poniedziałek, 9 listopada 2009

Streeeesssssssss

Złapał mnie za gardło. Ścisnął i spowodował, że moje serce zaczęło bić szybciej. Niepewność i strach dołączyły do mojego przyjaciela i zaczęły szeptać mi do ucha swoje demoniczne podszepty.

Jestem typem rozkminiacza. Kiedy coś mnie w duszy zaboli drążę najmniejszą dziurkę aż dotrę do sedna. Czasem zupełnie niepotrzebnie, bo to co mogłoby się zagoić staje się nagle wielką ropiejącą raną. A czasem… No cóż. Czasem pomaga.

Stres wychodzi mi z głowy nocą. Jak wielki kosmaty pająk siada na powiekach i śmiejąc się ze mnie podsuwa mi przerażające psychodeliczne obrazy naigrywając się z mojej bezsilności i łkania w poduszkę. Powoli kropla po kropli sączy swój jad w mój umysł z radością obserwując jak szamoczę się jak mucha spowita pajęczyną, czekająca tylko na finał. Wbite zęby i wyssana zawartość. Śniłem most. Rwąca rzeka pod stopami wydawała się nie mieć dna. Z góry obserwowałem spokojnie wrzącą kipiel, kiedy nagle zdałem sobie sprawę z tego, że najbliższa mi na świecie osoba zsuwa się z poręczy i wpada do wody… Zamarłem. Chciałem skoczyć, krzyczeć płynąć, ale nie mogłem ruszyć się z miejsca. Szarpałem się z sam sobą i umierałem tysiąckroć na sekundę. Myślałem o tym, że nigdy nie pływałem w tak rwącej rzece, że muszę zdjąć ciężkie buty. Zamiast działać obserwowałem znikającą w wodzie ukochaną twarz i błagalnie wyciągniętą rączkę… Obudziłem się. Pająk zaśmiał się drwiąco i schował się w czeluści umysłu. Do następnej nocy.

Budzę się. Jednak ocieram łzy na przekór wszystkiemu i wszystkim. Wyrywam nogi pająkowi i oszukuję sam siebie, że więcej go nie zobaczę, choć wiem, że kiedy tylko zamknę oczy dzisiejszej nocy znów zacznie skradać się do mnie z wnętrza mojej szalonej głowy. Co pokaże mi dziś?

Ale jestem. Trwam i będę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz