyńskiego.
- Proszę pani, a co to za budynek?
- To Sanktuarium Lecha Kaczyńskiego Jedynego Prezydenta IV RP,dawniej był to Pałac Prezydencki. Chciałabym wam zwrócić uwagę na stojące przy bramie krzyże. Wiecie skąd się wzięły?
- Kogoś tu ukrzyżowali?
- Nie, Wojtusiu. No jak to? Nie wiecie?
- Nie wiemy, proszę pani.
- No przecież macie w tygodniu po 5 lekcji z historii życia Lecha Kaczyńskiego.
- No tak, ale w podstawówce przerabia się tylko młodzieńcze lata Kaczyńskiego. Ostatnio mieliśmy lekcje o Pierwszej Komunii pana prezydenta.
- Jak to młodzieńcze lata? A reszta?
- Resztę żywota Lecha Kaczyńskiego przerabia się dopiero w gimnazjum i liceum, proszę pani.
- Aaaa, chyba, że tak. No więc słuchajcie, drogie dzieci. Ten wielki krzyż postawiono tu po śmierci pana prezydenta aby oddać cześć jego pamięci i przez długie lata toczono walki, aby mógł tu pozostać. Na szczęście teraz
może tu stać i nikt go nie zabierze.
- Proszę pani, a można sobie przy nim zrobić zdjęcie?
- Można Martynko, ale uważaj, aby go nie dotknąć, bo jest na nim metalowa siatka, która jest pod wysokim napięciem. To takie zabezpieczenie, gdyby ktoś próbował zabrać stąd krzyż.
- A ten mniejszy krzyż to skąd?
- Ten mniejszy postawiono, aby uczcić pamięć tych, którzy bronili tego dużego krzyża.
- Proszę pani, a wejdziemy do środka pałacu?
- Niestety, nie możemy, bo właśnie jest w nim remont. Włoscy malarze malują olbrzymi fresk na suficie.
- Proszę pani, a co to jest fresk?
- Takie malowidło na suficie, widzieliście przecież fresk w Kaplicy Sykstyńskiej.
- Ja nie widziałem.
- Jak to, Wojtusiu? Nie byłeś z nami rok temu na wycieczce Śladami Wielkiego Męża Stanu - misje zagraniczne Lecha Kaczyńskiego?
- Nie, bo byłem wtedy chory.
- A, proszę pani, a co będzie na tym fresku namalowane?
- Arcydzieło, moje drogie dzieci. Będzie na nim przedstawione, jak Bóg przekazuje Lechowi Kaczyńskiemu berło i koronę, aby zaprowadził porządek na Ziemi.
- Oj, to szkoda, że nie można wejść do środka i zobaczyć.
- Mówi się trudno, ale możemy obejrzeć pałac, to znaczy sanktuarium z zewnątrz, też jest co oglądać.
- Ooo, a co to są za tablice?
- To 14 stacji przedstawiających mękę Lecha Kaczyńskiego, jaką przeszedł w czasie swojego życia.
- "Stacja 7 - Lech Kaczyński kłóci się z Donaldem Tuskiem o krzesło w Brukseli po raz drugi" - fajne!
- A patrzcie tu: "Lech Kaczyński przez Niemców kartoflem nazwany"!
- No już starczy, musimy iść dalej - mamy jeszcze tyle do zobaczenie w Warszawie.
- O kurcze! Patrzcie! Co to za wielkie bryły, poszę pani?
- Oj, Piotrusiu, przecież widać, że to buty.
- A po co ktoś postawił taki wielki pomnik butom?
- To nie jest pomnik butów, tylko pierwszy element budowanego pomnika Lecha Kaczyńskiego. Na razie zrobili mu tylko buty, ale cały czas budują resztę postaci.
- Ale proszę pani, ten pomnik będzie tak wielki, że jego głowy w ogóle nie będzie widać z ziemi!
- No, w Warszawie na pewno nie da się zobaczyć twarzy pana prezydenta, ale za to z Moskwy jego srogie spojrzenie będzie widoczne doskonale...

piątek, 29 października 2010

List z jaskini

Ciemno tu i wilgotno jakoś, a jednak przytulnie.
Wczoraj słyszałem szept. Zdziwiłem się, bo nigdy nie było tu żadnego głosu. Szept szeptał wilgotnymi wargami niezrozumiałe słowa. Zaklęcia, których znaczenia nie znam. Bałem się. Potem pojąłem, że bezcielesne słowo choć rani często, nie zaboli już.

"Co możemy stracić oprócz życia?" żartował mój przyjaciel z dzieciństwa. Darek często miewał szalone pomysły. To z nim zapaliłem pierwszego papierosa na balkonie i z nim ukradliśmy lizaki ze straganu. Darek nie żyje. Miał 12 lat kiedy jadąc rowerem przez las trącił gniazdo os. Nie dały mu szans. Pewnie, że płakałem. Czas leczy.

Żyję. To nic, że tu gdzie nie jest dobrze. To nic że otoczony jadowitą nienawiścią z wrzodami żołądka i już bez żadnej perspektywy na to, że jeszcze zaświeci słońce na dłużej. Że będzie dobrze.

Jung pisał kiedyś o instynkcie śmierci. Popędy człowieka, stanowiące podstawę jego konstrukcji psychicznej ścierają się w nim ciągle, ale najważniejsze są z nich dwa. Pęd do życia i popęd śmierci. Życie jest ciągłym wyborem pomiędzy nimi. I paradoksalnie to pomaga. Masz wybór. Ja mam wybór. Wszyscy go mamy. Wystarczy odrobina egoizmu.

Jest tak ciemno, że rzadko widzę swoje dłonie. Lubię je. Mam sprawne palce, dzięki nim odkryłem kiedyś moją muzykę. Wyciągam je dziś przed siebie i oczyma wyobraźni widzę jak napełniają się wodą mojego życia. Woda wypływa z nich a ja beznadziejnie zwierając palce próbuję zatrzymać jak najwięcej. Wiem, że wszystko ucieknie. W końcu poddaję się i rozwieram palce a moje życie ucieka szybko kroplami tocząc się po skałach. Wkrótce wyschnie. Zapomnę.

Ciiiiiiii..... On szepcze znowu.... Boję się.

Przyjdź tu czasem. Znajdź mnie.

piątek, 10 września 2010

Pogubiłem się.

Pogubiłem się. Wielu ludzi, wiele impulsów. Słów. Emocji. Głosy.
Hałas i gwar.

Wiem, że chcesz dobrze. Wiem, że jesteś.
Tylko mnie coraz mniej zostaje.

Dobrze mi z Wami wszystkimi, ale to chyba ten czas kiedy powinienem pobyć sam, dalej. Przepraszam.




Burza w głowie jak taniec w grobie
Ciasny i skrępowany
Nie mogę spokoju znaleźć
Nie ja teraz rządzę sobą
Głos dzikości tnie szramy na ciele od wewnątrz
Łzy drążą bruzdy na twarzy
Głowa jak trumna
Tłumi krzyki rozpaczy
Nie daje się uwolnić
W głowie oczy tylko
Jak zdrajca łączą mnie z życiem
Głos dzikości tnie szramy na ciele od wewnątrz

niedziela, 5 września 2010

Już cicho...

Czasem boję się marzeń. Zamykam się w ciszy własnego świata. W jaskini myśli. Moja głowa jest za ciasna na mnie. Siedzę tam cichutko skulony i powtarzam w myślach, że tak jest dobrze. I chcę w to wierzyć. Chcę!

Przechodzisz obok sczytując słowa zapisane na kamiennych ścianach mojej jaskini. Nie rozumiesz znaczeń, które im nadałem. To mój świat. Czasem pokazuję Ci jego fragment zapraszam do środka, nazywam rzeczy po imieniu i pozwalam Ci je dotknąć ufając, że ich nie zniszczysz jak Ci którzy czasem bywali tu przed Tobą. Patrzę w oczy i ufam. Ale dziś chcę tu być sam. Nie samotny. Zwyczajnie sam.



Czasem tak jest, że ktoś przemocą próbuje się tu wedrzeć. Rzuca kamieniami w zawieszone wysoko małe okienko. Nie mówiłem Ci skąd się wzięło prawda? Kiedyś nie było tu niczego. Kamienna ściana. Ale okazało się, że ktoś wiedział jak ją rozkruszyć. Krople wody wypuszczane cierpliwie z dłoni człowieka w czarnym kapeluszu cierpliwie drążyły skałę, kap, kap, kap... Mówił, że moja jaskinia jest zbyt ciemna, że odrobina światła to życie, a ja śmiałem się jak opętany. Dziś po tylu latach wiem, że ON miał rację. Okienko które powstało w wypłukanym przez wodę kamieniu wiele razy ratowało mi życie. Pozwalało marzyć. Słucham? Nie, nie mogę przez nie wyjrzeć. Ale już nie muszę. Może jest tam piękna plaża z palmami? Może cudowna góra z ośnieżonym szczytem? Piękny las z dzieciństwa z cudownie położonym jeziorem... To co JEST nie ma najmniejszego znaczenia. Ważne co MOGŁOBY być.

Słyszę Twoje kroki. Oddech. Szept. Szukasz mnie, wiem o tym. Milczę.

Boję się hałasu. Bicie serca też może być dźwiękiem nie do wytrzymania.

Dziś odejdź w ciszy. Jutro sam do Ciebie przyjdę. Wyjdę stąd pieczołowicie zasłaniając ukryte drzwi. Spojrzę Ci w oczy.

Wiedziałeś, że słowa potrafią zabijać?

Ciiiiiiiiiiiiiiiii......

niedziela, 29 sierpnia 2010

Muzycznie :)

W sumie to chciałem, tylko wstawić coś co mnie rozbujało dziś od rana - kawałek Hit The Road Jack w wykonaniu Raya Charlesa jest nieziemsko wpadający w ucho,:



...ale kiedy zacząłem szukać filmiku trafiłem na tego chłopca poniżej... Rozłożył mnie na łopatki - nagranie wykonano kiedy miał lat 10 - obecnie ma 14 - jeśli w tym wieku potrafi tak wiele, pozostaje nam tylko czekać na nowe bożyszcze gitarzystów :) Nieeeeeee Wcale mu nie zazdroszczę :P



A jakby ktoś chciał sobie pośpiewać to proszę:

Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back No more
What'd you say
Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back No more
Woo woman woo woman, don't you treat me so mean, You're the meanest old woman I have ever seen, I guess if you say so I have to pack my things and go (that's right)
Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back No more
What'd you say
Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back No more
Now Baby, listen Baby, don't you treat me this-a way
Cause I'll be back on my feet some day,
Don't care if you do, cause it's understood,
You got no money, and you just ain't no good
Well, I guess if you say so
I have to pack my things and go (that's right)
Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more,
Hit the Road Jack and don't you come back No more
What'd you say
Hit the Road Jack and don't you come back No more no more no more no more
Well ... Uh, would you say? I didn't understand you. You can't mean that ... Aw now Baby, Please. What you tryin to do to me!?


A na deser jeszcze coś w wykonaniu młodego zdolnego gitarzysty - Clapton pewnie chętnie zagrałby z tym panem :)

środa, 11 sierpnia 2010

Pierwsze urodziny Smelly Cat Blues Club 13.08.2010



Zapowiedź dźwiękowa do posłuchania :)



Kochani!

Ciężko w to uwierzyć, ale za parę dni mija rok od kiedy na deskach klubu Smelly Cat stanął pierwszy artysta. Tak, tak, Smelly Cat rozpoczął swoje działanie w ramach projektu Teatr Morfina dokładnie 13 sierpnia 2009 roku. Wówczas nie wierzyliśmy i nie śniliśmy, że wyrośnie nam na piękny klub, w którym promuje się dobrą muzykę. A mamy czym się chwalić :). Ponad 30 koncertów na żywo, odkrycie dwóch cudownych polskich muzyków, transmisje koncertów ze świata realnego, wielki festiwal bluesowy, który odbił się szerokim echem w Second Life, wieczorki literackie z horrorami, erotyką i bajkami, udział w wielkim finale WOŚP i współorganizacja akcji pomocy powodzianom – oj działo się działo :) na deskach naszego klubu grali artyści z całego świata min z Polski, USA, Niemczech, Argentyny, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Japonii i wielu innych krajów.
Pora godnie uczcić to święto – zapraszamy Was więc w najbliższy piątek 13 sierpnia do klubu Smelly Cat w Bigosie, gdzie na naszej scenie od godziny 21 czekają na was – jak zwykle muzyczne atrakcje :).

Na początek po raz pierwszy specjalnie dla nas w Smelly wystąpi osoba, bez której ciężko dziś wyobrazić sobie istnienie Smelly i Cytrynowej Krainy – tak nie mylicie się pierwszy koncert zagra dla nas Cytryna Matova, a zaraz po niej wystąpi ten, którego koncert w ubiegłym roku zainicjował działalność naszego bluesowego klubu – Obeloinkment Wrigglesworth. W trakcie koncertów i po nich zapewniamy wiele dodatkowych atrakcji multimedialne wspomnienia z działalności naszego klubu, wystawy fotografii i upojna impreza do białego rana którą poprowadzą Matt Slavicz i mówiący te słowa Adamus Inglewood.
Nie może Was tam zabraknąć – przypominamy – piątek 13 sierpnia godzina 21.00 w klubie Smelly Cat

Szczegółowych informacji będziecie mogli szukać na naszym blogu na forum http://secondlife.pl, oraz w naszej grupie :)

W imieniu ekipy bluesowych przyjaciół z najbardziej bluesowego klubu w Polsce zaprasza

Adamus Inglewood

wtorek, 10 sierpnia 2010

Najdroższy wrogu...




Mój drogi wrogu
dzięki Ci, że jesteś
tak konsekwentnie
zagęszczasz mi powietrze
ostatni oddech
zabrałbyś bez słowa
na złość Ci żyję,
jestem, myślę, kocham...

Najdroższy wrogu
kiedy byłam na dnie
wyzuta z uczuć
i najskrytszych pragnień
tam mnie dopadły
Twoje ostre słowa
Tobie zawdzięczam:
żyję, myślę, kocham...

Ach, przyjaciele
nie zrobili więcej
kiedy płakałam
zacierałeś ręce
ten odgłos tarcia
tak mi się spodobał
znów dzięki Tobie
jestem, myślę, kocham...

Antagonisto
wrogu mój oddany
obyś przypadkiem
nie zapragnął zmiany
obyś ty nagle
ze mną się nie rozstał
bo dzięki Tobie
jestem, myślę, kocham...

piątek, 6 sierpnia 2010

Horrorowo w Smelly Cat :)

Dziś w nocy spotkaliśmy się po raz kolejny w Smelly Cat, a pierwszy raz po naszej przeprowadzce do Bigosu na wieczorze z horrorami :) Publiczność jak zwykle dopisała tłumnie i przy naprędce skleconej horrorowej scenerii mogliśmy troszkę się postraszyć :)

Garść fotek - które otrzymałem od Stokrotki - wrzucę niebawem na bloga Smelly Cat, a tu chciałem wam pokazać tylko niespodziankę jaką przygotowałem na dzisiejszy wieczór. :)

Poniżej znajdziecie nagranie jednego z opowiadań, przygotowane wcześniej. Tekst stworzył sam cesarz horroru - Stefek Król, a nagrać i zmontować pozwoliłem sobie samodzielnie i własnoustnie :)

Miłego odsłuchu :)

czwartek, 22 lipca 2010

Winny



Samotność to nie fizyka. To stan umysłu. Można stać w tłumie ludzi, śmiać się i żartować, a w środku w samej istocie siebie rozdzierać na tysiące kawałeczków papierową chusteczkę zalaną łzami, których nie rozumieją nawet Ci którzy kochają...

Mówicie, że samotność to wybór. Pewnie macie rację. Ale i tak mam wrażenie, że ktoś bawi się nami, niczym marionetkami pociągając za niewidzialne sznurki, czy naciskając klawisze gigantycznego kontrolera. Karmi nas i dba o nas, ale kiedy zaczynamy marzyć, wierzyć, ufać innym, kiedy próbujemy nie poddać się jego woli, wyciąga dłoń aby walnąć nas w łeb.

Pora uciekać. Przeciąć sznurek. Oderwać łącze. Zdeptać dłoń, która karmi i prowadzi.
Uda się? Musi. Kto jeśli nie my?

Chciałbym jeszcze pójść do kina...


Samotni nie chodzą do kina.
Samotność ich w kinie zawstydza.
I szkoda im łez, by na filmie
Wzruszyć się.
Samotni przez wiosnę przeklęci.
Chroniczną tęsknotą dotknięci.
Nieważne czy maj czy październik
Patrzą w dal.

A gdy noc nadejdzie
Taki sen im się śni:
On jest w nim wymarzonym księciem...
Ona królewną zaklętą...


Samotni nie chodzą do kina,
Bo wstyd prosić o jeden bilet...
I gdy seans trwa,

Wśród beztroskich siedzieć par...


A gdy noc nadejdzie
Taki sen im się śni:
On jest w nim wymarzonym księciem...
Ona królewną zaklętą...

Samotni nie chodzą do kina.
Samotność ich w kinie zawstydza.
I film wciąż ten sam.
Życie mija.
Seans trwa.
Seans trwa...

wtorek, 20 lipca 2010

Bilans musi wyjść na zero?!?



Czuję, że rozmieniłem się na drobne, przegrałem więcej niż miałem.
Nie znoszę dni kiedy piszę podsumowania. Kiedy oglądam się wstecz i jak słupki zliczam dni, uśmiechy i łzy. Bilans powinien wyjść na zero, a mi zawsze wychodzi manko. Wszędzie, a największe w serduchu.

Do niedawna miałem jedną żelazną zasadę: Żyj tak jakby każdy dzień mógł być ostatni. Dziś i na straciła sens...

Co zostało?
Ciszaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa :D

poniedziałek, 19 lipca 2010

Emodelirium

Siedzisz w mojej głowie. Wiele razy chciałem wyrwać Cię stamtąd. Wyplenić raz na zawsze. Zakrzyczeć. Zapomnieć. Zadusić. Zabić.
Zasłaniałem Cię. Okłamywałem siebie, że Cie nie ma, że nigdy nie było. Czasem mi się to nawet udawało. Pomimo, że kułaś w oczy i bezlitośnie drążyłaś serce udawałem, że nie ma Cię.

Raz jedyny pozwoliłem Ci działać. Zaufałem i dostałem w twarz. Normalna sprawa.

Boję się Ciebie. Obiecuje sobie, że nigdy nie pozwolę Ci znowu wydostać się z klatki w której szczelnie Cię zamknąłem. Przychodzę tylko czasem i patrzę czy jesteś. Czy nie uciekłaś, albo co gorsza czy sam nie wypuściłem Cię w narkotycznym widzie.

Pragnę Cię. Pamiętasz jak karmiłaś mnie słowami, jak ogrzewałaś serce, jak dodawałaś siły, pozwalałaś tworzyć, pisać, śpiewać. Było mi dobrze. Przez chwilę. Nawet jeśli wiedziałem, że rachunek za Ciebie będzie, musi być straszny...

Nienawidzę Cię w sobie. Lata temu podczas wielkiej nowy obiecałem sobie, że już nigdy nie zobaczysz światła. Wiem, że potrafisz zniszczyć życie. Zniszczyć mnie. Zadeptać. Bez nóg.

Nie wiem co robić. Co będzie jutro. Nie wiem co jest dziś. Na razie przestawiłem klatkę bliżej okna.

środa, 7 lipca 2010

Mój drugi rezzday :)

Zupełnie zapomniało mi się o urodzinach w pixelkowie. Totalnie, w natłoku spraw realnych uciekłem z wirtualnej rzeczywistości mentalnie uciekłem z Second Life. Na szczęście to drugie życie czasem naprawdę potrafi dać oparcie i są w nim ludzie, którzy nie zapominają. Kochani jesteście. Dziękuję.

Tak zebrało mi się na wspominki.
Zaczęło się wszystko niewinnie - dwa lata temu obejrzałem reportaż w TVN i postanowiłem zbadać to zjawisko... Wszedłem na kilka minut i... Minęły dwa lata. Setki ludzi, twarzy, głosów. Emocje. Te dobre i te złe. Ale nie żałuję. Ani sekundy. Niczego.

Dziękuję Wam za to, że porwaliście mnie wczoraj do szalonej zabawy. Potrzebowałem tego, bardzo. Dziękuję za koncert. SaraMarie jest w tej chwili zdecydowanie jedną z moich ulubionych wokalistek w Second Life więc usłyszeć jak śpiewa dla mnie "Sto lat" to było niesamowite przeżycie. :) Jesteście szaleni. Ale kochani. Dobrze, że jesteście.

P.S.: Twarz mnie boli od uśmiechania. :)



Go to ImageShack® to Create your own Slideshow

sobota, 3 lipca 2010

Pora się pożegnać z Tobą...




Mieszkam w Twoim domu. U moich stóp leży właśnie Twój pies, dziś kiedy zabierałem go na spacer do lasu, piszczał ze szczęścia. Jemu tak strasznie brakuje Ciebie waszych leśnych włóczęg i tajemnic... Nie umiem Cię nawet w tym zastąpić.

Przyznaję nie rozumiałem Cię kiedy opowiadałeś mi o lesie. Wiedziałeś wszystko o tajemnicach zwierząt, o roślinach. Znałeś tu każde drzewo, kwiat. Wiem ile straciłem. Tak wiem. Nie mogłem wiedzieć, że nasze drogi rozejdą się tak szybko. Ale mogłem słuchać. Chcieć zrozumieć. Być. A uciekałem.

Siedziałem dziś nad brzegiem Twojego jeziora. Pamiętasz? Cieszyłeś się jak dziecko kiedy udało nam się kupić malutkie szczupaki i razem wpuszczaliśmy je do wody. Ostrożnie aby nic im się nie stało. Kiedy kłóciliśmy się na co najlepiej złowić tłustego lina i uczyłeś mnie stawiać sieci, nie umiem tego do dziś i chyba już nigdy nie spróbuję. Dziś rano kiedy było całkowicie cicho cały czas miałem wrażenie, że za chwilę poczuję Twoją ciężką twardą dłoń na moim ramieniu i usłyszę Twój głos. Jesteś tam. Wszędzie.

Na drugi brzeg wyszedł daniel, piękny byk do wodopoju, widziałem, że za chwilę zgubi poroże - ale nie pójdę go szukać. Bez Ciebie to już nie to samo. Wszystko jest tak samo, żurawie znowu latają, dziki słychać czasem z oddali, ana tym drzewie za nami wciąż hałasuje wiewiórka, z której tak się śmialiśmy...

Układam pieczołowicie Twoje rzeczy. Dokumenty, książki, kalendarze, narzędzia. Niewiele tego. Nie chcę zacierać Twoich śladów, ale niektóre z nich za bardzo bolą tych którzy zostali. Nie wiedziałem, że tak trudno będzie się z Tobą rozstać.

Pora się pożegnać. Nie wiem czy jest, nie wiem nawet czy wierzę, że może coś być po drugiej stronie. Wiem tylko tyle, że jeśli jest COŚ to kiedyś, zapewne niebawem będziesz tam na mnie czekał i będzie mi raźniej. Może znowu pójdziemy razem w las z psami?

Romanowi.
Człowiekowi dla którego las nie miał tajemnic.

wtorek, 29 czerwca 2010

Nigdy więcej...



Żyj tak jakby każda chwila mogła być ostatnią...
Dziękuję, że byłeś.



Nigdy więcej nie spotkamy się,
to był już ostatni raz
lecz na zawsze obiecuję Wam
pozostanie w moim sercu ślad

I to co dobre i złe, wszystkie chwile, myśli, słowa
zachowam w sercu gdzieś na dnie
by odnaleźć w nich sens
wierzę, że czas znów uleczy mój smutek i żal
niech każdy z was wspomni tych, co odeszli już tam

Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł
czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma
odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś
jutro późno może być, bo życie to krótki film

Wciąż po twarzy spływa czas
krok po kroku zmienia nas
dusza jednak wieczną jest
jej nie zniszczy nawet śmierć

A to, że jestem tu sam i pozostały mi tylko wspomnienia
znaczenia nie ma, bo ja wierzę dziś w dusz zjednoczenie

ufam, że czas znów uleczy mój smutek i żal
niech każdy z was wspomni tych, co odeszli tam

Nigdy więcej nie spotkamy się,
świecy płomień już zgasł
czyjaś droga kończy się, czyjaś początek ma
odtąd jedno dobrze już wiem, kochać trzeba od dziś
jutro późno może być, bo życie to krótki film

poniedziałek, 21 czerwca 2010

plany, podpisy, druki...

Jedyne o czym myślę dziś to zdanie, które już kiedyś tu przywoływałem:
Jesli chcesz rozbawić Boga - opowiedz mu o swoich planach...

Czasem nie warto planować. Nie da się. Nie mówię tu o zwykłej szarej codzienności, ale również w trudnych sytuacjach kiedy zmagamy się, z życiem i śmiercią pewni tego, że sprawujemy kontrolę nad sytuacją, życie często drwi z nas pokazując nam, jacy jesteśmy mali i jak mało od nas zależy. Co więc robić? Jak żyć skoro nauczono nas planować, tworzyć, ufać... Liczyć minuty? Nie. Żyć dobrze. Poczciwie. Z każdą chwilą zachwycać się tym czym jesteśmy i czym są inni wokół nas. Oddychać nimi. I tylko tyle.

Jedna tylko wizja zasiała w moim koślawym serduchu niepokój. Siergiej Łukianienko w swoich fantastycznych wizjach wpadł na pomysł iście szatański. Opisując nierzeczywistość DeepTown opisał również zjawisko przeniesienia świadomości w świat wirtualny. Podczas pracy nad sztuczną inteligencją ludziom udało się - oczywiście przy sporej dozie przypadku - odkryć sposób na przeniesienie świadomości człowieka w świat komputerowych impulsów i co więcej uniezależnić ją od fizyczności ciała... Utopia? A gdyby tak udało się poznać sposób rejestrowania informacji przez nasz mózg i stworzyć analogiczny system komputerowych receptorów, komórek pamięci, procesorów. Gdyby dało się zapisać na dysku zawartość naszego mózgu. Nieśmiertelność? Gdyby wreszcie połączyć nasze mózgi w sieć tak aby zapobiec uszkodzeniom informacji. Sieć nowoczesną duplikującą fragmenty danych, zdolną du uczenia się, tworzenia? Wiem, teiści zakrzykną, że wiedza bez duszy nie jest człowiekiem, że wizja taka doprowadzi nas do matrixowych koloni zbędnych ciał ludzkich odżywianych chemicznie niezdolnych do życia poza Glębią - światem wirtualnym, ale... Powiedzcie umierającemu, że jest szansa aby jego doświadczenie, wiedzę i to czym jest przelać i zachować. Że jest to szansa na pewien rodzaj nieśmiertelności. Cybernieśmiertelności. Bez widma przeludnienia. Bez obaw szalonych ekologów. Jeśli pojawi się taka społeczność która dla świata wirtualnego rezygnuje całkowicie z fizyczności ułomnego ciała (a wiem, że prace nad nią trwają już dziś), będę jej pierwszym gorliwym wyznawcą. Jeśli zdążę.

Powiecie, że jestem chory. Uzależniony. Macie rację. A ja tylko nie chcę odchodzić całkiem. I tyle.

sobota, 12 czerwca 2010

Zmęczenie jakie lubię :)




Zmęczony jestem jak wszyscy diabli. Wczoraj musiałem położyć się wieczorem na godzinkę bo ryłem nosem w klawiaturę :). Chyba dawno mi się nic takiego nie zdarzyło.

Ale wiecie co? Uwielbiam takie zmęczenie. Kiedy po dobrej robocie można poczuć jak powieki ciążą i ręce nie chcą już stukać w klawisze. Zrobiłem skarbonki, rozmawiałem z dziesiątkami dobrych, pozytywnych ludzi. Wystawiłem masę skarbonek i co chwila słyszę brzęk wpadających dla powodzian lindenów :). Jesteście wielcy. Wszyscy bez wyjątku.

Oczywiście pojawiają się małe zgrzyty. Ktoś czegoś nie zrozumiał, inny obawiał się, że dowiedział się za późno o wszystkim (choć gramy jeszcze dwa tygodnie), ale na ogół na spokojnie wszystko daje się wyjaśnić. Dla mnie jako strasznego panikarza i nerwusa to wielka lekcja cierpliwości i pokory :) I nawet jeśli ktoś w swojej małości nadal twierdzi, że ta akcja to "polaczkowa bufonada i histeria SL", to wystawia tylko sobie sam świadectwo kim jest i jakim jest człowiekiem. Mi pozostaje się cieszyć z tego, że to tylko i wyłącznie margines naszego polskiego SLa.

Najfajniejsze jest jednak to, że mogę współpracować z tak cudownymi ludźmi - Stokrotka, Aelle, Gocha, Cytrynka, Matt, Roxana i wielu wielu innych, którzy zaangażowali się w naszą akcję. Dziękuję. Bez was nie dałoby się ogarnąć i zorganizować tego wszystkiego.

Jutro kolejny dzień naszej akcji - postaram się ożywić naszego nowego bloga - jeśli możecie dodawajcie go do obserwowanych i linkujcie gdzie się da - oczywiście legalnie. Założymy również grupę w SL, która będzie platformą kontaktu dla tej i innych akcji. Co ważne - wszystkie nasze akcje będą od tej pory sygnowane logo - zaprojektowanym przez Roxanę Paulino (dzięki :*).

To co?
Odpoczywamy i do roboty :)

piątek, 11 czerwca 2010

Jest superrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr

... więc o co Ci chodzi? :)

Zupełnie mimochodem znowu wkręciłem się w młyn Slowego zawirowania organizacyjnego. Zbiórka pieniędzy na powodzian rozwija się lawinowo. Jeszcze rano pisałem, że stan naszego konta wynosi 17150 lindenów, teraz po kilku rozmowach mamy deklarację że konto akcji zasili kolejne 15 tysięcy, ponieważ cały zysk z akcji Miss Virtual Poland organizatorki zdecydowały się przeznaczyć właśnie na ten pozytywny cel.

Dołączają do nas kolejne miejsca - ludzie robią coś razem, mają ciekawe pomysły - wystawy, eventy, koncerty, wyprzedaże sklepowe. Dostaję tyle pozytywnej energii od tych którym chce się nawet w SL zrobić coś więcej niż tylko pierdzieć w stołek, czy skakać na kulkach, że jestem kosmicznie pozytywnie nakręcony tym wszystkim :)

Warto jednak wierzyć w ludzi :)

Wiem, że pojawią się jeszcze zgrzyty. Musi tak być, bo są ludzie, którzy... A zresztą szkoda słów :). Ale już my wszyscy, którzy chcemy coś zrobić - coś malutkiego osiągnęliśmy - jesteśmy razem i pokazaliśmy, że warto. I za to i za pozytywne emocje, które od Was odbieram strasznie Wam wszystkim dziękuję. :)

środa, 9 czerwca 2010

Czasem duże rzeczy rodzą się z niczego...



Czasem duże rzeczy rodzą się z niczego.

Któregoś dnia posprzeczałem się nieco z moim Słonkiem, które twierdziło, że SL pogrążony w swoich rozrywkach zupełnie oderwał się od rzeczywistości. Że tam gdzieś tysiące ludzie walczą z powodzią a my w SL w ogóle tego nie zauważyliśmy. Chyba troszkę miała rację. Pomyśleliśmy czy możemy to zmienić i... Postanowiliśmy zebrać tyle kasy ile się da i wpłacić wszystko na rzecz fundacji pomagającej powodzianom. Nie miała to być wielka akcja - ot mała prywatna zbiórka podczas organizowanych w Smelly koncertów.

Zupełnie nie przyszło mi do głowy, że taka zbiórka może się komuś nie podobać, ale jak to zwykle z naszymi rodakami bywa pojawił się niosący światłość znawca, który zaczął podważać najpierw legalność zbiórki (choć w myśl polskiego prawa lindeny to nie pieniądze :D), a potem wiarygodność organizatorów. W sumie powinienem jednak być mu wdzięczny, bo dzięki jego kretyńskim wynurzeniom udało się zrobić coś fajnego. W przypływie emocji zadzwoniłem do PCK i zaproponowałem współpracę. Od tej pory nasza zbiórka odbywa się pod auspicjami tej szlachetnej organizacji :)

Ale to nie wszystko - postanowiliśmy pójść za ciosem i zaangażować w akcję jak najwięcej ludzi. Sami możemy przecież niewiele, ale razem...

No i zaczęło się polskie bagienko. Jak sępy zlecieli się prawdziwy rockandrollowcy. Nie będę powtarzał jakie kretynizmy wypisywali kto ma ochotę znajdzie i pośmieje się :) Dość powiedzieć, ze nawet niektórzy z nich zdecydowali się na operację zmiany płci, zakładając anonimowe konto i rzucając swoje pseudo intelektualne uwagi - głównie pod moim adresem. Co zabawne nie udało im się nawet zauważyć jak wielkich idiotów sami z siebie zrobili. :) Co cieszy nie znaleźli na forum żadnych popleczników. Najmądrzejszą rzecz i najlepszy komentarz do onych światłych inaczej avatarów skierowała Madelaine:

Niektórzy tylko wielkie halo słyszą. Echo? Bo w pustym dobrze niesie.


Tylko, żeby niektórych bluesfuckersów echo nie zabiło... Bo dudni aż w Smelly słychać.

W każdym razie należy się im podziękowanie - co niniejszym czynię. Skutek ich działań poprzez oszczerstwa, które nabazgrali w szale bezsilnej wściekłości jest dokładnie odwrotny - społeczność SLowa zjednoczyła się w dobrej sprawie. Do akcji przyłączyło się kilka landów i firm: Bigos, Piwnica pod Aniołami, Cytrynowa Kraina, Podex, a nawet Teatr Królewski. Dziś będziemy rozmawiać z kolejnymi, również zagranicznymi. Razem uda nam się pomóc.

Przykre jest tylko to, że są ludzie, którzy z powodu osobistych ansów w bezsilnej złości próbują zadeptać wszystko na co sami nie wpadli. Co ciekawe hipokryzja sięga zenitu - osoby, które dziś piszą że takie akcje są be i do dupy same chętnie pomagały, a nawet współorganizowały WOŚP w Second life. Co się zmieniło? Prawdziwi rockandrolla nie pomagają już w świecie wirtualnym? A może to za bardzo bluesowe? :D Ale to w sumie ich problem. Jedyne co można zrobić to olać ich totalnie. Sami zdechną z żalu i nienawiści.

Psy szczekają karawana jedzie dalej - kurde jakie to prawdziwe :) My robimy swoje. I nie damy się ani zastraszyć ani zakopać w bagnie.

Wiecie co? Świat jest jednak zajebiście piękny :) - dziękuję wszystkim którzy włączyli się do akcji pomocy - damy radę zrobić coś naprawdę fajnego. I jeszcze jedno - oczywiście zrobimy wszystko aby pomóc jak najwięcej - ale ile nie zbierzemy to akcja już i tak ma pozytywne skutki. :D I tak trzymać :)

Aha - naszej pierwszej skarbonce jest już ponad 10 000 lindenów :)

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Pachną mi wakacje :)

Wiem że zapewne niektórzy się wkurzą, ale muszę to napisać: wiecie że za trzy tygodnie wakacje? :) Cieszy mnie perspektywa dwóch miesięcy które będę mógł poświęcić na przyjemności i małe radości z tymi którzy są dla mnie najważniejsi i w RL i w SL :)

Spokój wielki mi ostatnio towarzyszy :) I tego mi od długiego czasu było trzeba.

W Smelly szykuje nam się baaaaaardzo pozytywny muzyczny tydzień - jutro i pojutrze koncerty, w piątek Cytrynka kręci imprezę country, w sobotę audycja a w niedzielę mam nadzieję przeżyć recital Cytrynki live. Jeszcze do tego uruchamiamy w końcu nasz mały sklepik z moim Słonkiem i... świat jest piękny.

Fajny demot wpadł mi w ręce (dzięki Stosia :)) . Musiałem go Wam pokazać.



I do posłuchania z dedykacją :)

czwartek, 3 czerwca 2010

Kiedy człowiek pomyśli, że...

Kiedy tylko człowiek pomyśli, że jest nudno spod ziemi wylezie takie coś :)


[6:09] Maksymilian Tylman: Siema
[6:09] Maksymilian Tylman: dali mi na forum secondlife.pl bana do jutra do 13:00 bo mysla ze ten caly blogger to ja
[6:09] Maksymilian Tylman: jak ja gram na kafejce a na akfie jest te samo ip i graja tu w sl rozni debile
[6:10] Maksymilian Tylman: a to ze ja akurat tez gram to czysty przypadek
[6:10] Maksymilian Tylman: ale przejde do sedna
[6:10] Maksymilian Tylman: jak cos to wal smiało
[6:10] Maksymilian Tylman: chetnie pomoge tez finansowo
[6:22] Adamus Inglewood: :D
[6:22] Adamus Inglewood: dobry zart
[6:26] Maksymilian Tylman: cos zrobiłem?
[6:26] Maksymilian Tylman: czemu?
[6:26] Maksymilian Tylman: podaj powud bo inaczej wyjasni to LL
[6:27] Maksymilian Tylman: ok pisze do LL pozegnaj sie z klubem
[6:27] Adamus Inglewood: :)
[6:28] Maksymilian Tylman: już raport poszedł teraz udam sie do Generała Sztabu Kontroli Gospodarki SL
[6:28] Maksymilian Tylman: pozegnaj sie z klubem
[6:28] Adamus Inglewood: :D
[6:29] Maksymilian Tylman: przyjdzie ci tez w realu za tego bana zaplacic
[6:29] Adamus Inglewood: :DDDDDDDDDDDDD
[6:29] Maksymilian Tylman: a narazie dam ci muted
[6:29] Adamus Inglewood: czuje sie strasznie ukarany :D


Oczywiście screeny posiadam :)

:D

Edycja: Jest ciąg dalszy :)

[6:48] Maksymilian Tylman: Spodziewaj sie gosica w klubie
[6:48] Maksymilian Tylman: ten gosc zabierze ci klub
[7:10] Adamus Inglewood: :) spodziewam sie
[7:10] Maksymilian Tylman: juz byl pewnie
[7:10] Maksymilian Tylman: bo on tylko wlazi na dach ejectuje avki i zabiera lokale
[7:10] Adamus Inglewood: :D
[7:11] Maksymilian Tylman: a i nie mysl ze se pgorasz w sl
[7:12] Maksymilian Tylman: oprucz zabrania klubu masz kasacje konta
[7:12] Maksymilian Tylman: L$ z twojego konta przechodzi do mnie jako odszkodowanie
[7:12] Maksymilian Tylman: natomiast klubem zajmie sie LL
[7:12] Adamus Inglewood: :D
[7:12] Adamus Inglewood: nie miales przypadkiem mnie zmutowac?
[7:12] Maksymilian Tylman: zmutowac?
[7:12] Maksymilian Tylman: ahhaaa
[7:12] Maksymilian Tylman: dziecko drogie nawet nie wiesz co to znaczy
[7:13] Adamus Inglewood: http://slface.blogspot.com/2010/06/kiedy-czowiek-pomysli-ze.html
[7:13] Adamus Inglewood: moze inaczej :)
[7:14] Maksymilian Tylman: a teraz dodatkwoo sie obciazyles bo w sl karalne sa publikacje rozmow posrednich
[7:14] Maksymilian Tylman: w rl sie nie wyplacisz za to
[7:14] Maksymilian Tylman: muted
[7:14] Adamus Inglewood: nie pisz tak szybko bo nie nadazam na bloga i forum wrzucac :)

niedziela, 30 maja 2010

Poniedziałkowo

Mhmmm nie lubię poniedziałku. Ale ten nie wydaje mi się tragicznie paskudny. Po pierwsze tydzień to wyjątkowo krótki - trzydniowy zaledwie w pracy, po drugie perspektywa miłej pracy z moim Słonkiem w sklepie nastraja mnie jakoś optymistycznie :). Poza tym jakoś mi pozostał jeszcze bardzo miły nastrój z wczorajszego wieczoru z erotykami w Smelly, to rewelacyjne uczucie kiedy przychodzi aż tyle osób złaknionych pozytywnych emocji ;), mam nadzieję, że było Wam wczoraj conajmniej tak przyjemnie jak mi, a mi... No cóż czy mogłoby być nieprzyjemnie kiedy na kolanach miałem TAKĄ kobietę? :*, Mrrrrrau :). Pytanie retoryczne :).

Po raz kolejny okazuje się, że Trójka potrafi być niesamowitym źródłem muzycznych inspiracji. Znalazłem w niej właśnie nutę na dziś. Troszkę bardziej rock&rollowo - ale kocham tego faceta i jego gitarę :).



Swoją drogą niezłe spotkanie, co? Waglewski, Maleńczuk i Abradab :) Ale efekt... Hmmmm mniamuśmy :)

Kiedyś marzyłem, żeby grać jak Wojtek Waglewski, jednak do dziś dla mnie facet pozostaje niedoścignionym wzorem. Człowiek jest niesamowity, brzydal (jak ja :)), praktycznie bez wokalu, potrafi zahipnotyzować mnie swoją muzyką ilekroć pojawia się na scenie. No uwielbiam gościa :)

wtorek, 25 maja 2010

Poranna nuta

Kiedy wstałem dziś rano i przed lustrem powtarzałem sobie jaki to jestem cudowny :D i jaki świat jest wokół piękny :D, w ucho wpadł mi kawałek z Trójki, której od lat szczenięcych namiętnie słucham - choć nie ukrywam ostatnio z racji rozpolitykowania dość wybiórczo i z przerwami na małe poirytowanie.

Ale nie o tym, nie o tym :)
W sumie to chciałem tylko, żebyście posłuchali. Fajne, co? :D Troszkę jak skrzyżowanie naprutego ostro Toma Waitsa z naszym Kazikiem w pastiszu Bregovica rodem z Brazylii. Ale mnie dziś trzyma i gra muzyka :)

Gogol Bordello:



P.S.: Albo nie. Znowu nie warto :)

poniedziałek, 24 maja 2010

Sekta Wonnego Kota :)

Zauważyłem, że strasznie dużo ostatnio się uśmiecham :). Nawet tu na blogu kiedy czytam ostatnie tytuły wpisów to prawie każdemu towarzyszy uśmiech. Kurde dobrze mi :) A nawet jak na chwilę przestaję się uśmiechać to sieć dostarcza mi takich obrazów i tekstów, że nie sposób pozostać na dłużej poważnym :)

Ale co to ja chciałem... A Sekta :) Założyłem sektę. W Second Life. Serio. Zostałem pierwszym Guru wyznawców Kota Śmierdziuszka, zwanego (po niepoprawnej angielskiej translacji, aczkolwiek uświęconej mocą nadaną mi przez jego Boską Miłość Elvisa Presleya) Wonnym Kotem. Warunki przyjęcia są trudne. Chyba. Bo jeszcze nie wiem jakie są. Wymyślę. :) Na razie ustaliłem sobie w późnych godzinach wieczornych jedno przykazanie. "Obyś przy bluesie tańczyć potrafił".

Będę okrutnym Guru. Innowierców tępił będę. Piorunem. Tym od Zeusa. Jak pożyczy. Bo w ryja.

Czasem ludzie pytają mnie czemu Smelly Cat. Kurde nie mam jakiejś fajnej historyjki na to. Mógłbym wymyślić, że ufo, czy Rademenes, ale kurde nie. Ot trywialnie. Są dwa seriale które pasjami zawsze uwielbiałem: Przyjaciele i Przystanek Alaska. Ten drugi - czyli Przystanek - mizerny wprawdzie ale był już w SL. Central Perk też już znalazłem kiedyś w Slowym Nowym Yorku. A Wonnych Kotów jak na lekarstwo. No to jest :) Jaki jest kot i co robi każdy widzi więc nie trzeba o tym pisać, ale fajnie czasem wspomnieć o tej szalonej sekcie :)

Tytuł serialu okazał się być kosmicznie proroczy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że SL może być tak spokojnym i miłym miejscem. Że można mieć wokół siebie samych życzliwych ludzi, którzy wyciągną rękę zawsze, bez napinania się i warunków. Tak o Was wierni wyznawcy mówię :) Wiem, że rzadko (:D) Wam to mówię, ale kosmicznie cieszę się, że jesteście. Bo bez ludzi ten pikselkowy świat naprawdę traci sens. Dzięki więc wam wszystkim: Kasia (szukamy dziś fabryki czekolady, żeby dosłodzić - ktoś wie gdzie to?!?), Asia, Matt, JoAnn, 1001 dniowa Ryfka :), nie sposób też pominąć wspierających nas dzielnie sekcji Bigosowych - z Roxaną i Stośką na czele :P, i Cytrynowych - Cytrynki i Drusia :) i wszystkich innych, którzy przychodzą czasem się uśmiechnąć i zaczerpnąć z muzyki Wonnego Kota - Morri, Mad i wielu wieeeeeeeelu innych :). Dobrze wiedzieć, że są ludzie którym chce się coś łączyć i budować wspólnie w SL.

A teraz razem i na całe gardło :):




No. I to są PRZYJACIELE :)

P.S.: Albo nie... :D

Czyste wariactwo :)

Dobrze mi.
Tak zwyczajnie, bez żadnych napięć, niepokojów. Zwyczajnie dobrze.
Czasem warto zatrzymać się przemyśleć i skoczyć.
Ja zaryzykowałem sporo, po raz kolejny w życiu. I już wiem, że nie żałuję niczego, nawet jeśli nie wszystko udało się.

Dziękuję Słonko. Fajnie wiedzieć, że JESTEŚ. Dziękuję za cierpliwość i odporność na moje jazdy :) Za spontan i to, że mogę odkrywać z Tobą SL na nowo, tak jak wczoraj Paryż :)

P.S.: Mam nadzieję, że nie zagryziesz mnie za te fotki :P






niedziela, 23 maja 2010

Sztuczność w cyberświecie...



Są rzeczy w naszym Pikselkowie, których sensu pojąć nie mogę. Za głupi jestem widać na to, albo za normalny. Sam sobie powiedz. Otrzymaliśmy sztuczny świat. Otoczyliśmy się sztucznymi drzewami, sztucznym szumem fal wypełniamy cybernetyczną ciszę serwerów. Przywdzialiśmy sztuczne ciała i sztucznymi pieniędzmi płacimy za sztuczne tkaniny z których uszyte są nasze sztuczne ubranka. Dopóki zgadzamy się na to jest to ok. Pytanie tylko jak daleko powinniśmy posuwać się w tej sztuczności i czy w dziedzinach, w których możemy kreować coś prawdziwego, również powinniśmy sztuczności i cyberblichtrowi bić pokłony?

Co nam ocalało prawdziwego w Drugim Życiu? Ludzie i relacje między nimi. Emocje. Radość, złość, miłość i nienawiść. I nawet jeśli masz dystans do cyberprzestrzeni, to jakieś emocje w te relacje prędzej czy później zaangażujesz. Nawet jeśli będzie to tylko zniechęcenie i szyderstwo. Przegadana noc w cyberprzestrzeni, odkrywanie drugiej osoby, bliskość myśli. Dla tego warto być w Pikselkowie.

Coś jeszcze z prawdy? Wszystko to, czemu towarzyszy akt tworzenia. Muzyka, grafika, sztuka. O ile oczywiście nie rozmienimy się na drobne i nie zaczniemy budować żałosnej karykatury rzeczywistości poprzez „koncerty” bez muzyków czy „spektakle”, na zasadzie kup kulki, stroje i zatańcz aby zgarnąć tipa. Może to tylko moje zboczenie, ale zdecydowanie wolę odśpiewany, nawet niepewnym głosem młodej Szwedki, godzinny koncert live, w który wiem, że włożyła sporo serca emocji i całą siebie, od perfekcyjnie przygotowanego show, gdzie grupa avatarów usiłuje udawać, że tańczy czy śpiewa do piosenek puszczonych z płyty, na kulkach które kupili gdzieś w cyberświecie. Nawet jeśli dźwięk jest czystszy, bardziej emocjonalny, a animacje i stroje są perfekcyjnie dopieszczone. Podobnie jak żadna płyta nie odda muzyki na żywo, podobnie udawanie śpiewania z playbacku nie będzie koncertem, a parę odtańczonych piosenek nie będzie spektaklem.

Owszem rozumiem, że może się to komuś podobać i bawić, to jego sprawa i poczucie gustu i estetyki. To co piszę to tylko moje zdanie, a śmieszy mnie nazywanie tego czegoś spektaklem czy koncertem. Właśnie przez to sztuczny świat staje się sztuczny groteskowo i pozostaje już tylko mizerną karykaturą rzeczywistości. Odbieramy, sami sobie szansę na wniesienie do Pikselkowa kawałka realności.

Na szczęście wciąż mamy wybór, a Second Life jest tak pojemny, że cierpliwie znosi naszą ucieczkę od realnego świata. I oby tak dalej :).

czwartek, 20 maja 2010

Bigos zostaje :)



Kiedy parę dni temu dowiedziałem się o zniknięciu Bigosu zrobiło mi się jakoś dziwnie przykro. Polski Sl kurczy się i miejsc do których można tak po prostu wpaść jest jak na lekarstwo - a miejsc o takim klimacie i tak pomysłowo i fajnie zrobionych nie ma już w ogóle (no może poza Smelly Cat - powiedział skromnie Adamus :P). Oczywiście rozumiałem decyzję Roxany i całej ekipy - RL to RL i zawsze powinien być ważniejszy od SLa, ale i tak było to... Przykre :)

Na szczęście zaraz po ogłoszeniu decyzji o zamknięciu sima okazało się, że dzięki nadzwyczajnej mobilizacji jest szansa aby załapać się jeszcze na repetę z Bigosu. Wczoraj w nocy, kiedy skwapliwie wysyłaliśmy paczki z pomocą humanitarną i kapuśniakiem oczywiście, a ekipa Bigosowa dzielnie handlowała własnymi wnętrznościami dowiedzieliśmy się, że Bigos jednak przetrwa.

Kurde naprawdę fajnie, że ktoś potrafi docenić dobrą robotę. Że tak wiele osób szczerze kibicuje dobrym inicjatywom, nawet w tak dziwnej społeczności jaką stanowi polska społeczność Slowa. Owszem wiem, że nie wszyscy trawią Bigos, dla wątrób niektórych to wręcz hardcorowe przeżycie kończące się ciężkim rozwolnieniem - ale i o nich pomyślała Roxana:

Zainteresowanych i obesranych informujemy, iz w ratuszu dostepny bedzie darmowy stoperan , a dla tradycjonalistow wegiel.


:D Czyż świat nie jest od razu lepszy?

P.S.: I już mam zajebiście dobry dzień :D

środa, 19 maja 2010

Nieoczekiwane miłe wsparcie :)

Nie ukrywam, że zależy mi na dobrej promocji dobrych imprez z muzyką na żywo w Second Life - tym bardziej cieszy mnie każde wsparcie jakie jest nam udzielane przy okazji organizowanych w Smelly imprez :)

Tym większą radochę miałem, kiedy ujrzałem, że informacje o naszych koncertach czasem goszczą nawet na największej polskiej stronie o SL - Freebiesowie prowadzonym przez Madelaine i jej Przyjaciół:

Blues mieszka w Polsce
Muzycznie

Miło wiedzieć, że ludzie doceniają naszą pasję :)

Dziękuję Madelaine :)

PILNE - Angelica Svenska koncert w Smelly Cat już dziś :)



Wiecie? Już szykowaliśmy się na koncert Marka o godzinie 22.00, kiedy nagle odezwała się do nas Angelica Svenska - jedna z najlepiej rozpoznawalnych postaci na Slowej scenie muzycznej i zapytała czy może pograć dziś w Smelly :) Sami przyznajcie - nie sposób odmówić tak miłej propozycji. Angelica grała już u nas w grudniu - była wówczas zachwycona polską publiką i klimatem jaki panował wówczas w Smelly Cat, dlatego postanowiła wrócić. Pamiętacie uroczą Szwedkę, która wraz z siostrą na dwa głosy odśpiewała Alleluja Cohena po szwedzku? Tak to własnie ta Pani :)

Dla przypomnienia i porządku:

Angelica jest Szwedką. Jej anielski głos od dawna zachwyca miłośników muzyki na żywo w świecie Second Life. Swoją pierwszą gitarę dostała kiedy miała 6 lat, ale poważniej nauką gry na tym instrumencie zainteresowała się w wieku lat siedemnastu.

W jej repertuarze znajdziecie utwory napisane przez nią samą, ale wykonuje również covery piosenek zespołów i wykonawców takich jak: Jason Mraz, Take That, Calbie Caillat, Neil Diamond, Elvis Presley etc. Niesamowite, ciepłe poczucie humoru, miły głos i dźwięk jej gitary sprawiają, że możemy zagwarantować Wam niesamowitą godzinę w towarzystwie naszej gwiazdy wieczoru.



Zapraszamy na koncert DZIŚ o godzinie 21.00 oczywiście na naszej klubowej scenie w Smelly Cat :)

Nie ma to jak Majster :)



No tak, stało się. 19 lat kibicowania Lechowi Poznań zostało nagrodzone :). W sobotę chłopaki dali radę po wielu latach wywalczyć mistrzostwo Polski. Lubie taki nasz poznański lokalny patriotyzm. To poczucie jedności, a nawet pewną dumę z bycia Wielkopolaninem i Poznaniakiem. Tak wiem, to takie nie polskie. Tak wiem, budzi kosmiczną zawiść ludzi z innych regionów (bo jeśli się komuś coś udaje trzeba mu dokopać :P), choć całkiem dla mnie nie zrozumiałą - bo z naszej dumy nie wynika wcale niższość innych regionów. Owszem pewne anse, czy zaszłości historyczne grają tu rolę - nie bez kozery Poznań nie przepada za miastami gdzie grały mundurowe kluby sportowe, ale statystyczny poznaniak naprawę nie zionie nienawiścią :). Ot jest dumny z tego co dobre w Poznaniu i Wielkopolsce. Fajnie cieszyć się tym co dobre. A zawistnych i chorych, oraz wszystkich "lepszych", trzeba mieć głęboko w... Nosie. I kichać na potęgę.

W ogóle ostatnio jakoś tak wszystko się miło udaje. W Smelly Cat w niedzielę zakończyła się niesamowita impreza - Festival Diavolo. Największą satysfakcję mamy z tego, jak wielu ludzi bawiło się w tych dniach w Smelly Cat. Na pewno było warto poświęcić czas, i energię żeby to przygotować. Opracowuję właśnie podsumowanie festiwalu - poniżej pierwszy filmik.



Mieliśmy odpoczywać po festiwalu w tym tygodniu, ale jak to zrobić jeśli wciąż trafiają do nas tacy muzycy jak Marky Helestein :)

Zapraszamy dziś na koncert już na naszej klubowej scenie w Smelly Cat. Dziś wieczorem o 22.00



P.S.: Coś czuję, że to naprawdę może być baaaaaaaaaardzo dobry dzień. ;)

czwartek, 13 maja 2010

Diavolo w akcji :)

Uwielbiam to uczucie kiedy oczekuje się czegoś niezapomnianego :)

Już dziś o 22.00 w Smelly Cat, coś czego jeszcze w polskim Slu nie bylo - pierwszy dzień Festiwalu Rodziny Diavolo :) Cholernie się, cieszę, że udało nam się zaprosić na scenę muzyków którzy są najlepsi w całym Second Life... Chcecie dowodu? Proszę bardzo:



Ten pan to nie kto inny jak DanLange Diavolo którego usłyszycie dziś o godzinie 23.00 w Smelly :) Nie znam nikogo kto tak gra slidem w SLu. Oj to będzie blues :)
BTW - jakiś czas temu pisałem, ze nie mam marzeń materialnych... Ale ta gitara... Mniaaaaam :)

A tu możecie posłuchać jak śpiewa nasz drugi dzisiejszy gość - Sojurn Rossini teledysk taki sobie, ale wokal? :) Oj czuję, ze Panie szykują majtki i staniki do rzucania na scenę :)




Zapraszam wszystkich - pod sceną (o TUTAJ)znajdziecie już niebawem koszulki festiwalowe oraz bilety :) Weźcie je ze sobą na pamiątkę :)

To co?
Do zobaczenia w Smelly Cat?

:)

Kłusem z bluesem :)

Będę się chwalił :)

Kupiłem sobie coś bardzo przyjemnego - zazwyczaj unikam reklam, ale tym razem zrobię wyjątek :). Kilka dni temu kiedy wędrowałem pracowicie po markecie w poszukiwaniu marchewki, chrzanu, kredek bambino i pasty do butów Kiwi, ale wzrok mój spoczął na półce z gazetami, niezawodnie wyławiając niebieski napis Blues :)

Oj... Polityka rozpoczęła wydawanie nowej kolekcji The Blues, w której znani i cenieni reżyserzy opowiadają o swojej fascynacji tym najpiękniejszym z możliwych stylów muzycznych. Jakież było moje szczęście, kiedy przejrzałem pobieżnie spis treści tej siedmiotomowej kolekcji i zauważyłem nazwiska tych, którzy o swoim życiu z bluesem chcą nam opowiadać. Martin Scorsese, Clint Eastwood, Wim Wenders, Richard Pearce, Charles Burnett, Marc Levin, Mike Figgis to nazwiska znane każdemu kinomaniakowi aż za dobrze. Za całą kolekcją stoi oczywiście Martin Scoresese, zgrabnie spinając całość w cudowną podróż po krainie bluesa - muzyki od której wywodzi się praktycznie cała dzisiejsza muzyka rozrywkowa na świecie i to od rock&rolla przez pop i soul, po ostre rockowe riffy. Swoją droga miło poczuć się w towarzystwie takich bluesomaniaków :).

Co takiego jest w bluesie? Martin Scorsese pozwolił sobie ująć to tak:

Zawsze czułem się jakby blues był jeszcze jednym członkiem mojej rodziny. To muzyka za pomocą której opowiada się historię, i ta jej cecha wydaje mi się niezwykle fascynująca. Blues to sztuka bardzo uczuciowa. Nie sposób słuchać bluesa i pozostać obojętnym. (...) Jeśli nigdy nie słuchałeś tej muzyki spróbuj. Jeśli zaczniesz jej słuchać i czuć ją mogę obiecać Ci jedno. Twoje życie zmieni się na lepsze.


Jeszcze lepiej wyraził to Son House - jeden z prekursorów bluesa kiedy podczas jednej z potańcówek w juke joints na jednej z farm Missisipi oznajmił bawiącym się na sali ludziom:

Blues jest jak bicie serca - raz szybkie przepełnione szczęściem, kiedy indziej powolne, przygniecione smutkiem czy silne, jak po ciężkiej pracy. Po drodze mu z tymi, którzy kochają mocno, upadają nisko i nie boją się czerpać z życia pełnymi garściami


Jesli ktoś jest zainteresowany kolekcją można ją kupić w całości na stronie http://skleppolityki.pl za jedyne 109 zł.

P.S.: Oczywiście nie musisz znać historii bluesa i słuchać go nadal, możesz go nawet nie lubić, świat muzycznych fascynacji jest na szczęście szeroki, ale może czasem warto wiedzieć więcej zanim ośmieszymy się zupełnie próbując innym o czymś opowiadać? :D

Poniżej jedna z tych bez której blues nie byłby dziś tym czym jest - Mammie Smith i jedno z pierwszych nagrań bluesowych na świecie - Crazy Blues (nagranie z roku 1920) :)




Crazy Blues

I can't sleep at night
I can't eat a bite
'cause the man I love
He don't treat me right.
He makes me feel so blue.
I don't know what to do.
Sometime I sit and sigh
And then begin to cry
'cause my best friend
Said his last goodbye.
There's a change in the ocean,
Change in the deep blue sea, my baby,
I'll tell yo,u folks, there ain't no change in me.
My love for that man will always be.
Now I can read his letters.
I sure can't read his mind.
I thought he's lovin' me.
He's leavin' all the time.
Now I see my poor love was blind.
Now I got the crazy blues since my baby went away.
I ain't got no time to lose.
I must find him today.
Now the doctor's gonna do all that he can.
But what you're gonna need is an undertaker man.
I ain't had nothin' but bad news.
Now I got the crazy blues.

niedziela, 9 maja 2010

Zaraz się zacznie :)

Miło jest mieć coś swojego w SL. Jeszcze milej kiedy można się tym dzielić z kochanymi ludźmi. Ale najmilej jest robić coś razem i kochać coś wspólnie. Nawet (a może przede wszystkim) wtedy kiedy jest to muzyka, która porywa za serce :)

Panie i Panowie :)

Za pierwszym razem się nie udało, ale tym razem musi być dobrze. W naszym Śmierdzącym Kocurze już za kilka dni stanie diabelska scena, a na niej przez 4 piękne dni gościć będziemy muzyków, na których (nie ukrywam wcale) na codzień nas zwyczajnie nie stać ;)

Zresztą co ja będę pisał - JoAnn Diavolo zaprosi Was lepiej:







Festival Diavolo ma być spotkaniem ludzi kochających muzykę, zarówno tych stojących na scenie jak i tych, którzy pod sceną festiwalową mają zamiar się bawić. Los chciał, że udało nam się odnaleźć trzech muzyków noszących nazwisko Diavolo w Second Life. każdy z nich ma swój niepowtarzalny styl i każdy robi zawrotną karierę muzyczną w SL. Do tej trójki dołączyliśmy innych muzyków - naszych i ich przyjaciół, ulubionych artystów z Slowych scen. Każdego dnia festiwalu będziemy starać się cieszyć Wasze uszy muzyką w najlepszym wydaniu. Czy nam się to uda? Sami musicie ocenić :)

Zapraszamy już w czwartek wieczorem na scenę w Smelly Cat :)

Muuuuuuuuuuuuuuuuusicie to zobaczyć

:)


P.S.: Miałem tu napisać coś o psach jeszcze... Ale za cholerę nie pamiętam po co? Ktoś wie może?

piątek, 7 maja 2010

Czytasz i nie rozumiesz :)

Najzabawniejsze w pisaniu bloga jest obserwowanie reakcji ludzi na Twoje słowa. Czasem ciekawość, czasem złość, czasem rozbawienie. Co ciekawe najczęściej dość trafne i zbieżne z intencjami piszącego, choć nie zawsze. Niesamowicie bawią mnie zawsze ludzie, którym wydaje się, że patrzy na nich cały świat i każde słowo skierowane jest właśnie do nich :). Tacy ludzie zawsze wiedzą i czują lepiej co miał na myśli autor i czego pragnie. Obserwowanie takich reakcji i czytanie słów tych, którym wydaje się, że wiedzą co czytają jest taką wisienką na torcie w życiu codziennym bloggera. :)

Jak to kiedyś napisała moja ulubiona Slowa bloggerka Madeline w tym poście:

Pewnie znacie trzy prawa Stanisława Lema.
.1. Nikt niczego nie czyta.
2. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie.
3. Jeżeli już ktoś coś przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta.
.A bywa i tak, że przeczyta, nie zrozumie, ale i tak zinterpretuje po swojemu, bo przecież wie lepiej.


Jakże to kurcze prawdziwe :)

Brakuje mi bzu...



Siadam wygodnie, zamykam oczy i widzę stół w dużym pokoju. Na nim stary kryształowy wazon – jeszcze po babci – i naręcze bzu. Tuż obok szczęśliwa kobieta, co chwilę zanurzająca twarz w gęstwinie malutkich kwiatków i wciągająca głęboko powietrze do płuc. Obrazek ten tak wyrył się w mojej pamięci ponieważ powtarzał się co roku. Zawsze w maju, kiedy tylko pojawiał się pachnący bez, mój ojciec wracał do domu z całymi jego naręczami i w całym domu – bo mama pozawalała mi uszczknąć odrobinę dla siebie pachniało cudownie wiosną. Malutki pozornie gest, tak naprawdę mówił wszystko, powtarzany corocznie był swoistym rytuałem tylko tej rodziny czytelnym tylko dla nas i chyba ważniejszym niż wszystkie oficjalne święta.

Przechodziłem dziś obok krzewu bzu. Kwiaty co prawda dopiero nieśmiało rozchylają płatki i próbują wydostać się na zewnątrz, ale zapach jest już wyraźny. Wtuliłem twarz w kwiaty i odetchnąłem głęboko. W moim domu nie ma już bzu.

To jedna z tych rzeczy niedoskonałych w Second Life. Pikselowe kwiaty nie pachą. Dotyk pikselowej dłoni nie ogrzewa. Pikselowe oczy nie są już zwierciadłem duszy. No może tej pikselowej… Chyba dlatego od dłuższego czasu dużo ważniejsze dla mnie od obrazków SLowej rzeczywistości jest okno chata. Jeśli są ludzie w SL to właśnie tam.

I tak bardzo dziś brakuje mi bzu…

sobota, 1 maja 2010

Towarzysze i Towarzyszki! Na pochód czas!




Towarzysze i Towarzyszki! Obywatele i Obywatelki! I wy Konie!

Obowiązkiem każdego świadomego avatara jest kultywowanie chlubnych tradycji wolności i braterstwa, które wspólnie z Wami nieść na pierwszomajowych sztandarach dziś chcemy. Dziś 1 Maja, Święto Pracy, dzień, który musimy uczcić razem wspólnym pochodem. Nie może nikogo zabraknąć. Wróg czuwa chcąc rozbić naszą jedność! Obywatelu! Zabierz swojego sąsiada i razem pokażmy światu moc chłopsku robotniczych i miedzyawatarzych więzów.

Wasza przyjaźń z nami i nasza przyjaźń z wami to nasza wspólna przyjaźń! I niech wróg opowiada, że banami podstępnymi boleśnie go katujemy. Niech żale swoje na stronach internetowych wylewa! Nic nie naruszy sojuszu stron bratnich!

Obecność obowiązkowa!

Spotykamy się wszyscy dziś 01.05.2010 o godzinie 21.00 na placu w Smelly Cat skąd pochód nasz barwny wyruszy ustaloną trasą aż na Rynek w Bigosie gdzie czekać na nas będzie sam I Sekretarz. Obowiązują stroje odświętne, pierwszomajowe. Gadgety z epoki mile widziane!!! Część z nich można otrzymać w Smelly i Bigosie - wystarczy kliknąć plakat lub otworzyć notki o pochodzie rozsyłane na grupy Bigosu i Smelly Cat.

Po pochodzie zapraszamy wszystkich na szalone pohulanki w rytmie muzyki z "tamtych czasów" :)

P.S.: UWAGA! Impreza nie ma charakteru politycznego, nie obchodzi nas kto na kogo głosuje itp, nie reprezentujemy żadnej partii i żadnych określonych poglądów. Naszym jedynym celem jest dobra zabawa oraz wspomnienie pewnej historii niektórym z nas najbliższej :) TO TYLKO I WYŁĄCZNIE HAPPENING HISTORYCZNY :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Ach co to był za BAL :)

24.04.2010 to dzień, który pewnie na troszkę zapadnie w mojej pamięci, szczególnie przez baaaaaardzo miło spędzony wieczór w towarzystwie bardzo różnych ludzi na balu zorganizowanym w Cytrynowej Krainie z okazji trzecich Slowych urodzin Cytrynki i Madeline. Owszem miałem pewne obawy przed balem - jak zwykle mam przed wielkimi imprezami, okazały się one jednak płonne towarzystwo świetnie i szybko zintegrowało się na parkiecie, radośnie podskakując wszystkimi pikselkami w rytm odkurzonych naprędce przebojów. Tych największych i najlepszych oczywiście :) Bo z takiej okazji dla TAKICH jubilatek wszystko musiało być najlepsze. Co odważniejsi przyznali nawet, że w rytmie przebojów brawurowo wyśpiewywanych nam przez tuzów światowej muzyki żwawo podskakiwali na swych krzesłach przed komputerami wzbudzając zgrozę i zdziwienie tych, którzy na co dzień ogarnąć Pikselkowa nie potrafią. Ale co tam. Ważne jest to co jest ważne - a tego dnia ważna była naprawdę dobra zabawa.

Swoją drogą 3 lata to kawał czasu, prawda? Chyba nikt z nas wchodząc do Second Life nie sądził, że poświęci temu światu tyle siebie i swojego czasu. A jeśli jeszcze zrobił to tak treściwie i z klasą jak Madeline i Cytrynka? No cóż... Pozazdrościć.

Niniejszym chciałbym podziękować WSZYSTKIM, którzy tego wieczoru bawili się na balu urodzinowym. Powiedziałem Wam to już na streamie gdzieś pomiędzy piosenkami i dedykacjami, ale pozwolę sobie powtórzyć. Było (JEST!) mi z Wami naprawdę dobrze. Dziękuję :)












































środa, 21 kwietnia 2010

Dlaczego blues?

Często ludzie pytają mnie dlaczego blues?
Nie wiem. Nie potrafię słowami nazwać tego co naprawdę gdzieś siedzi w sercu. Nie umiem poskładać potrzaskanych o beton rzeczywistości myśli, zaakceptować mrocznych zakamarków własnego sumienia.
Blues dotyka tam w środku. Każda nuta sprawia, że coś we mnie drży, rezonuje. W bluesie zasypiam i budzę się. Zatracam się i kiedy biorę do ręki gitarę przez chwilę nie jestem. Nie. Blues nie jest we mnie. Ja jestem w nim. Jeśli chcesz mnie poznać poznaj bluesa.



Why I Sing The Blues
B.B. King


Everybody wants to know
Why I sing the blues
Yes, I say everybody wanna know
Why I sing the blues
Well, I've been around a long time
I really have paid my dues

When I first got the blues
They brought me over on a ship
Men were standing over me
And a lot more with a whip
And everybody wanna know
Why I sing the blues
Well, I've been around a long time
Mm, I've really paid my dues

I've laid in a ghetto flat
Cold and numb
I heard the rats tell the bedbugs
To give the roaches some
Everybody wanna know
Why I'm singing the blues
Yes, I've been around a long time
People, I've paid my dues

I stood in line
Down at the County Hall
I heard a man say, "We're gonna build
Some new apartments for y'all"
And everybody wanna know
Yes, they wanna know
Why I'm singing the blues
Yes, I've been around a long, long time
Yes, I've really, really paid my dues

Now I'm gonna play Lucille.

My kid's gonna grow up
Gonna grow up to be a fool
'Cause they ain't got no more room
No more room for him in school
And everybody wanna know
Everybody wanna know
Why I'm singing the blues
I say I've been around a long time
Yes, I've really paid some dues

Yeah, you know the company told me
Guess you're born to lose
Everybody around me, people
It seems like everybody got the blues
But I had 'em a long time
I've really, really paid my dues
You know I ain't ashamed of it, people
I just love to sing my blues

I walk through the cities, people
On my bare feet
I had a fill of catfish and chitterlings
Up and down Beale Street
You know I'm singing the blues
Yes, I really
I just have to sing my blues
I've been around a long time
People, I've really, really paid my dues

Now Father Time is catching up with me
Gone is my youth
I look in the mirror everyday
And let it tell me the truth
I'm singing the blues
Mm, I just have to sing the blues
I've been around a long time
Yes, yes, I've really paid some dues

Yeah, they told me everything
Would be better out in the country
Everything was fine
I caught me a bus uptown, baby
And every people, all the people
Got the same trouble as mine
I got the blues, huh huh
I say I've been around a long time
I've really paid some dues

One more time, fellows!

Blind man on the corner
Begging for a dime
The rollers come and caught him
And throw him in the jail for a crime
I got the blues
Mm, I'm singing my blues
I've been around a long time
Mm, I've really paid some dues

Can we do just one more?

Oh I thought I'd go down to the welfare
To get myself some grits and stuff
But a lady stand up and she said
"You haven't been around long enough"
That's why I got the blues
Mm, the blues
I say, I've been around a long time
I've really, really paid my dues

Fellows, tell them one more time.

Ha, ha, ha. That's all right, fellows.
Yeah!

wtorek, 20 kwietnia 2010

Kiedy ID chce jeść...

Od wczoraj próbuję słuchać siebie. Usiadłem na łóżku i usłyszałem w środku dziwny ton. Dźwięk. Zaledwie drżenie, cień, ale miał w sobie coś takiego, co mnie zaskoczyło i przeraziło. Jak wspomnienie czegoś co zdarzyć się nie powinno, jak sen, który wyśnić się nie miał prawa, a przychodzi od kilku nocy. Wciąż i wciąż uparty jak osioł.

Nienawidzę swojej podświadomości. Przyzwyczaiła mnie przez lata do swoich niespodzianek, do tego, że w najmniej oczekiwanym momencie i tak spłata mi figla wyciągając z czeluści nieświadomości coś czego oglądać nie chcę. Przyzwyczaiła do tego, że kontrolować jej nie sposób. Kazała pogodzić się z tym, że to ona decyduje, nawet jeśli to ja muszę ponieść konsekwencje jej działań. Schizofrenia? Możliwe. Czasem nawet id musi dojść w człowieku do głosu.

Pociesza mnie myśl, że jednak jest ucieczka. Szeol. I choć ta myśl niepokoi również daje dziwne ukojenie.

Szukałem muzyki na dziś. Znalazłem.








Eliza Lumley - How to disappear completely

That there
That's not me
I go
Where I please
I walk through walls
I float down the Liffey
I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here

In a little while
I'll be gone
The moment's already passed
Yeah it's gone
And I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here

Strobe lights and blown speakers
Fireworks and hurricanes
I'm not here
This isn't happening
I'm not here
I'm not here

czwartek, 15 kwietnia 2010

W stronę światła...

Na pozór jak co dzień otworzyłem oczy. Spojrzałem na rozświetloną nikłym blaskiem tarczę starego budzika. 6:04. Przeciągnąłem się leniwie wyrzucając obolałe ramiona w górę. Jeszcze wcześnie – pomyślałem i nagle… W mojej głowie eksplozja. Krzyk kobiety. Płacz, huk wystrzału. Głuche mlaśnięcie. Cisza.

Rozejrzałem się po pokoju. Rozrzucone w nieładzie dokumenty, pomięta pościel, zakurzony regał. W drzwiach pokoju dostrzegłem leżące na podłodze w bezruchu stopy Ani w tych ciepłych góralskich kapciach, które Młody z taką dumą przywiózł dla niej z Zakopanego. Biurko. Niedokończone pół litra. Rewolwer na podłodze. Na krześle siedzący groteskowo siłą woli, krwawy korpus z odstrzeloną połową twarzy i mózgiem rozsmarowanym odrzutem wystrzału na ścianie za plecami. Ja.

Podszedłem do otwartego okna. Promienie słońca delikatnie gładziły moje policzki. Rozpostarłem skrzydła i poleciałem. W stronę światła.

wtorek, 13 kwietnia 2010

To kwestia szacunku...

Każdy z nas na swój sposób przeżywa to co wydarzyło się w ostatnich dniach w naszym kraju. Rozumiem tych, którzy traktują wypadek samolotu prezydenckiego bardzo osobiście – przychodzą pod Pałac Prezydencki palą znicze, śpiewają. Rozumiem też tych, którzy postanowili zachować w swoim mniemaniu trzeźwy umysł i z pewnym dystansem podchodzą do gloryfikowania osób, które bo tu dużo nie mówić nie cieszyły się przed śmiercią najwyższymi notowaniami popularności. Staram się być gdzieś pośrodku, choć przyznaję, że ogrom tragedii i cierpienia, zwłaszcza tych, którzy pozostali bardzo mnie przytłoczył i dał do myślenia. I chyba wszystko byłoby w jak najlepszym porządku dopóki nie przekraczamy granicy dobrego smaku, czy zwyczajnie kultury.

