Pamiętam to uczucie. Kiedy w dzieciństwie przeprowadziłem się na nowe osiedle szybko odkryłem przebiegające w pobliżu tory kolejowe, którymi codziennie kilkanaście olbrzymich spalinowych lokomotyw ciągnęło z hukiem wagony wyładowane drewnem i czymś jeszcze. Zawsze gdy przechodziłem w pobliżu takiego pociągu krzyczałem. Nie ze złości, strachu. Dla samej radości krzyczenia. Czasem słowami, czasem bez nich. Wyrzucałem z siebie nadmiar myśli. Błogie zmęczenie po dzikimi wrzasku ginącym bezpowrotnie w zgiełku stalowej maszyny, dawało mi poczucie oczyszczenia, odrealnienia tego co dla smarkacza było wówczas w życiu ważne.
Nie zawsze można krzyczeć. Nie wszystkie myśli w głowie chcą dać się zakrzyczeć. Im głośniej na nie naskakuję tym one głośniej drą się. Nie pozwolą sobie zrobić krzywdy. Myśl jest po to aby być wypowiedziana, tak czy inaczej. W przeciwnym razie traci sens bytu. Musi znaleźć ujście. Nawet jeśli to głupia myśl. Tak jak człowiek. Rodzi się jaki się rodzi i już.
Znalazłem swoją muzykę. Różną. Wszystko co gdzieś mi w duszy gra ma jedną cechę wspólną. Pozwala płynąć myślom. Zagłusza je czasem, a czasem pozwala im przychodzić na świat. Muzyka jest przy mnie zawsze. Nawet jeśli niektórzy mówili o niej „hałas”. Po prostu jest. Ale czasem i ona nie wystarcza.
Niektóre myśli nie powinny się rodzić. Są złe same w sobie.
Pusta kartka papieru, ściśnięty w zwartej kurczowo dłoni ołówek. Tak trwam od godziny. Są myśli, których powinno nie być. Są słowa, których wypowiadać nie wolno, a które robią wszystko by wydostać się na świat. A jednak są. Oznaka szaleństwa? Nie. Szaleństwo bywa wyzwoleniem bo zdejmuje odpowiedzialność.
Czasem myślę, że Ci którzy tak łatwo formują sądy o innych i z dużą łatwością oczyszczają się z wyrzutów sumienia, przekuwając własne niepowodzenia w cudzą winę, muszą być cholernie nieszczęśliwi tam w środku, gdzie rodzi się myśl. Łatwo pokazać ludziom na zewnątrz sztywną maskę, otoczyć się skorupą, pozwolić urodzić się myślom pełnym agresji, jadu i niczego nie żałować. Iść po trupach do swojego celu. I nigdy naprawdę nie dojść.
Krwotok wewnętrzny jest dużo bardziej niebezpieczny, od krwawienia z rany. Krew nie znajdując ujścia zanieczyszcza powłoki ciała, miesza się z płynami ustrojowymi, w których znajdują się drobnoustroje, które we krwi nigdy znaleźć się nie powinny, z treścią żołądka, jelit. To czego nie widać może z łatwością zabić. Myśl, która nie znajduje ujścia również.
Zaciśnięta pięść, wbiła stary żółty ołówek w kartkę papieru. Dziura. Jak kropka.
To wszystko?
Tak. Wszystko.
Cyt:Czasem myślę, że Ci którzy tak łatwo formują sądy o innych i z dużą łatwością oczyszczają się z wyrzutów sumienia, przekuwając własne niepowodzenia w cudzą winę, muszą być cholernie nieszczęśliwi tam w środku, gdzie rodzi się myśl. Łatwo pokazać ludziom na zewnątrz sztywną maskę, otoczyć się skorupą, pozwolić urodzić się myślom pełnym agresji, jadu i niczego nie żałować. Iść po trupach do swojego celu. I nigdy naprawdę nie dojść.
OdpowiedzUsuńI to co napisałeś powinienes powtarzac sobie jak MANTRĘ - codziennie SETKI milony razy - moze wreszczie zrozumiesz, ze nie warto iść do celu po trupach, ze czasem WARTO zatrzymac sie na chwile i spojrzec na siebie, czy przypadkiem swoim egoizmem nie wyrzadzasz komuś krzywdy. Przestan już uzalac sie nad sobą... piszesz słowa, których nawet NIE ROZUMIESZ. Ośmieszasz się Adamus...