piątek, 19 marca 2010

Wiosenna rozterka




Wiosna nie sprawiałaby nam takiej przyjemności, gdybyśmy nie znali zimy. Natura jest jednak genialna i doskonale wie kiedy wybuchnąć zielenią i śpiewem paków, żeby zachwycić nas najbardziej.

Wie czego nam trzeba, aby po długich mrozach i znużeniu wszechobecną bielą śniegu zregenerować siły i cieszyć się leniwie spływającymi po twarzy promykami słońca… Wie jaką radość sprawić może wiosennie szczebiocząca sikorka tuż za oknem wołająca pierwszą ziębę która wczoraj właśnie usiadła na moim parapecie. To już wiosna. Na bank.

I w tym wszystkim tylko malutka niepewność…

Trosze się posypałem. Dziwne to bo myślałem, że wykończy mnie zbyt duże tempo, stres, jakaś wojenka emocjonalna. Tymczasem zaczynam sypać się w momencie w którym wszystko zaczyna być na swoim miejscu, w którym wszystkie kawałki tej niesamowitej życiowej układanki, trafiają wolno na swoje miejsce i dają mi poczucie spełnienia i dziką radość. Nie sposób jednak przewidzieć wszystkiego prawda? Są ludzie, którzy rodzą się jak dęby, platany żyjące po 1500 lat i są tacy którzy pięknie zielenią się co roku, jak klon czy olsza, aby zgasnąć w chwili kiedy wydaje się, że dotarli do najpiękniejszego okresu swojego życia po zaledwie kilkudziesięciu latach. Chciałbym aby nic się nie działo. Aby wszystko było dokładnie tak jak do tej pory, chyba najbardziej obawiam się jednak zmian. Są rzeczy z którymi walczyć nie sposób, ale z którymi pogodzić się jest równie trudno. Choć trzeba.

Cokolwiek się nie wydarzy. Cokolwiek nie będzie jutro, za tydzień i rok – chcę żyć tak aby potem móc powiedzieć, że było warto. I było.

Mój przyjaciel – ksiądz, mężczyzna w sile wieku i pełni zdrowia, powiedział mi kiedyś, że żyje tak jakby każdy dzień miał być ostatnim w jego życiu. Z latami przyjąłem tę maksymę za swoją i dziś myślę, że to jedne z najlepszych słów jakie usłyszałem w życiu. Tyle tylko starcza do szczęścia. Również wiosną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz