niedziela, 30 maja 2010

Poniedziałkowo

Mhmmm nie lubię poniedziałku. Ale ten nie wydaje mi się tragicznie paskudny. Po pierwsze tydzień to wyjątkowo krótki - trzydniowy zaledwie w pracy, po drugie perspektywa miłej pracy z moim Słonkiem w sklepie nastraja mnie jakoś optymistycznie :). Poza tym jakoś mi pozostał jeszcze bardzo miły nastrój z wczorajszego wieczoru z erotykami w Smelly, to rewelacyjne uczucie kiedy przychodzi aż tyle osób złaknionych pozytywnych emocji ;), mam nadzieję, że było Wam wczoraj conajmniej tak przyjemnie jak mi, a mi... No cóż czy mogłoby być nieprzyjemnie kiedy na kolanach miałem TAKĄ kobietę? :*, Mrrrrrau :). Pytanie retoryczne :).

Po raz kolejny okazuje się, że Trójka potrafi być niesamowitym źródłem muzycznych inspiracji. Znalazłem w niej właśnie nutę na dziś. Troszkę bardziej rock&rollowo - ale kocham tego faceta i jego gitarę :).



Swoją drogą niezłe spotkanie, co? Waglewski, Maleńczuk i Abradab :) Ale efekt... Hmmmm mniamuśmy :)

Kiedyś marzyłem, żeby grać jak Wojtek Waglewski, jednak do dziś dla mnie facet pozostaje niedoścignionym wzorem. Człowiek jest niesamowity, brzydal (jak ja :)), praktycznie bez wokalu, potrafi zahipnotyzować mnie swoją muzyką ilekroć pojawia się na scenie. No uwielbiam gościa :)

wtorek, 25 maja 2010

Poranna nuta

Kiedy wstałem dziś rano i przed lustrem powtarzałem sobie jaki to jestem cudowny :D i jaki świat jest wokół piękny :D, w ucho wpadł mi kawałek z Trójki, której od lat szczenięcych namiętnie słucham - choć nie ukrywam ostatnio z racji rozpolitykowania dość wybiórczo i z przerwami na małe poirytowanie.

Ale nie o tym, nie o tym :)
W sumie to chciałem tylko, żebyście posłuchali. Fajne, co? :D Troszkę jak skrzyżowanie naprutego ostro Toma Waitsa z naszym Kazikiem w pastiszu Bregovica rodem z Brazylii. Ale mnie dziś trzyma i gra muzyka :)

Gogol Bordello:



P.S.: Albo nie. Znowu nie warto :)

poniedziałek, 24 maja 2010

Sekta Wonnego Kota :)

Zauważyłem, że strasznie dużo ostatnio się uśmiecham :). Nawet tu na blogu kiedy czytam ostatnie tytuły wpisów to prawie każdemu towarzyszy uśmiech. Kurde dobrze mi :) A nawet jak na chwilę przestaję się uśmiechać to sieć dostarcza mi takich obrazów i tekstów, że nie sposób pozostać na dłużej poważnym :)

Ale co to ja chciałem... A Sekta :) Założyłem sektę. W Second Life. Serio. Zostałem pierwszym Guru wyznawców Kota Śmierdziuszka, zwanego (po niepoprawnej angielskiej translacji, aczkolwiek uświęconej mocą nadaną mi przez jego Boską Miłość Elvisa Presleya) Wonnym Kotem. Warunki przyjęcia są trudne. Chyba. Bo jeszcze nie wiem jakie są. Wymyślę. :) Na razie ustaliłem sobie w późnych godzinach wieczornych jedno przykazanie. "Obyś przy bluesie tańczyć potrafił".

Będę okrutnym Guru. Innowierców tępił będę. Piorunem. Tym od Zeusa. Jak pożyczy. Bo w ryja.

Czasem ludzie pytają mnie czemu Smelly Cat. Kurde nie mam jakiejś fajnej historyjki na to. Mógłbym wymyślić, że ufo, czy Rademenes, ale kurde nie. Ot trywialnie. Są dwa seriale które pasjami zawsze uwielbiałem: Przyjaciele i Przystanek Alaska. Ten drugi - czyli Przystanek - mizerny wprawdzie ale był już w SL. Central Perk też już znalazłem kiedyś w Slowym Nowym Yorku. A Wonnych Kotów jak na lekarstwo. No to jest :) Jaki jest kot i co robi każdy widzi więc nie trzeba o tym pisać, ale fajnie czasem wspomnieć o tej szalonej sekcie :)

Tytuł serialu okazał się być kosmicznie proroczy. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że SL może być tak spokojnym i miłym miejscem. Że można mieć wokół siebie samych życzliwych ludzi, którzy wyciągną rękę zawsze, bez napinania się i warunków. Tak o Was wierni wyznawcy mówię :) Wiem, że rzadko (:D) Wam to mówię, ale kosmicznie cieszę się, że jesteście. Bo bez ludzi ten pikselkowy świat naprawdę traci sens. Dzięki więc wam wszystkim: Kasia (szukamy dziś fabryki czekolady, żeby dosłodzić - ktoś wie gdzie to?!?), Asia, Matt, JoAnn, 1001 dniowa Ryfka :), nie sposób też pominąć wspierających nas dzielnie sekcji Bigosowych - z Roxaną i Stośką na czele :P, i Cytrynowych - Cytrynki i Drusia :) i wszystkich innych, którzy przychodzą czasem się uśmiechnąć i zaczerpnąć z muzyki Wonnego Kota - Morri, Mad i wielu wieeeeeeeelu innych :). Dobrze wiedzieć, że są ludzie którym chce się coś łączyć i budować wspólnie w SL.

A teraz razem i na całe gardło :):




No. I to są PRZYJACIELE :)

P.S.: Albo nie... :D

Czyste wariactwo :)

Dobrze mi.
Tak zwyczajnie, bez żadnych napięć, niepokojów. Zwyczajnie dobrze.
Czasem warto zatrzymać się przemyśleć i skoczyć.
Ja zaryzykowałem sporo, po raz kolejny w życiu. I już wiem, że nie żałuję niczego, nawet jeśli nie wszystko udało się.

Dziękuję Słonko. Fajnie wiedzieć, że JESTEŚ. Dziękuję za cierpliwość i odporność na moje jazdy :) Za spontan i to, że mogę odkrywać z Tobą SL na nowo, tak jak wczoraj Paryż :)

P.S.: Mam nadzieję, że nie zagryziesz mnie za te fotki :P






niedziela, 23 maja 2010

Sztuczność w cyberświecie...



Są rzeczy w naszym Pikselkowie, których sensu pojąć nie mogę. Za głupi jestem widać na to, albo za normalny. Sam sobie powiedz. Otrzymaliśmy sztuczny świat. Otoczyliśmy się sztucznymi drzewami, sztucznym szumem fal wypełniamy cybernetyczną ciszę serwerów. Przywdzialiśmy sztuczne ciała i sztucznymi pieniędzmi płacimy za sztuczne tkaniny z których uszyte są nasze sztuczne ubranka. Dopóki zgadzamy się na to jest to ok. Pytanie tylko jak daleko powinniśmy posuwać się w tej sztuczności i czy w dziedzinach, w których możemy kreować coś prawdziwego, również powinniśmy sztuczności i cyberblichtrowi bić pokłony?

Co nam ocalało prawdziwego w Drugim Życiu? Ludzie i relacje między nimi. Emocje. Radość, złość, miłość i nienawiść. I nawet jeśli masz dystans do cyberprzestrzeni, to jakieś emocje w te relacje prędzej czy później zaangażujesz. Nawet jeśli będzie to tylko zniechęcenie i szyderstwo. Przegadana noc w cyberprzestrzeni, odkrywanie drugiej osoby, bliskość myśli. Dla tego warto być w Pikselkowie.

Coś jeszcze z prawdy? Wszystko to, czemu towarzyszy akt tworzenia. Muzyka, grafika, sztuka. O ile oczywiście nie rozmienimy się na drobne i nie zaczniemy budować żałosnej karykatury rzeczywistości poprzez „koncerty” bez muzyków czy „spektakle”, na zasadzie kup kulki, stroje i zatańcz aby zgarnąć tipa. Może to tylko moje zboczenie, ale zdecydowanie wolę odśpiewany, nawet niepewnym głosem młodej Szwedki, godzinny koncert live, w który wiem, że włożyła sporo serca emocji i całą siebie, od perfekcyjnie przygotowanego show, gdzie grupa avatarów usiłuje udawać, że tańczy czy śpiewa do piosenek puszczonych z płyty, na kulkach które kupili gdzieś w cyberświecie. Nawet jeśli dźwięk jest czystszy, bardziej emocjonalny, a animacje i stroje są perfekcyjnie dopieszczone. Podobnie jak żadna płyta nie odda muzyki na żywo, podobnie udawanie śpiewania z playbacku nie będzie koncertem, a parę odtańczonych piosenek nie będzie spektaklem.

Owszem rozumiem, że może się to komuś podobać i bawić, to jego sprawa i poczucie gustu i estetyki. To co piszę to tylko moje zdanie, a śmieszy mnie nazywanie tego czegoś spektaklem czy koncertem. Właśnie przez to sztuczny świat staje się sztuczny groteskowo i pozostaje już tylko mizerną karykaturą rzeczywistości. Odbieramy, sami sobie szansę na wniesienie do Pikselkowa kawałka realności.

Na szczęście wciąż mamy wybór, a Second Life jest tak pojemny, że cierpliwie znosi naszą ucieczkę od realnego świata. I oby tak dalej :).

czwartek, 20 maja 2010

Bigos zostaje :)



Kiedy parę dni temu dowiedziałem się o zniknięciu Bigosu zrobiło mi się jakoś dziwnie przykro. Polski Sl kurczy się i miejsc do których można tak po prostu wpaść jest jak na lekarstwo - a miejsc o takim klimacie i tak pomysłowo i fajnie zrobionych nie ma już w ogóle (no może poza Smelly Cat - powiedział skromnie Adamus :P). Oczywiście rozumiałem decyzję Roxany i całej ekipy - RL to RL i zawsze powinien być ważniejszy od SLa, ale i tak było to... Przykre :)

Na szczęście zaraz po ogłoszeniu decyzji o zamknięciu sima okazało się, że dzięki nadzwyczajnej mobilizacji jest szansa aby załapać się jeszcze na repetę z Bigosu. Wczoraj w nocy, kiedy skwapliwie wysyłaliśmy paczki z pomocą humanitarną i kapuśniakiem oczywiście, a ekipa Bigosowa dzielnie handlowała własnymi wnętrznościami dowiedzieliśmy się, że Bigos jednak przetrwa.

Kurde naprawdę fajnie, że ktoś potrafi docenić dobrą robotę. Że tak wiele osób szczerze kibicuje dobrym inicjatywom, nawet w tak dziwnej społeczności jaką stanowi polska społeczność Slowa. Owszem wiem, że nie wszyscy trawią Bigos, dla wątrób niektórych to wręcz hardcorowe przeżycie kończące się ciężkim rozwolnieniem - ale i o nich pomyślała Roxana:

Zainteresowanych i obesranych informujemy, iz w ratuszu dostepny bedzie darmowy stoperan , a dla tradycjonalistow wegiel.


:D Czyż świat nie jest od razu lepszy?

P.S.: I już mam zajebiście dobry dzień :D

środa, 19 maja 2010

Nieoczekiwane miłe wsparcie :)

Nie ukrywam, że zależy mi na dobrej promocji dobrych imprez z muzyką na żywo w Second Life - tym bardziej cieszy mnie każde wsparcie jakie jest nam udzielane przy okazji organizowanych w Smelly imprez :)

Tym większą radochę miałem, kiedy ujrzałem, że informacje o naszych koncertach czasem goszczą nawet na największej polskiej stronie o SL - Freebiesowie prowadzonym przez Madelaine i jej Przyjaciół:

Blues mieszka w Polsce
Muzycznie

Miło wiedzieć, że ludzie doceniają naszą pasję :)

Dziękuję Madelaine :)

PILNE - Angelica Svenska koncert w Smelly Cat już dziś :)



Wiecie? Już szykowaliśmy się na koncert Marka o godzinie 22.00, kiedy nagle odezwała się do nas Angelica Svenska - jedna z najlepiej rozpoznawalnych postaci na Slowej scenie muzycznej i zapytała czy może pograć dziś w Smelly :) Sami przyznajcie - nie sposób odmówić tak miłej propozycji. Angelica grała już u nas w grudniu - była wówczas zachwycona polską publiką i klimatem jaki panował wówczas w Smelly Cat, dlatego postanowiła wrócić. Pamiętacie uroczą Szwedkę, która wraz z siostrą na dwa głosy odśpiewała Alleluja Cohena po szwedzku? Tak to własnie ta Pani :)

Dla przypomnienia i porządku:

Angelica jest Szwedką. Jej anielski głos od dawna zachwyca miłośników muzyki na żywo w świecie Second Life. Swoją pierwszą gitarę dostała kiedy miała 6 lat, ale poważniej nauką gry na tym instrumencie zainteresowała się w wieku lat siedemnastu.

W jej repertuarze znajdziecie utwory napisane przez nią samą, ale wykonuje również covery piosenek zespołów i wykonawców takich jak: Jason Mraz, Take That, Calbie Caillat, Neil Diamond, Elvis Presley etc. Niesamowite, ciepłe poczucie humoru, miły głos i dźwięk jej gitary sprawiają, że możemy zagwarantować Wam niesamowitą godzinę w towarzystwie naszej gwiazdy wieczoru.



Zapraszamy na koncert DZIŚ o godzinie 21.00 oczywiście na naszej klubowej scenie w Smelly Cat :)

Nie ma to jak Majster :)



No tak, stało się. 19 lat kibicowania Lechowi Poznań zostało nagrodzone :). W sobotę chłopaki dali radę po wielu latach wywalczyć mistrzostwo Polski. Lubie taki nasz poznański lokalny patriotyzm. To poczucie jedności, a nawet pewną dumę z bycia Wielkopolaninem i Poznaniakiem. Tak wiem, to takie nie polskie. Tak wiem, budzi kosmiczną zawiść ludzi z innych regionów (bo jeśli się komuś coś udaje trzeba mu dokopać :P), choć całkiem dla mnie nie zrozumiałą - bo z naszej dumy nie wynika wcale niższość innych regionów. Owszem pewne anse, czy zaszłości historyczne grają tu rolę - nie bez kozery Poznań nie przepada za miastami gdzie grały mundurowe kluby sportowe, ale statystyczny poznaniak naprawę nie zionie nienawiścią :). Ot jest dumny z tego co dobre w Poznaniu i Wielkopolsce. Fajnie cieszyć się tym co dobre. A zawistnych i chorych, oraz wszystkich "lepszych", trzeba mieć głęboko w... Nosie. I kichać na potęgę.

W ogóle ostatnio jakoś tak wszystko się miło udaje. W Smelly Cat w niedzielę zakończyła się niesamowita impreza - Festival Diavolo. Największą satysfakcję mamy z tego, jak wielu ludzi bawiło się w tych dniach w Smelly Cat. Na pewno było warto poświęcić czas, i energię żeby to przygotować. Opracowuję właśnie podsumowanie festiwalu - poniżej pierwszy filmik.



Mieliśmy odpoczywać po festiwalu w tym tygodniu, ale jak to zrobić jeśli wciąż trafiają do nas tacy muzycy jak Marky Helestein :)

Zapraszamy dziś na koncert już na naszej klubowej scenie w Smelly Cat. Dziś wieczorem o 22.00



P.S.: Coś czuję, że to naprawdę może być baaaaaaaaaardzo dobry dzień. ;)

czwartek, 13 maja 2010

Diavolo w akcji :)

Uwielbiam to uczucie kiedy oczekuje się czegoś niezapomnianego :)

Już dziś o 22.00 w Smelly Cat, coś czego jeszcze w polskim Slu nie bylo - pierwszy dzień Festiwalu Rodziny Diavolo :) Cholernie się, cieszę, że udało nam się zaprosić na scenę muzyków którzy są najlepsi w całym Second Life... Chcecie dowodu? Proszę bardzo:



Ten pan to nie kto inny jak DanLange Diavolo którego usłyszycie dziś o godzinie 23.00 w Smelly :) Nie znam nikogo kto tak gra slidem w SLu. Oj to będzie blues :)
BTW - jakiś czas temu pisałem, ze nie mam marzeń materialnych... Ale ta gitara... Mniaaaaam :)

A tu możecie posłuchać jak śpiewa nasz drugi dzisiejszy gość - Sojurn Rossini teledysk taki sobie, ale wokal? :) Oj czuję, ze Panie szykują majtki i staniki do rzucania na scenę :)




Zapraszam wszystkich - pod sceną (o TUTAJ)znajdziecie już niebawem koszulki festiwalowe oraz bilety :) Weźcie je ze sobą na pamiątkę :)

To co?
Do zobaczenia w Smelly Cat?

:)

Kłusem z bluesem :)

Będę się chwalił :)

Kupiłem sobie coś bardzo przyjemnego - zazwyczaj unikam reklam, ale tym razem zrobię wyjątek :). Kilka dni temu kiedy wędrowałem pracowicie po markecie w poszukiwaniu marchewki, chrzanu, kredek bambino i pasty do butów Kiwi, ale wzrok mój spoczął na półce z gazetami, niezawodnie wyławiając niebieski napis Blues :)

Oj... Polityka rozpoczęła wydawanie nowej kolekcji The Blues, w której znani i cenieni reżyserzy opowiadają o swojej fascynacji tym najpiękniejszym z możliwych stylów muzycznych. Jakież było moje szczęście, kiedy przejrzałem pobieżnie spis treści tej siedmiotomowej kolekcji i zauważyłem nazwiska tych, którzy o swoim życiu z bluesem chcą nam opowiadać. Martin Scorsese, Clint Eastwood, Wim Wenders, Richard Pearce, Charles Burnett, Marc Levin, Mike Figgis to nazwiska znane każdemu kinomaniakowi aż za dobrze. Za całą kolekcją stoi oczywiście Martin Scoresese, zgrabnie spinając całość w cudowną podróż po krainie bluesa - muzyki od której wywodzi się praktycznie cała dzisiejsza muzyka rozrywkowa na świecie i to od rock&rolla przez pop i soul, po ostre rockowe riffy. Swoją droga miło poczuć się w towarzystwie takich bluesomaniaków :).

Co takiego jest w bluesie? Martin Scorsese pozwolił sobie ująć to tak:

Zawsze czułem się jakby blues był jeszcze jednym członkiem mojej rodziny. To muzyka za pomocą której opowiada się historię, i ta jej cecha wydaje mi się niezwykle fascynująca. Blues to sztuka bardzo uczuciowa. Nie sposób słuchać bluesa i pozostać obojętnym. (...) Jeśli nigdy nie słuchałeś tej muzyki spróbuj. Jeśli zaczniesz jej słuchać i czuć ją mogę obiecać Ci jedno. Twoje życie zmieni się na lepsze.


Jeszcze lepiej wyraził to Son House - jeden z prekursorów bluesa kiedy podczas jednej z potańcówek w juke joints na jednej z farm Missisipi oznajmił bawiącym się na sali ludziom:

Blues jest jak bicie serca - raz szybkie przepełnione szczęściem, kiedy indziej powolne, przygniecione smutkiem czy silne, jak po ciężkiej pracy. Po drodze mu z tymi, którzy kochają mocno, upadają nisko i nie boją się czerpać z życia pełnymi garściami


Jesli ktoś jest zainteresowany kolekcją można ją kupić w całości na stronie http://skleppolityki.pl za jedyne 109 zł.

P.S.: Oczywiście nie musisz znać historii bluesa i słuchać go nadal, możesz go nawet nie lubić, świat muzycznych fascynacji jest na szczęście szeroki, ale może czasem warto wiedzieć więcej zanim ośmieszymy się zupełnie próbując innym o czymś opowiadać? :D

Poniżej jedna z tych bez której blues nie byłby dziś tym czym jest - Mammie Smith i jedno z pierwszych nagrań bluesowych na świecie - Crazy Blues (nagranie z roku 1920) :)




Crazy Blues

I can't sleep at night
I can't eat a bite
'cause the man I love
He don't treat me right.
He makes me feel so blue.
I don't know what to do.
Sometime I sit and sigh
And then begin to cry
'cause my best friend
Said his last goodbye.
There's a change in the ocean,
Change in the deep blue sea, my baby,
I'll tell yo,u folks, there ain't no change in me.
My love for that man will always be.
Now I can read his letters.
I sure can't read his mind.
I thought he's lovin' me.
He's leavin' all the time.
Now I see my poor love was blind.
Now I got the crazy blues since my baby went away.
I ain't got no time to lose.
I must find him today.
Now the doctor's gonna do all that he can.
But what you're gonna need is an undertaker man.
I ain't had nothin' but bad news.
Now I got the crazy blues.

niedziela, 9 maja 2010

Zaraz się zacznie :)

Miło jest mieć coś swojego w SL. Jeszcze milej kiedy można się tym dzielić z kochanymi ludźmi. Ale najmilej jest robić coś razem i kochać coś wspólnie. Nawet (a może przede wszystkim) wtedy kiedy jest to muzyka, która porywa za serce :)

Panie i Panowie :)

Za pierwszym razem się nie udało, ale tym razem musi być dobrze. W naszym Śmierdzącym Kocurze już za kilka dni stanie diabelska scena, a na niej przez 4 piękne dni gościć będziemy muzyków, na których (nie ukrywam wcale) na codzień nas zwyczajnie nie stać ;)

Zresztą co ja będę pisał - JoAnn Diavolo zaprosi Was lepiej:







Festival Diavolo ma być spotkaniem ludzi kochających muzykę, zarówno tych stojących na scenie jak i tych, którzy pod sceną festiwalową mają zamiar się bawić. Los chciał, że udało nam się odnaleźć trzech muzyków noszących nazwisko Diavolo w Second Life. każdy z nich ma swój niepowtarzalny styl i każdy robi zawrotną karierę muzyczną w SL. Do tej trójki dołączyliśmy innych muzyków - naszych i ich przyjaciół, ulubionych artystów z Slowych scen. Każdego dnia festiwalu będziemy starać się cieszyć Wasze uszy muzyką w najlepszym wydaniu. Czy nam się to uda? Sami musicie ocenić :)

Zapraszamy już w czwartek wieczorem na scenę w Smelly Cat :)

Muuuuuuuuuuuuuuuuusicie to zobaczyć

:)


P.S.: Miałem tu napisać coś o psach jeszcze... Ale za cholerę nie pamiętam po co? Ktoś wie może?

piątek, 7 maja 2010

Czytasz i nie rozumiesz :)

Najzabawniejsze w pisaniu bloga jest obserwowanie reakcji ludzi na Twoje słowa. Czasem ciekawość, czasem złość, czasem rozbawienie. Co ciekawe najczęściej dość trafne i zbieżne z intencjami piszącego, choć nie zawsze. Niesamowicie bawią mnie zawsze ludzie, którym wydaje się, że patrzy na nich cały świat i każde słowo skierowane jest właśnie do nich :). Tacy ludzie zawsze wiedzą i czują lepiej co miał na myśli autor i czego pragnie. Obserwowanie takich reakcji i czytanie słów tych, którym wydaje się, że wiedzą co czytają jest taką wisienką na torcie w życiu codziennym bloggera. :)

Jak to kiedyś napisała moja ulubiona Slowa bloggerka Madeline w tym poście:

Pewnie znacie trzy prawa Stanisława Lema.
.1. Nikt niczego nie czyta.
2. Jeżeli ktoś coś przeczyta, to nie zrozumie.
3. Jeżeli już ktoś coś przeczyta i zrozumie, to i tak nie zapamięta.
.A bywa i tak, że przeczyta, nie zrozumie, ale i tak zinterpretuje po swojemu, bo przecież wie lepiej.


Jakże to kurcze prawdziwe :)

Brakuje mi bzu...



Siadam wygodnie, zamykam oczy i widzę stół w dużym pokoju. Na nim stary kryształowy wazon – jeszcze po babci – i naręcze bzu. Tuż obok szczęśliwa kobieta, co chwilę zanurzająca twarz w gęstwinie malutkich kwiatków i wciągająca głęboko powietrze do płuc. Obrazek ten tak wyrył się w mojej pamięci ponieważ powtarzał się co roku. Zawsze w maju, kiedy tylko pojawiał się pachnący bez, mój ojciec wracał do domu z całymi jego naręczami i w całym domu – bo mama pozawalała mi uszczknąć odrobinę dla siebie pachniało cudownie wiosną. Malutki pozornie gest, tak naprawdę mówił wszystko, powtarzany corocznie był swoistym rytuałem tylko tej rodziny czytelnym tylko dla nas i chyba ważniejszym niż wszystkie oficjalne święta.

Przechodziłem dziś obok krzewu bzu. Kwiaty co prawda dopiero nieśmiało rozchylają płatki i próbują wydostać się na zewnątrz, ale zapach jest już wyraźny. Wtuliłem twarz w kwiaty i odetchnąłem głęboko. W moim domu nie ma już bzu.

To jedna z tych rzeczy niedoskonałych w Second Life. Pikselowe kwiaty nie pachą. Dotyk pikselowej dłoni nie ogrzewa. Pikselowe oczy nie są już zwierciadłem duszy. No może tej pikselowej… Chyba dlatego od dłuższego czasu dużo ważniejsze dla mnie od obrazków SLowej rzeczywistości jest okno chata. Jeśli są ludzie w SL to właśnie tam.

I tak bardzo dziś brakuje mi bzu…

sobota, 1 maja 2010

Towarzysze i Towarzyszki! Na pochód czas!




Towarzysze i Towarzyszki! Obywatele i Obywatelki! I wy Konie!

Obowiązkiem każdego świadomego avatara jest kultywowanie chlubnych tradycji wolności i braterstwa, które wspólnie z Wami nieść na pierwszomajowych sztandarach dziś chcemy. Dziś 1 Maja, Święto Pracy, dzień, który musimy uczcić razem wspólnym pochodem. Nie może nikogo zabraknąć. Wróg czuwa chcąc rozbić naszą jedność! Obywatelu! Zabierz swojego sąsiada i razem pokażmy światu moc chłopsku robotniczych i miedzyawatarzych więzów.

Wasza przyjaźń z nami i nasza przyjaźń z wami to nasza wspólna przyjaźń! I niech wróg opowiada, że banami podstępnymi boleśnie go katujemy. Niech żale swoje na stronach internetowych wylewa! Nic nie naruszy sojuszu stron bratnich!

Obecność obowiązkowa!

Spotykamy się wszyscy dziś 01.05.2010 o godzinie 21.00 na placu w Smelly Cat skąd pochód nasz barwny wyruszy ustaloną trasą aż na Rynek w Bigosie gdzie czekać na nas będzie sam I Sekretarz. Obowiązują stroje odświętne, pierwszomajowe. Gadgety z epoki mile widziane!!! Część z nich można otrzymać w Smelly i Bigosie - wystarczy kliknąć plakat lub otworzyć notki o pochodzie rozsyłane na grupy Bigosu i Smelly Cat.

Po pochodzie zapraszamy wszystkich na szalone pohulanki w rytmie muzyki z "tamtych czasów" :)

P.S.: UWAGA! Impreza nie ma charakteru politycznego, nie obchodzi nas kto na kogo głosuje itp, nie reprezentujemy żadnej partii i żadnych określonych poglądów. Naszym jedynym celem jest dobra zabawa oraz wspomnienie pewnej historii niektórym z nas najbliższej :) TO TYLKO I WYŁĄCZNIE HAPPENING HISTORYCZNY :)