piątek, 22 maja 2009

Jest gdzieś lecz nie wiadomo gdzie...


Morfina.

Nasza największa duma, miejsce w którym czujemy się dobrze. Które stworzyliśmy z niczego od podstaw. Miejsce gdzie nic nie jest takie jakie się być wydaje. Gdzie trupy, demony, wisielce, gdzie muchy brzęczą złowieszczo nad zamkniętym w plastikowym worku nadpsutym korpusem. I jednocześnie miejsce w którym znajdziesz ludzi kochających sztukę. Wyżywających się nad słuchaczami i widzami snując przed nimi wizje. Raz porywając ich w mroczne odmęty umysłu szaleńca, a raz pozwalając pogrążyć się w ekstazie erotycznych opowieści. Morfinę albo się lubi, albo nie, ale cieszy mnie to, że rzadko kto pozostaje wobec niej obojętny.

Do tej pory mieliśmy trzy miejsca. W tworzeniu dwóch z nich brałem udział i naprawdę to tam nauczyłem się wszystkiego co umiem. Niestety czas Morfiny w Centrum Polska dobiegł końca. Wielu z Was pyta mnie dlaczego. Wiele przyczyn nałożyło się w jednym czasie i miejscu. Dość powiedzieć, że z CP rozstajemy się w pokoju z daleka od awantur i żali.

Co dalej? Wiem, ze wiele osób ucieszyłoby się bardzo, gdybym napisał, że to koniec Teatru i landu Morfiny, ale spokojna Wasza rozczochrana :) Nie napiszę. Morfina wróci niebawem z nową ochotę do pracy, nowymi pomysłami i po gruntownym remoncie. Republiki padają, cesarstwa obracają się wniwecz, a biedna Morfinka pomimo wszystkich burz zawsze znajdzie motywację aby być i działać :)

Po prostu czekajcie.
Jeśli ktoś nie chciałby przegapić powrotu Morfiny, a nie jest jeszcze w grupie przyjaciół teatru - proszę zgłosić się na IM do mnie, lub do Jantarki czy Liliki.

sobota, 16 maja 2009

Dlaczego Ciebie tam nie było? :)

Zgodnie z zapowiedzą tego wieczoru w naszej kochanej Morfince było nie tylko parno, ale i strasznie duszno... Co bardziej rozgorączkowane głowy oczyma wyobraźni widziały dzikie orgie i łagodne seksualne igraszki. Mam nadzieję, że udało nam się wywołać u was choć malutki dreszczyk emocji i do dziś, Ci którzy byli na naszym wieczorku na hasło "mała czarna" uśmiechną się znacząco pod wąsem. Ale, ale to jak to było? Górą czy dołem? :)

A jeśli Cię nie było? Żałuj. I koniecznie zaplanuj sobie następny raz. Za dwa tygodnie w nowej Morfinie.









piątek, 15 maja 2009

Duszno i parno w Morfinie




Chciałem zacytować tutaj fragment opowiadania, które wybrałem dla Was na dzisiejszy wieczór erotyczny w Morfinie, ale... Stwierdziłem, że nie mam ochoty robić z mojego bloga miejsca tylko dla dorosłych :) Poza tym nie chcę Wam psuć niespodziewanki. I wszystkich zainteresowanych dobrą, aczkolwiek ostrą erotyką zapraszam dziś wieczorem do Morfiny. Przyprowadźcie swoich partnerów, partnerki, mężów, żony, braci i siostry, przyjaciół, a my postaramy się abyście nie nudzili się. Ostrzegam jednak, że wieczorek w Morfinie nie jest dla ludzi pruderyjnych. Nam przez gardło przechodzi wszystko :)

Po ostatnim wieczorze rozmawiałem z ludźmi, na temat czytania opowiadań erotycznych. Zaskoczyło mnie troszkę jedno spostrzeżenie. Wiele osób dziwiło się, że z taką lekkością poradziliśmy sobie z Jantarką z czytaniem opowiadań zawierających opis wyuzdanego aktu seksualnego, że słowa "kutas", "cipka" i "pieprzyć" przechodziły przez nasze gardła tak łatwo jakbyśmy mówili "winogrono", "wiosna" i "rwać" :). Zastanawiałem się troszkę dlaczego jest właśnie tak. Dlaczego nikt nie dziwił się kiedy czytałem opis zjadania zwłok wykopanych z grobu przez zwyrodnialca, czy inne opowiadania grozy w których opisy makabry przekraczały daleko granice dobrego smaku? Dlaczego szokują nas rzeczy przyjemne i w ten czy inny sposób bliskie każdemu z nas? Wiem pruderia, cnota, wstydliwość, intymność. Cholernie trudno jest nam przyznać się, że wszyscy lubimy czasem poszaleć i lubimy czytać i słuchać o tym jak szaleją inni. A może to dobrze? Przecież zbyt wyuzdane społeczeństwo zabiłoby przecież tajemniczość erotycznych uniesień. W każdym razie dziś dla wszystkich małych i dużych świntuchów, którym uszy nie więdną na dźwięk słów wymienionych wyżej (i nie mam tu na myśli słowa "winogrono"!!!) dziś kolejna porcja erotycznych szaleństw - a moze to będzie dla Ciebie dobry początek bardzo przyjemnego wieczoru we dwoje? :)

Czekamy na Was w Morfinie o godzinie 22.30. :)

środa, 13 maja 2009

Szarpajmy ciało na sztuki, Niechaj nagie sterczą kości

Polacy mają wiele cech narodowych, którymi się szczycą. Mają wiele pięknych kart w swojej historii o których pamiętają i których pamięć hołubią. Mają jednakowoż sporo wad o których mówią z fałszywą skromnością i wiele takich stron w historii których się wstydzą, a które świetnie oddają całość polskiej duszy. Ułańska fantazja już dawno odeszła do lamusa. Kindersztuba i szarmancka elegancja również nie jest naszą dobrą stroną? Gościnność? Nauczyliśmy się już dziś nie ufać nikomu. Patriotyzm? Śmiechu warte.

Niestety wady z życia codziennego łatwo przenoszą się również w świat wirtualny. Nie bez kozery mówi się o tym, że gdzie dwóch Polaków tam muszą być trzy różne stanowiska i poglądy. Nie na darmo to właśnie polski światek obfituje w konflikty i wręcz do dobrego tonu należy megalomania i obrzucanie błotem wszystkich, którzy nie pasują do głównego nurtu.

Według polskiej Slowej społeczności, dla której szczytem wirtualnych marzeń są szemrane interesy, megalomańskie zapędy (vide historia Polskiej Republiki), snobizm (vide Bohema), czy podrygiwanie pikselowych ciał w rytm elektronicznej muzyki wśród elektronicznych świateł spływających z ekranu monitora, każdy kto jest INNY i nie płynie z nurtem głównym powinien zostać zadziobany.

"OBCY" zagraża poczuciu jedności grupy. Jeśli "INNY" odważy się wyrazić własne zdanie - należy go spacyfikować, osaczyć. Jeśli zaczyna krzyczeć trzeba go ośmieszyć - chociażby tworząc wierszowane paszkwile, czy sugerując że jest niespełna rozumu (prawda panie Podex? :)). Ba Można nawet obrazić jego nieżyjących rodziców, licząc na to, że zamknie to mu gębę. Jeśli ma racje i mówi prawdę - a ta prawda jest niewygodna dla elity można a nawet należy kłamać, jak kłamał publicznie jeden z tuzów polskiego świata finansowego. Jeśli innemu się coś uda należy mu dokopać obsmarowując go gdzie i ile się da. W końcu to SWOI robią dobrą robotę (nawet jeśli obiektywnie tworzą totalne chałtury), innego trzeba zgnoić, żeby nie czuł się za dobrze z tym co zrobił. Ażeby go jeszcze bardziej pogrążyć można ocenić jego pracę poprzez pryzmat cech jego osobowości, ośmieszyć ją. Można również napisać anonimowy komentarz licząc na to, że ktoś zasugeruje się debilnym niepodpisanym zdaniem :)

Owszem, to wszystko niezła strategia. Tylko po co? Pozwala wierzyć niektórym, że są wyjątkowi? Lepsi od innych? Muszą sięgać takich środków aby podnieść z podłogi swoje leżące ego? Może pozwala się dowartościować tym, którzy sami niczego nie robiąc, których największą zaletą i zasługą jest to, że SĄ i starczy :). Przecież to oni najczęściej roszczą sobie prawo do oceny postępowania i działania innych. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że ta strategia nie zawsze działa.

Niektórzy INNI nie dadzą się zgnoić. I dalej będą na przekór wszystkim pokazywać "SWOIM", że czasem mają rację. I może sobie sfora piesków królowej, na czele z przewodnikiem stada w postaci króla polskich finansów ujadać. Psy niech szczekają karawana i tak pojedzie dalej. Tylko waszych nerwów moi drodzy troszkę szkoda, bo INNI póki co mają się dobrze i pozdrawiają zza zakrwawionych murów swojego teatru :)

Tak myślałem co mógłbym zadedykować tym wszystkim należącym do elyty, którzy biją bezradnie dość głową w mur naszej morfinowej niewzruszoności... Kiedyś Wojtek Młynarski napisał chyba najdoskonalej to co chcialbym wam drogie panie i panowie kundelki powiedzieć:









Co by tu jeszcze?


Słów kilka w sprawie grupy facetów
chcę tu wygłosić,
lecz zacząć muszę nie od konkretów,
a od przeprosin:
skruszon szalenie, o przebaczenie
pokornie proszę,
że trochę pieprzny jest felietonik,
który wygłoszę.

Lecz mam nadzieję, że choć się w słowie
tutaj nie pieszczę,
to wybaczycie mi to, panowie,
raz jeden jeszcze...

Otóż faceci wokół się snują,
co są już tacy,
że czego dotkną, zaraz popsują,
w domu czy w pracy,
gapią się w sufit, wodzą po gzymsie
wzrokiem niemiłym,
na niskich czołach maluje im się
straszny wysiłek !

Bo jedna myśl im chodzi po głowie,
którą tak streszczę:
Co by tu jeszcze spieprzyć panowie,
co by tu jeszcze ?

Czasem facetów, żeby mieć spokój,
ktoś tam przerzuci,
do jakieś sprawy, co jest na oko
nie do popsucia.
I już się prężą mózgów szeregi
i wzrok się pali,
i już widzimy, żeśmy kolegi
nie doceniali.

A oni myślą w ciszy domowej
lub w mózgów truście -
Co by tu jeszcze spieprzyć panowie,
co by tu jeszcz ?

Lecz choć im wszystko jak z płatka idzie,
sprawnie i krótko,
czasem faceci, gdy nikt nie widzi,
westchną cichutko,
bo mając tyle twórczych pomysłów,
tyle zdolności,
boją się, by im wkrótce nie przyszło
trwać w bezczynności.

A brak wciąż wróżki, która nam powie
w widzeniu wieszczym:
jak długo można pieprzyć, panowie
jak długo jeszcze ?

Pozwólcie, proszę, że do konkretów
przejdę na koniec:
okażmy serce dla tych facetów,
zewrzyjmy dłonie,
weźmy się w kupę, bo w tym tkwi sedno,
drodzy rodacy,
by się faceci czuli potrzebni
w domu i w pracy.

Niechaj ta myśl im wzrok rozpłomienia,
niech zatrą ręce,
że tyle jeszcze jest do spieprzenia !
A będzie więcej !

sobota, 9 maja 2009

Le Petit Chaperon Rouge w Piwnicy :)


Przyznaję, że Czerwony Kapturek w Piwnicy to było jedno z najbardziej oczekiwanych przeze mnie wydarzeń w ostatnim czasie w polskim SL. Nie uczestniczę w życiu klubowym, mało rozumiem wieści ze świata bohemowej elyty, bom przecież morfinowy buntownik, błazen i Cygan, nie docierają do Morfiny również wieści o koncertach różnej maści pop gwiazdek, ale przyjemności obejrzenia spektakli, filmów, czy wysłuchania słuchowisk nie potrafię sobie odmówić. Ot taka wada genetyczna.
Oczywiście czasem odnajduję w nich więcej dla siebie, czasem mniej. Czasem bezsilnie zgrzytam zębami, widząc zupełnie nic nie wnoszące, odtwórcze show w którym egzaltowany konferansjer zachwyca się nierównym tańcem pikselowej lalki na zakupionych w sklepie z animacjami kulkach. Czasem zachwyci mnie pomysłowość i wartka narracja tekstu, tembr głosu czy zdolności kreatora. Czasem za serce chwyci zazdrość, że na tak proste acz genialne rozwiązania nie wpadłem ja sam dużo wcześniej, lub, że ktoś osiągnął właśnie poziom dla mnie jeszcze nieosiągalny. A Kapturek?


Kiedy wszedłem do kina byłem bardzo mile zaskoczony. Wystrój Piwnicy zawsze bardzo mi się podobał i tym razem nie zawiodłem się. Nastrojowa sala kinowa, tłumy - jak to na premierze. Długo nie mogłem wbić się na stream żeby obejrzeć film (zapewne youtube nie spodziewało się takiego oblężenia SLowych kinomaniaków), ale kiedy już udało mi się oczom moim ukazało się małe dziełko, które baaardzo przyjemnie mnie zaskoczyło.

W sumie całość można by podsumować krótko, żeby uniknąć wodolejstwa i pseudointelektualnego bełkotu, który szerokim strumieniem wylał się niedawno z ekranu mojego monitora kiedy otworzyłem jeden z Slowych blogów - naprawdę fajna produkcja. Odnoszę jednak wrażenie, że to zamazałoby trochę pieczołowitość i dbałość autorów Kapturka o to aby efekt finalny naprawdę sprawiał przyjemność nie tylko im samym, ale i widzom.


Czy udało się to? O tak! Zdecydowanie. Świetna oprawa dźwiękowa, rewelacyjne prowadzona kamera, zrealizowane z dużym wyczuciem ujęcia, fantastyczne scenografie, sympatyczne kostiumy, niebanalne (sic!) zakończenie - to wszystko sprawia, że film robi wrażenie na widzu, który zatrzyma się nad nim na chwilę. Całej ekipie twórców należą się wielkie brawa. I nie piszę tego tylko jako widz, ale próbuję podejrzeć świat zza kamery zdając sobie sprawy ile twórczej pracy i miłego zapewne wysiłku kosztowała realizacja przedsięwzięcia. Chylę czoła przed wszystkimi którzy maczali swoje pikselowe i realne palce w projekcie. Z niecierpliwością czekam na więcej :)

Gdybym miał się do czegoś przyczepić - to szkoda, że nie wykorzystano milo brzmiących damskich piwnicznych głosów, głos samotnego lektora aczkolwiek nienaganny w swej dykcji, jednak troszeczkę odbarwił całość. Mimo wszystko to najlepsza polska produkcja filmowa jaką widziałem w SLu. I co do tego nie mam żadnych wątpliwości. (czy wspominałem już, że jestem nieco zazdrosny?)

I jeszcze parę słów komentarza. Na film "Czerwony Kapturek" posypały się pseudozabawne komentarze. Ludzie, którym wydaje się, że są elitą polskiego SLa - tak sami określają siebie na jednym z for dyskusyjnych, nieodwołanie roszczą sobie prawo do zabierania głosu i ferowania ocen w sytuacji kiedy sami poza byciem "elitą" nie robią nic. Niestety najgorsze przypadki są wówczas kiedy komuś się coś wydaje... To się nawet trudno leczy... :) Cóż, jak mawia mój niezawodny horrorowy przyjaciel - "Psy szczekają - karawana jedzie dalej". I tak chyba należy postąpić kiedy słyszy się ujadanie bandy postrepublikańskich kundelków. Prawda?

Piwnico pod Aniołem w moim ukochanym Poznaniu. Dziekuję. I tak trzymajcie.

Aha - zapraszam na film :)



poniedziałek, 4 maja 2009

Bielszy odcień dysonansu

Czym się pan tak przejął, proszę pana,
że ludzie przestali już śnić?
Bo nie mają czasu
A to jest życie proszę pana,
samo życie niestety...


Pikselowy świat Second Life poza wieloma urokami ma też swoje ograniczenia i wady. Niektóre pozytywnie zaskakują, inne rozczarowują jak rzadko co. Jeszcze inne boleśnie kopią w tyłek i czasem nawet bolą.

Specyfiką świata SL odartego z dostępu do niektórych pozawerbalnych kanałów komunikacji - tak ważnej dla mnie mimiki i kanału wzrokowego jest to, że padające w tym świecie słowa często są źle interpretowane. Dlaczego? Z prostej przyczyny szukając w słowach właściwych im emocji nakładamy na nie własne, niekoniecznie zgodne z intencją mówcy. A to niestety często zawodzi nas i spycha na manowce.

Czasem bardzo chcemy uwierzyć komuś. Uwierzyć w to, że chce dobrze, że ma czyste intencje. Szukamy w innych ludziach dobrej twarzy i staramy się brać wszystko co mówią za dobrą kartę. Niestety potem okazuje się, że nic nie jest takie jakie powinno być, że słowa mogą mieć wiele znaczeń, że półprawdy to zwykłe kłamstewka szeptane do ucha naiwnym. I o ile po niektórych spływa to jak woda po kaczce na innych czasem robi to spore wrażenie.

W ostatnim czasie poczułem się wplątywany w dziwny układ. Czułem, że ktoś chce zbić jakiś kapitał nie do końca uczciwie i nie do końca szczerze. Poczułem się manipulowany i przez sam fakt obecności w pewnym miejscu brudny. Było mi cholernie przykro, bo bardzo chciałem wierzyć człowiekowi i jego słowom, niestety dysonans przeszkodził.

Kilka dni później dowiedziałem się o kolejnej historii. Oto z innej strony, ktoś ma zamiar namówić mnie do udziału w przedsięwzięciu na które nie mam ochoty, ukrywając to za gładkimi słowami i deklaracjami. Z jednej strony szacunek wobec osób, z drugiej wściekłość i wielki żal. I ten cholerny dysonans.

A może to właśnie dzięki niemu jeszcze umiem czasem spojrzeć we własne oczy?

Ces't la vie po raz kolejny...