Mały flashback

W dzień tragedii usłyszałem „żart” w którym ktoś w Second Life stojąc na placu jednego z popularnych simów próbował byż przezabawny twierdząc, że jeden z polityków poodkręcał śrubki w samolocie prezydenckim. Inny próbował obrażać osoby, które zginęły w katastrofie i twierdzić, że przecież nic się nie stało, bo "to tylko ptactwo".

Tego samego dnia zajrzałem do wiadomości w jednym z popularnych serwisów newsowych. Komentarze które przeczytałem pod tekstem o katastrofie zmroziły mnie. Błazenada, politykierstwo, teorie spiskowe, wyzwiska i wulgaryzmy. Owszem były też wpisy tonujące sytuację, ale ginęły w szambie słownym które stworzyli nasi przeuroczy rodacy.

Dziś odwiedziłem forum polskiego Second Life. W jednym z tematów o katastrofie jeden z użytkowników podał link do – jak sam napisał „mądrego filmu”. Zajrzałem. Zdębiałem – pamiętacie „20 rzeczy, których nie należy mówić kobiecie”? Sam polecałem ten film kolegi o nicku damianero na swoim blogu, ponieważ rozbawił mnie wówczas setnie. Tym razem autor relacjonując na świeżo wiadomość o śmierci Prezydenta i 95 innych osób posunął się do granicy absurdu. Głupawe żarty, przekleństwa, błazenada przypominają raczej ponury taniec na grobie, niż jakikolwiek komentarz. Damianero jest tak przekonany o własnej nieomylności, że stawia sądy bardzo radykalne oceniając negatywnie wszystkich i wszystko, łącznie ze swoimi widzami. Drwiąc z tragedii, śmierci i udowadniając jak bardzo szanuje czyjąś tragedię. Szambo.

Czasem mi wstyd, że jestem Polakiem.

Nie. Spokojnie. Daleki jestem od gloryfikowania każdej z ofiar. Za parą prezydencką nie przepadałem i nie będę im stawiał pomników. ba nawet mówienie o wielkim mężu stanu w odniesieniu do świętej pamięci Pana Lecha Kaczyńskiego uważam za lekką przesadę. Co by nie mówić jednak o tym człowieku był Wielkim Polakiem, któremu zaufały miliony naszych Rodaków. Na swój sposób realizował idee patriotyzmu, tak jak je pojmował. Odszedł na służbie i za to należy się szacunek.

I chyba szacunek w tej całej sytuacji to słowo klucz. Szacunek dla ofiar, dla ich bliskich, przyjaciół, a nawet szacunek dla wszystkich tych, którzy na fali medialnej wszechżałoby mają potrzebę gloryfikowania zmarłych, palenia zniczy i wzniosłych słów. maja prawo do przeżywania swojego żalu i swoich emocji.

Nawet ludzie poza Polską, Rosjanie, Brazylijczycy, Czesi, Ukraińcy, Włosi umieją się zachować w tej sytuacji, choć próbują zrozumieć co czują ich bliscy, przyjaciele i wiedzą, że tym co wyznacza godność człowieka w takiej sytuacji jest szacunek. Dlaczego więc my Polacy nie potrafimy? Skąd w nas tyle jadu i lekceważenia?

Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia milcz. Bo ośmieszasz głównie sam siebie wściekłym tańcem na cudzym grobie.

I pomyśl. Co powiedzą kiedy TY odejdziesz?

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Są chwile kiedy potrzebne nam milczenie

Kocham słowa. Uwielbiam bawić się nimi, wracać do nich, wykuwać w niezdarnych sylabach misterne ornamenty. Nie nie jestem artystą nawet w tej materii, ale rzemiosło również może być pasją.

Są jednak chwile kiedy słowa wydają się być całkiem zbędne. Trudno oddać to co w sercu i najbardziej finezyjnie ułożone zdanie nie odda prawdy, o emocjach, myślach.

Wydaje mi się, że umiem, żyć ze śmiercią. Trzymać ją za rękę. Zbratać się z myślą, że wkrótce i ja mogę odejść na tę drugą stronę. Jednak zawsze kiedy jestem pewny, że jestem już gotowy, że oswoiłem ją i nie ma we mnie już strachu dzieje się coś takiego jak w sobotę, coś co każe mi stanąć twarzą w twarz z totalną bezradnością. Własną bezradnością. Powstaje panika.

Ostatnie dwa dni spędziłem na niczym. Gapiąc się bezmyślnie w ekran telewizora przekonywałem sam siebie, że śnię. Szukałem ucieczki w ludziach mi najbliższych, ale nie znalazłem jej. Nie umiałem być z nimi. Muszę przejść przez to sam. Jak przez śmierć.

Zwykłem traktować śmierć jak drzwi. Jak przejście do innego etapu. Ja człowiek odcięty od korzeni judeochrześcijańskiej ideologii, aby nie zwariować noszę w sercu resztki nadziei, że to jednak nie koniec. Że jeszcze będzie mi dane spojrzeć w ukochane oczy, przytulić bez strachu na odtrącenie i chwycić czyjąś kochaną dłoń. W tym, czy innym świecie.

Są chwile kiedy najważniejsze nie są słowa.

niedziela, 11 kwietnia 2010

[*]

Nie da się powiedzieć niczego mądrego w takiej chwili.



To co stało się 10.04.2010 z całą pewnością będzie jednym z tych wydarzeń, o których nasze wnuki będą uczyć się w podręcznikach historii jako o jednej z najtragiczniejszych chwil naszych czasów. Wszystko to jednak wydaje się nieważne, kiedy zdamy sobie sprawę z faktu, że oto odeszło od nas 96 osób z których każda pozostawiła po sobie dziesiątki pogrążonych w żałobie i smutku bliskich i przyjaciół.

Niezależnie od tego co myślimy, w co wierzymy, kim jesteśmy i jakie są nasze poglądy polityczne, jeśli jesteśmy Polakami winniśmy na chwilę zatrzymać się i oddać hołd tym, którzy odeszli w służbie dla nas.

Będziemy o tym pamiętać.

[*] [*] [*]

środa, 7 kwietnia 2010

Wirtualne hipokryzje

Jakiś czas nie pisałem. Święta spędzone u rodziny z oderwaniem się od spraw wirtualnego świata chyba dobrze mi zrobiły, choć nawet tam docierały do mnie sygnały o tym, że w pikselkowie nadal szumi i grzmi i brudy wyłażą drzwiami i oknami.

Czasem korci mnie żeby napisać parę ostrzejszych słów, ale szybko gryzę się w język i stwierdzam (również dzięki ludziom, których mam wokół), że nie warto. Nie rzuca się pereł przed wieprze. Nie da się logicznie rozmawiać z kimś, kto ma tak przerośnięte ego, że potrafi stworzyć sobie alternatywną wizję rzeczywistości i wierzy w to, że wszyscy wokół knują przeciwko niemu, a sam nie potrafi zastanowić się co z nim nie halo i dlaczego gdziekolwiek się nie pojawi zostaje sam jak palec, nawet jeśli stworzy zajebiście piękne miejsce w SLu. Nie da się rozmawiać logicznie z kimś, kto o własne grzeszki oskarżyć potrafi innych, wierząc we własną doskonałość. Kto za plecami krzyczy i próbuje szukać zadymy wszędzie, gdzie pojawi się obok tych, za którymi nie przepada. Kto w alkoholowym widzie potrafi zdradzić wszystko i wszystkich. Kto sztukę manipulacji emocjami innych opanował, jak mu się wydaje do perfekcji, nawet jeśli widzi, że to nie działa. Kto z uśmiechem na twarzy idzie za najbliższy róg i na IM opowiada bzdury na temat tego z kim przed chwilą życzliwie rozmawiał. Więc po co się starać? Nie ma sensu. Kiedy nie ma już żadnych emocji, poza zażenowaniem i litością, milczenie jest jednak najlepszą odpowiedzią. I tak musi pozostać. Bo szkoda już słów.

Tak wiem niepotrzebnie to piszę :). Pewnie gdyby nie to, że ciągle wyłażą jakieś dziwne akcje (tu ktoś coś napisze, ktoś inny plotkuje za plecami i ostrzega) nie napisałbym już niczego. Ale zwyczajnie zaczyna mnie brzydzić hipokryzja i zakłamanie. Nie jestem święty i nigdy się za takiego nie uważałem, mam na sumieniu nieco mrocznych spraw których się wstydzę niektóre z nich udało mi się naprawić inne ciążą dalej, ale chyba właśnie dlatego tak mnie doprowadza czasem do szału, totalnie bezrefleksyjne przekonanie niektórych o własnej wyższości – zwłaszcza jeśli są tylko małymi marnymi krzykaczami, czy wiedźmami o moralności pijanej prostytutki.

Pozytywy tej całej sytuacji? Udało mi się zamknąć mój pikselowy świat na takich ludzi. Robię to co kocham z tymi których kocham. Wokół pojawia się wielu przemiłych ludzi z którymi można konie kraść. W końcu realizuje się sen o tym, że można ze sobą nie rywalizować ale współpracować bo współistnienie Cytrynowej Krainy ze Smelly Cat, czy nasza współpraca z Bigosem to chyba wzorcowa sytuacja, że jednak można i osobno a jednak razem.

A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że wszystko w końcu jest na swoim miejscu. Bez ansów, fochów, oskarżeń, jazd. Bez napinania się szukania spisków, kłótni ze wszystkimi wokół. Ot po prostu wszystko czego chciałem wreszcie się spełniło w Smelly Cat. Wystarczyło otworzyć szerzej oczy.
Przed nami niesamowity muzyczny tydzień i spore wyzwanie – w czwartek od 20.00 preludium: Spotkanie przy herbacie z Cytryną w Cytrynowej Krainie, a już od soboty wydarzenie, które zapewne odbije się szerokim echem nie tylko w polskim Sl, ponieważ rozpoczęliśmy dość szeroką akcję promocyjną i zapraszamy ludzi z całego świata: Diavolo Festival i 8 koncertów najlepszych Slowych muzyków w ciągu 4 dni. TO będą niezapomniane dni :)

P.S.: Oczywiście w tym co napisałem powyżej wszelkie podobieństwa do realnych czy Slowych sytuacji i osób są totalnie niezamierzone ;) i moim celem nie było obrażenie kogokolwiek. Jeśli jednak odnalazłeś lub odnalazłaś się w tym co napisałem zrozum, że nie jesteś osobą, którą chcę w jakikolwiek sposób widzieć i tolerować w moim pikselowym świecie i zwyczajnie trzymaj się od niego z daleka, tak jak ja nie dotykam Twojego marnego świata. Bądź sobie dalej superzajebiście idealny w swoim perfekcyjnym nieco samotnym świecie – byle dalej ode mnie. Amen.