czwartek, 16 kwietnia 2009

Dzień pierwszy: twarz

Obejrzałem się za siebie ze strachem w oczach.
Zawiedzione nadzieje, skrzywdzeni ludzie, serce które ledwie bije a nadal wyrywa się, żeby kochać i czuć emocje.
Zgliszcza. I tylko gdzieś wśród powalonych kamieni na ziemi jedno małe, malutkie źdźbło trawy. Kropla rosy opadająca na ziemię. Promień słońca bohatersko przedzierający się przez chmury. Nie jest źle. Nawet na gruzach czasem budzi się nowe życie.

Spoglądam w lustro. 35 lat. Zmarszczki w kącikach oczu. Kiedyś chyba nawet je lubiłem. O wiele za dużo kilogramów. Twarz zarośnięta szczeciną. Maska za którą schowałem to co było kiedyś ważne. Siebie w sobie. I siedzę sobie tu w środku czkając aż coś skruszy skałę. Aż kropla rosy spływająca ze źdźbła wydrąży kamień. I pozwoli wylać. Może to już pora?

Może.
A może to ja sam zrobiłem wszystko, żeby tylko nie dać się do siebie dostać drążącej kropli.

Pewnie tak.
Przepraszam.

1 komentarz: